Rozdział 5

3.6K 209 62
                                    

#christmasdrivewatt na twitterze


Joy

Rankiem budzi mnie kolejna świąteczna piosenka Bena. Przewracam oczami, zanim zdążę nawet podrapać się po policzku, i ziewam, przeciągając się. Od dawna tak dobrze nie spałam. Zapewne wpłynął na to fakt, że nie mogłam użyć komórki przez pół dnia i nikt nie zawracał mi głowy głupotami.

Spycham z siebie kołdrę i wyczołguję się z łóżka z niemałym ociąganiem. Chciałabym tu spędzić całe święta. Z dala od narzekań matki i irytujących telefonów co pięć minut. Jedynym minusem jest obecność wesołka Bena i wciąż podejrzanej staruszki Jenny.

Jako że słyszę podśpiewywanie Bena z dołu, tym razem nie martwię się, że trafimy na siebie w łazience. Biorę szybki prysznic. Naprawdę szybki. Żadnych niespodzianek ani wędrówek w myślach w rejony, które powinny być dla mnie zakazane. W dodatku jest zimny, bo chcę się trochę rozbudzić.

Drżę, gdy wychodzę spod niego, i wbiegam z powrotem do pokoju, by założyć na siebie coś ciepłego. Wybór pada na wełniany sweter i kolejne spodnie córki Jenny. Pocieram jeszcze ramiona, by pobudzić w nich krążenie i, gdy już jestem gotowa, biorę głęboki wdech i schodzę na dół.

Do kuchni kieruję się śladem dziwnego zapachu, który nie zwiastuje nic dobrego. Wchodzę do środka i widzę, jak Ben zagląda do piekarnika, przeklina pod nosem i wyciąga z niego blaszkę z ciasteczkami, a raczej czymś, co chyba miało nimi być. No cóż, nie wyszło mu.

Podchodzę bliżej i nachylam się nad jego ramieniem. Ciasteczka są kompletnie rozwalone i spieczone.

– Co ty wyprawiasz?

– Próbuję odwdzięczyć się Jenny za gościnę, ale marnie mi to wychodzi. – Wzdycha i odkłada blaszkę na deskę do krojenia. Jeszcze raz nachylam się nad wypiekami i wykrzywiam twarz w grymasie. Śmierdzą spalenizną.

– A ty w ogóle potrafisz piec?

– Czasami pomagam mamie, ale nie mam dobrej pamięci. Przeczytałem kiedyś w jakiejś książce, że najlepsze ciasteczka wychodzą wtedy, gdy obróci się je w trakcie pieczenia, ale ten ktoś chyba kłamał.

Kręcę głową z rozbawienia, obchodząc blat kuchenny. Mam ochotę na kawę, bo inaczej z nim nie wytrzymam.

– Myślę, że chodziło o blaszkę, a nie poszczególne ciasteczka. Poza tym to wygląda jak skała. Jesteś pewny, że nie dodałeś tam masy betonowej?

– Tak, jestem pewny! – Podnosi głos.

– Spokojnie, René Frank. Myślisz, że mogę sobie zrobić kawę?

Rozglądam się po pomieszczeniu, ale jesteśmy tu tylko my, a gdy schodziłam po schodach, nie wiedziałam nigdzie naszej gospodyni.

– Jenny pozwoliła nam korzystać z całej kuchni. Jak widać, mnie jakoś nie poszło.

Staram się, by ukryć śmiech, ale jest to trudne. Ben stuka w ciastka, jakby chciał się dostać do ich środka, a wtedy nie wytrzymuję i śmieję się na cały głos. On rzuca mi spojrzenie, które jest na wpół groźne, na wpół urocze. Loki opadają mu na czoło, a okulary zachodzą parą od ciastek. Idiota. Słodki idiota.

– Może lepiej zrób coś innego, na przykład kanapki. Tego nie można zepsuć.

– Ale ja chcę zrobić ciasteczka! Zaraz są święta. Kanapki je się cały rok. Świąteczne ciasteczka tylko w święta, jak głosi ich nazwa.

Christmas DriveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz