XI.

112 6 13
                                    

Czy wspominałam już jak okropne były pomysły Marthy?

Lubiłam spędzać z nią czas. Pozwalało mi to trochę odpocząć od codzienności i wszystkiwgo co działo się w mojej głowie. To zawsze były drobne rzeczy jak spacer po Central Parku, przejażdżka rowerem po Brooklynie czy zwykła nocka u niej w mieszkaniu.

Wyjazd poza Nowy Jork nigdy nie wchodził w grę.

Nic nie stało mi na drodze do opuszczenia miasta a jednak nie mogłam tego zrobić. Jak tylko pomyślałam o opuszczeniu mieszkania robiło mi się niedobrze.

Bo tutaj byłam bezpieczna. Tutaj miałam jeszcze po co istnieć, z dala od moich własnych problemów. Z dala od mojego rodzonnego miasta w którym doświadczyłam i widziałam zbyt wiele, przez co do dziś męczą mnie koszmary.

Wracając, pomysły Marthy zawsze mnie zadziwiały.

Ale tym razem przegięła.

– Czekaj, co?

– No mówiłam Ci! – uśmiechnęła się machając mi przed twarzą biletami. – Załatwiłam nam wylot na Wyspy Kanaryjskie!

No ja pierdolę.

***

Nie spodziewałam się, że na to pójdę.

A jednak, siedzę tu na lotnisku z miną srającego kota ignorując moje skaczące z nerwów kolano. Martha wdała się w dyskusję z jakąś starszą Panią która zbeształa ją, że trzyma buty na siedzeniu obok.

Ja byłam wyłącznie skupiona na tłumach które mnie otaczały, nie pragnąc nic więcej jak tylko uciec z tego okropnego miejsca. Nadal to do mnie nie docierało, że się zgodziłam. Że popełniłam tak straszną głupotę.

Z westchnięciem, wyciągnęłam komórkę i napisałam do jedynej osoby, która akurat przemknęła przez moją myśl. Nie wiedziałam czy była zajęta czy nie ale mimo to i tak liczyłam, że mi odpowie.

Stresuję się.

Czekałam. Wzrok miałam wbity w podłogę, ściskając swój telefon w dłoniach. Martha przestała się kłócić a babka nagle wstała i pełna oburzenia zaczęła iść w kierunku toalet.

Josephine:
To coś poważnego?

Prawie podskoczyłam gdy nadeszła odpowiedź. Zastanowiłam się przez chwilę i napisałam:

Jestem na lotnisku.
Martha załatwiła nam hotel na Wyspach Kanaryjskich.

Przez moment nic nie odpisywała, czytając wiadomość. Zawsze mnie to stresowało ale w obecnej sytuacji jedynie pogarszało mój stan.

Josephine:
Chciała dobrze.
Po za tym przyda Ci się trochę odpoczynku.

Nie rozumiesz.
Ja tam jadę na tydzień.
Nie przeżyję tego.

Josephine:
Pamiętasz o czym rozmawiałyśmy ostatnio?
Nie możesz wiecznie przed tym uciekać.
Przecież ufasz Marcie, wiesz, że nic Wam się nie stanie.

Cholernie się boję.
Kolano mi skacze, tak jak wtedy.
Myślę o tym i nie umiem przestać.

Second Chance   t.starkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz