Rozdział 13

5K 292 91
                                    

#christmasdrivewatt na twitterze


Ben

Zbiegam po schodach, choć zaraz tego żałuję, bo po obiedzie, jaki w siebie wepchnąłem, powinienem się raczej turlać. Sapię z wysiłku i resztę drogi do kuchni pokonuję już spokojniej. Mama wyjmuje z piekarnika kolejne ciasto, a ja nie wiem jak, ale wcisnę w siebie chociaż jego mały kawałeczek. Za dobrze pachnie, by przejść koło niego i go nie spróbować.

– Mamo, zaraz mi pękną spodnie na tyłku. Ile ty tego napiekłaś?

Podchodzę do blatu, na którym stawia parującą tartę z owocami i zaciągam się jej aromatem. Pachnie jak dom. Uśmiecham się.

– Wiesz, że gdy się stresuję, to piekę, a ty zniknąłeś nam na całe trzy dni. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie jesteś. Odchodziłam od zmysłów.

Po powrocie cała rodzina opowiedziała mi o poszukiwaniach, jakie wszczęto w mojej sprawie, i choć serce pękało mi z miłości, gdy wyobrażałem sobie ich zaangażowanie, to jednak było mi źle i nieswojo. Podczas gdy moja rodzina zamartwiała się nad moim losem, ja spędzałem sobie miło czas u Jenny.

Właśnie, Jenny. Ciekawe, jak spędzała te święta. Na pewno było jej teraz przykro. Automatycznie się zasępiam i opieram mocniej na przedramionach. Powinienem ją tutaj zaprosić, ale zająłem się rodziną i odkręcaniem mojego zaginięcia. Poza tym, nie wziąłem jej numeru, więc musiałbym tam jechać ponownie. Co za koszmar.

– Co się dzieje, Ben? Jesteś taki przygaszony.

Mama kładzie mi dłoń na plecach i delikatnie je masuje, a ja zaciskam powieki, chcąc odgonić niepotrzebne myśli. Nie udaje mi się i mam ochotę w coś uderzyć, a to mi się nie zdarza.

– Dużo rzeczy, mamo. Nieważne. – Kręcę głową i odpycham się od blatu. Wskazuję dłonią na ciasto i rozglądam się po kuchni. – Mam to zabrać do jadalni?

– Tak – mama wzdycha, bo chyba jednak wolałaby, żebym się przed nią otworzył. Wyciągam dłonie po rękawice kucharskie, ale przerywa nam dzwonek do drzwi.

Oboje marszczymy czoło i patrzymy w tamtym kierunku. Nikogo się nie spodziewamy, bo wszyscy są na miejscu. Obiad trwa już kilka godzin.

– Ja otworzę – rzucam w końcu i ruszam do drzwi.

Gdy przechodzę przez przedpokój, widzę moją rodzinkę świętującą w salonie. Laura siedzi na kanapie i rozmawia z moim tatą. Penny otwiera kolejny prezent i się nim zachwyca, a Finn kołysze Tommy'ego w ramionach i nuci mu do ucha jakąś melodię. Ponownie się uśmiecham i otwieram drzwi.

– Dzień do... – zaczynam, ale nikogo przed sobą nie widzę. Rozglądam się na boki, a w końcu słyszę małe szczeknięcie, więc patrzę w dół. Na mojej wycieraczce siedzi mały piesek i merda wesoło ogonem, wgapiając się we mnie. Od razu kucam i szukam na jego szyi jakiejś zawieszki z imieniem. Nie ma jej.

– A co ty tu robisz, maluchu? – Głaszczę pieska i postanawiam zabrać go ze sobą do środka, ale gdy się podnoszę, coś przykuwa mój wzrok. Znajomy samochód stoi na podjeździe. Po chwili głowa Joy wychyla się z auta, a mnie staje serce.

Dziewczyna zamyka garbusa i idzie w moim kierunku. W dłoni ma smycz, więc pewnie ten piesek należy do niej. Widząc mnie, idzie szybciej i staje parę kroków przede mną. Na głowie ma czapkę ze swoim imieniem, a ja w lot zdaję sobie sprawę z tego, że z tego samego materiału mam zrobione rękawiczki, co musi oznaczać, że dostała ją od Jenny jako prezent pożegnalny.

Christmas DriveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz