XII.

124 6 5
                                    

Obudziłam się łudząc, że dzień wczorajszy był jedynie koszmarem. Martha leżała obok, cicho pochrapując przez wyschnięte gardło. Sprawdziłam godzinę.

Ośma dwadzieścia.

Miałyśmy pół godziny do śniadania dlatego od razu zajęłam się dobudzaniem mojej skacowanej przyjaciółki. Pojękiwała z bólu, zasłaniając się poduszką i miedzyczasie nazywając mnie okropną babą ale ja nie odpuszczałam.

W końcu pociągnęłam ją na dół ci skutecznie ją rozbudziło i wygoniłam pod prysznic. Sama posprzątałam trochę w pokoju i zaścieliłam łóżko na którym usiadłam, przecierając twarz z resztek snu.

Czy to mógł być on? Wyglądał tak realistycznie, będąc tak daleko. Nie. To tylko wymysł mojej pijanej wyobraźni. Przecież skąd mógł wiedzieć gdzie byłam? Napewno siedzi w Nowym Jorku razem z tą swoją kochanką z Sycyli czy skądś tam i je na śniadanie kawior z whiskey.

Jedno było pewne.

Jego widok nie był mi teraz potrzebny.

Zaraz potem jak Martha wyszła, przebrałam się w szorty oraz koszulkę i umyłam zęby. Zrobiłam na szybko makijaż, nie kwapiąc się by sięgnąć po eyeliner i wyszłam razem z blondwłosą na korytarz, zgarniając po drodze klucz do drzwi.

Prawdę mówiąc dojście do jadalni zajęło nam więcej niż myślałam. Martha szła strasznie powoli ze względu na jej ból głowy i gigantycznego kaca przez którego nie mogła nawet skleić poprawnego zdania. Żeby nie wyglądać jak trup, założyła na nos okulary przeciwsłoneczne i związała włosy w koka, który i tak po kilku minutach zamienił się w kucyka.

Na śniadaniu nie było wielu ludzi. Pewnie połowa zamówiła śniadanie do pokoi, nie mogąc wyjść z łóżka po wczorajszej imprezie. Nie dziwiłam im się.

Martha zagadnęła coś do mnie podczas śniadania, ale byłam tak skupiona na swojej kawie, że nic nie zrozumiałam.

Dwadzieścia minut później na głownym korytarzu zebrała się grupka turystów ktorzy mieli pojechać na wycieczkę po malowniczych terenach wyspy, a w tym my — dwie Amerykanki z czego jedna na kacu a druga lekko pierdolnięta.

Wsadzili nas w autobus, który na szczęście miał klimatyzację. Przewodnik mówił coś do nas ale nikt go nie słuchał oprócz staruszków na tylnych siedzeniach. Martha przespała połowę drogi, budząc się z odciskiem szyby na policzku i grymasem pięciolatki na twarzy.

Ten wyjazd zapowiadał się cudownie.

Wyczujcie ten sarkazm.

– Denise? – wyrwała mnie nagle z zamyślenia.

– Tak?

– Już nigdy nie tknę alkoholu. Przysięgam.

Parsknęłam krótkim śmiechem.

– To było dobre. – poklepałam ją po ramieniu obserwując jak posyła mi nienawistne spojrzenie.

– Nienawidzę Cię.

– Taa, ja siebie też.

***

W trakcie zwiedzania, zrobiono przerwę w oklicznej kawiarni i dano nam godzinę do dyspozycji. Ja oczywiście poszłam szukać wody a Martha została w kawiarni z przewodnikiem, który swoją drogą chyba miał jej dość.

  Wychodząc ze sklepu, natknęłam się na kilku mężczyzn w garnoturach niosących nesesery. Szli w otoczeniu ochroniarzy, chcąc jak najszybciej znaleźć się w budynku do którego właśnie zmierzałam.

Second Chance   t.starkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz