VIII.

166 10 3
                                    


Czemu się zgodziłam?

Czy to przez jego obietnicę? Czy to przez sposób w jaki mnie trzymał? Czy to przez jego ciepły oddech muskający wtedy moją odkrytą szyję?

Zadawałam sobie te pytania stojąc przed lustrem w którym się przeglądałam. Wszystko było nie tak, poczynając od fryzury aż po durne obcasy które miałam na nogach. Czułam się okropnie.

Byłam tak cholernie nie idealna.

Nie podobna do tych wszystkich modelek czy aktorek z pięknym uśmiechem i cerą jak z okładki. Byłam niską, szczupłą brunetką z włosami które nigdy nie chciały się kręcić ani układać. Byłam zwykłą dziewczyną pozostawioną samej sobie, kopniętą przez życie i wyrzuconą na przedmieścia Nowego Jorku.

Kiedy wskazówka na zegarze przesunęła się na godzinę ósmą zabrałam swoją skórzaną kurtkę nakładając ją powoli by nie zepsuć loków, które zrobiła mi Martha.

Siedziała w moim mieszkaniu od dwunastej, wymyślając najróżniejsze scenariusze jak może przebiec kolacja. Dawała mi kilka porad jak się zachować, czego nie robić i przede wszystkim czego nie mówić. W jej ustach brzmiało to niemal jak kazanie którego słuchałam aż do dziewiętnastej.

Wchodząc do windy, mimowolnie wszystko sobie powtórzyłam by chociaż w jakimś stopniu wyjść z tego cało.

Zjechałam na dół. Drzwi otworzyły się z cichym szurnięciem.

Pierwszy krok.

Wdech, Denise.

Drugi krok.

Dasz radę.

Trzeci krok.

Za ostatnim szarpiącym wdechem wyszłam na zewnątrz.

Zawsze wiedziałam co robić w sytuacji bez wyjścia. Ale tym razem pozostałam kompletnie bezbronna. Pustka. Nie miałam jak ani dokąd uciec.

Jedyne przed czym udało mi się ucicec to przed jego przeszywającym spojrzeniem, którym zlustrował mnie od góry do dołu, stojąc oparty o swój drogi samochód.

- Przez chwilę myślałem, że nie przyjdziesz i sam będę musiał Cię stamtąd wynieść. - zagadnął wesoło, podchodząc do mnie. Spuściłam szybko głowę na chodnik pode mną starając się nie przykuwać uwagi do jego słów.

- Denise.

Zadrżałam gdy moje imię opuściło jego usta.

Wdech i wydech.

Jego palce ostrożnie dotknęły mojego podbródka, podnosząc moją głowę. Nadal nie odważyłam się na niego spojrzeć ani tymbardziej poruszyć z miejsca.

- Możesz na mnie spojrzeć, przecież nie gryzę.

Zajrzałam w ciemne tęczówki by odnaleźć w nich swoje odbicie. Nie było tak dobrze widoczne jak w lustrze ale nadal mogłam w nim siebie rozpoznać.

- Miejmy to już za sobą. - westchnęłam, opuszczając swoje ramiona. Tony zmarkotniał, puszczając mnie i podchodząc do auta by otworzyć mi drzwi.

Wsiadając do środka nie odrywał ode mnie wzroku. Ja poniekąd też ale starałam się tego nie robić. Droga mijała nam w napięciu. Jedynym dźwiękiem który był w stanie mnie uspokoić były ciche piosenki lecące w radiu.

- Jesteś nad wyraz cicha, gwiazdeczko. - zauważył, skręcając kierownicą.

- A Ty nad wyraz irytujący. - ucięłam, zapominając żeby trzymać język za zębami. O dziwo nic nie odpowiedział, uśmiechając się pod nosem i obserwując drogę.

Second Chance   t.starkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz