X.

132 11 28
                                    

Obudziłam się gdy zaczęło świtać.

Byłam odkryta, a moje ramiona pokryte gęsią skórką. Poruszyłam lekko głową by obejrzeć się za siebie, dokładnie tam gdzie spał blondyn. Wypuściłam powietrze nosem i zmrużyłam powieki gdy pierwsze oznaki kaca postanowiły dać o sobie znać.

Wciąż go na sobie czułam. Jego dotyk, miękkie i silne dłonie, które kawałek po kawałku odkrywały każdy zakątek mojego ciała. Jego usta, ciepłe ale gorzkie w posmaku, przypominające mi, że to tylko na chwilę.

Że to nie ma znaczyć nic więcej.

Zebrałam z powrotem swoje rzeczy i na nowo się ubrałam ignorując burczenie w brzuchu. Zapięłam bluzkę, rzucając mu ostatnie spojrzenie. Jasne kosmyki opadały mu na czoło które teraz pokrywała niewielka zmarszczka. Jego nagi tors unosił się lekko do góry i opadał jak piórko.

Chciałam zostać. Chciałam znów wejść pod kołdrę i powtórzyć to co razem robiliśmy przez pół nocy. Może po wszystkim zrobiłby mi kawę i obiecał, że jak wróci to weźmie mnie na randkę po której znowu trafimy do łóżka.

Moje usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu na tę uroczą wizję która jak tylko się pojawiła tak zaraz zniknęła przez obrazy z mojej przeszłości, która w życiu by mi nie pozwoliła na coś takiego.

Ubrałam buty i wyszłam.

Tak po prostu zostawiłam za sobą kolejną szansę na szczęśliwe zakończenie, którego nigdy nie miało być w planie.

A przynajmniej tak myślałam.

Nowy Jork o poranku był czymś czego nigdy nie dało się zapomnieć. Rześkie powietrze, ludzie śpieszący się do pracy, żółte taksówki połyskujące w porannym słońcu...

Ze wszystkich miejsc na świecie to tutaj czułam się naprawdę sobą.

Może to przez urok miasta a może dlatego, że demony mojej przeszłości nie były w stanie mnie tu dosięgnąć.

Zapaliłam papierosa nie mogąc odeprzeć tej chęci i zaciągnęłam się. Paczka czerwonych Malboro oczywiście nie była moja, ukradłam ją Willowi i jakoś nie miałam po tym wyrzutów sumienia.

Raczej się nie obrazi.

Zawędrowałam pod blok Marthy, z głową ciężką od myśli i skutków kaca, które zdąrzyły mnie zepchnąć na temat Starka. Było mi lepiej bez niego i umiałam to przyznać. Więc dlaczego moje ciało mówiło co innego?

Dlaczego ze wszystkich facetów na świecie to właśnie o nim musiałam pomyśleć gdy osiągałam szczyt wczorajszej nocy?

To było popieprzone.

Ja byłam popierzona.

Zanim zdąrzyłam się zwyzywać, Martha otworzyła mi drzwi i kazała wejść do środka. Nie była zdziwiona ani zła. Przyzwyczaiła się, że często przychodziłam do niej o tak wczesnej porze a nawet w nocy. Problemy z zaśnięciem miałam od dziecka ale to co przeżywałam we własnym mieszkaniu, było zupełnie innym rodzajem bezsenności.

- No i? - zapytała mnie zachrypłym głosem, po czym odchrząknęła. - Jak było?

- To był tylko seks, Martha. - zaznaczyłam, grzebiąc po jej szufladach w poszukiwaniu aspiryny. - Nic wielkiego.

- Mhm. Widzę jak Ci się oczy świecą. Powiedz prawdę.

Westchnęłam, pozwalając by tabletka spłynęła mi po gardle wraz z łykiem wina którym ją popiłam.

- Było przyjemnie. Dużo lepiej niż ostatnim razem. - przyznałam w końcu a rudowłosa wyszczerzyła się i przygryzła wargę. - Wypierdalaj mi z tym uśmieszkiem.

Second Chance   t.starkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz