2

397 45 10
                                    

Na szczęście przez całe osiem godzin, jakie spędziłam w szkole nie wydarzyło się zupełnie nic, co mogłoby jeszcze bardziej popsuć mi ten dzień. Względnie spokojna wracam do domu z zamiarem dokończenia książki, która czeka na mnie już od trzech dni. Parkuję samochód przed garażem, po czym wysiadam i kieruję się do drzwi wejściowych, które ku mojemu zdziwieniu nie są zamknięte na klucz. Z mocno bijącym sercem zaglądam przez szybkę w drzwiach. Jestem pewna, że ani Helen, ani Edward nie wracają o tej porze dnia do domu, a Sophie, nasza gosposia, wraca z sanatorium dopiero za tydzień.

Niepewnie wchodzę do środka, chociaż zdrowy rozsądek każe raczej uciekać, i cicho odstawiłam torbę na ziemi. Na palcach wchodzę do kuchni i zamieram, czując oddech na karku.

Odwracam się tak szybko, że o mało nie uderzam nosem w męską klatkę piersiową.

- Andy?- pytam, niedowierzając. Przecieram oczy, upewniając się, że mój przybrany brat naprawdę przede mną stoi, uśmiechając się do mnie szeroko. W głowie miałam już najgorsze scenariusze. Chyba naoglądałam się zbyt dużo filmów kryminalnych.

- We własnej osobie, siostro- nazywa mnie tak chociaż nie jesteśmy biologicznie spokrewnieni.

- Wystraszyłeś mnie! Myślałam już nawet, że ktoś się włamał!- nieznacznie podnoszę głos, ale mimo to rzucam mu się na szyję, a mężczyzna od razu zamyka mnie w mocnym uścisku.- Tęskniłam- mamroczę w jego szyję.

- To tak samo jak ja- nadal mnie nie puszcza, kołysząc nami delikatnie.

- Dlaczego nie przyjechałeś na wakacje?- niechętnie odsuwam się od niego na odległość ramiom. Andy wzdycha, przeczesując przydługie już jasne włosy.

- Pracowałem, przecież wiesz. Chciałem zrobić wam niespodziankę zanim rozpocznę kolejny semestr.

Andy wyjechał na studia do Newcastle, łamiąc przy tym moje serce. Wiedziałam, że będzie chciał studiować, ale nie spodziewałam się tak daleko położonej uczelni, gdzie studiuje medycynę, a co za tym idzie, prawie nie przyjeżdża do domu.

Andy został adoptowany przez Edwarda i Helen, kiedy miał osiem lat. Byli świeżo po ślubie
i jeszcze nie wiedzieli, że nie doczekają się biologicznych dzieci. Z opowieści babci wiem, że biologiczna mama Andy'ego zmarła na raka, a ojca nigdy nie poznał. Generalnie nigdy nie rozmawiamy na ten temat, dlatego też nie znam zbyt wielu szczegółów. Po prostu staliśmy taką małą rodzinką i nie przeszkadza nam, że Helen i Edward nie są naszymi biologicznymi rodzicami.

- Opowiadaj, co u ciebie- zachęcam z uśmiechem.- Ja w tym czasie odgrzeję obiad. Pewnie jesteś głodny.

I tak też robimy. Podczas posiłku opowiadamy sobie nowinki jak za starych, dobrych czasów, po czym opadamy razem na kanapę w salonie. Kolana Andy'ego służą mi za poduszkę kiedy kontynuujemy nasze pogaduchy. Pomimo upływu lat nadal nie mogę uwierzyć, że staliśmy się rodzeństwem. Edward jest rodzonym bratem mojej mamy, dlatego też znam Andy'ego niemal całe życie.

Chwilę po piątej po południu słyszymy dźwięk otwieranych drzwi, ale jesteśmy na tyle leniwi, że żadne z nas nie rusza się, aby sprawdzić, kto to. Parę sekund później do salonu wchodzi Helen ze stosem dokumentów w dłoniach, co oznacza, że po godzinach pracy zamierzała pracować jeszcze w domu. Gdy nas dostrzega, z głośnym hukiem upuszcza zawartość swoich rąk i rzuca się w uścisku na Andy'ego, przez co jesteśmy zmuszeni wstać. Jego przyjazd jest niespodzianką również dla niej.

- Och, Andy- tuli go mocno.- Dlaczego nie mówiłeś, że przyjedziesz?- pyta, patrząc to na mnie, to na niego.

- Chciałem zrobić wam niespodziankę- odpowiada uśmiechnięty. Pochyla się i zaczyna zbierać kartki, które Helen przed chwilą upuściła.

- Och, daj spokój z tymi dokumentami- macha ręką w pobłażaniu, jednak Andy nie odpuszcza aż do ostatniej karteczki samoprzylepnej.- Jedliście już?- pyta kiedy chłopak podaje jej cały stos kartek.

- Tak- odpowiadamy w tym samym momencie, uśmiechając się do siebie szeroko. Naprawdę za nim tęsknię. Każdego dnia. Z nim przy boku życie było odrobinę łatwiejsze.

- Może wyjdziemy gdzieś razem?- proponuje Helen, patrząc na nas ciepło.

- A może lepiej zostańmy w domu i pograjmy w planszówki?- wtrącam dość nieśmiało, jak na fakt, że jestem wśród najbliższych.

- Świetny pomysł- popiera mnie brat, kiwając głową.- Spędzimy trochę czasu razem.

Tak też robimy. Helen rezygnuje nawet z pracy, a po kolejnej godzinie dołącza do nas sam Edward, co jest dość niecodziennym widokiem. Mężczyzna jest naprawdę zapracowanym prawnikiem, którego nie widuję czasami tygodniami, pomimo że mieszkamy pod jednym dachem. Ale i do tego da się przyzwyczaić.

I mimo, że bardzo przyjemnie spędzamy wieczór w gronie rodziny, kiedy nadchodzi czas spania jak średnio kilka razy w tygodniu kładę się na miękkim, puszystym dywanie w moim pokoju
i patrzę w biały sufit. Kiedyś pomagało mi to uporać się z męczącymi mnie myślami. Teraz robię to zupełnie bezcelowo. I jak codziennie dochodzę do jednego wniosku: nastoletnie lata to najgorszy czas w moim życiu. Nic nie jest takie, jak powinno być. Powinnam nadal mieszkać w Tring, chodzić na imprezy i do kina, a zamiast tego po raz kolejny pozwalam sobie na słabość. Tak nie powinno być. Wiem, że powinnam doceniać wszystko, co mnie otacza i dał mi los. Mogłam przecież wylądować w okropnym miejscu, gdyby Edward i Helen mnie nie przygarnęli. Mogłabym nie żyć w ładnym domu i nie mieć codziennie pełnowartościowych posiłków. Niemal każdego dnia zastanawiam się, jak wyjść z tego dziwnego stanu, w jaki popadłam w dniu Jej odejścia. Kiedyś przecież powinnam przystosować się do nowej sytuacji życiowej. A ja nie zrobiłam tego od kilku lat.

Tej nocy zasypiam, do ostatniej chwili świadomości patrząc na Jej zdjęcie oprawione w prześliczną, jak Ona sama, ramkę stojącej na mojej szafce nocnej. I jak każdej nocy mam nadzieję, że pojawi się w moich snach.

ZAPOMNIEĆ O PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz