#christmasdrivewatt na twitterze
Ben
Przez chwilę patrzymy na siebie w milczeniu, bo mamy nadzieję, że się przesłyszeliśmy. Może Jenny usłyszała tę okropną kłótnię i chciała odwrócić naszą uwagę, ale nie... Widzę ten strach w jej oczach, bezsilność w każdym ruchu. Jest przerażona i nie wie, co robić.
Podchodzę bliżej i łapię ją za zmarznięte ręce. Chcę, żeby się uspokoiła i na mnie spojrzała. Gdy to robi, postanawiam, że to czas na małe przesłuchanie.
– Jenny, spokojnie. Powiedz nam jeszcze raz, co dokładnie się stało? – Bierze urywany oddech i zaciska dłonie, prawie raniąc moje.
– Zniknął, przepadł. Nie ma go!
– Ale jak do tego doszło? – przerywa jej Joy. Przenosimy na nią wzrok. Już nie stoi na schodach, ale obok nich i uważnie się nam przegląda. Na twarzy widnieje jej zaintrygowanie.
– Wypuściłam go rano na zewnątrz, żeby załatwił swoje potrzeby i trochę się wyhasał. Zawsze tak robię, bo on piszczy przy drzwiach o szóstej. Zawołałam go potem na śniadanie, ale nie chciał wejść do domu, więc zostawiłam miskę na zewnątrz. I tak dałby mi znać, gdyby chciał wejść do środka.
W międzyczasie spojrzałem na zegarek. Wskazywał jedenastą trzydzieści.
– Potem zajęłam się tymi wycinankami i zapomniałam, że nie ma go w domu. Gdy sobie przypomniałam, wyszłam przed dom i zaczęłam go wołać, ale jego nigdzie nie ma. Zawsze przychodzi, gdy go wołam!
– A o której wystawiłaś mu tę miskę?
– Około ósmej, ale teraz sprawdziłam i nic nie zjadł. Coś musiało go przestraszyć albo... O mój Boże, a jeśli znalazło go jakieś dzikie zwierzę?!
Jenny znów zanosi się płaczem, załamując ręce. Przytulam ją do siebie i spoglądam na Joy. Dalej ma dla mnie chłodny wzrok, ale wyczuwam, że sprawa psa ją poruszyła. Widzę, jak nad czymś się zastanawia.
– Nigdy przedtem tak nie znikał? – pyta, unikając mojego wzroku.
– Nie. Zawsze kręcił się wokół domu.
Przetwarzam wszystkie informacje w głowie i dochodzę do tego, że nie ma innego wyjścia, jak rozpoczęcie poszukiwań. Dom znajduje się nieopodal lasu. Nie wiem, czy są w nim jakieś groźne zwierzęta, ale jeśli tak, to nie jest dobre miejsce dla samotnego psa.
– Nie martw się, Jenny. Pomożemy ci szukać – oznajmiam, ale zaraz zerkam na Joy, która nie jest taka skora do zimnego spaceru jak ja. No tak, zapomniałem. Ona chciała wracać do Nowego Jorku. Sama, jak to podkreśliła. – Znaczy, ja ci pomogę. Joy musi wracać do pracy.
Dziewczyna zerka na mnie, potem na staruszkę, która podnosi na mnie zapłakany wzrok i wzdycha głośno.
– Ja też pomogę. Godzina w tę czy we w tę mi nie zaszkodzi.
Mam ochotę się uśmiechnąć, ale gdy znowu na nią patrzę, nie widzę w jej oczach tego, co rozpalało mnie wczorajszego wieczoru i dzisiejszego poranka. Jest zimna, zdystansowana i ma rację. Zrobiłem coś wbrew jej woli, bo jestem dziecinny. Widząc problem, zamiast o nim porozmawiać, zamiotłem go pod dywan i zdecydowałem za nią.
Jestem młodziakiem, który nie zna się na życiu. Taka jest prawda.
– No to chodźmy. – Staruszka ociera łzy i zbiera się do wyjścia, ale ją zatrzymuję. Jest przemarznięta, zmartwiona i to nie jest najlepszy pomysł, by spędziła tyle czasu na tym mrozie.
CZYTASZ
Christmas Drive
RomanceOn kocha święta, ona ich nienawidzi. Co tu może pójść nie tak? Ben potrzebuje podwózki, a Joy prawie go przejechała, więc decyduje się na jakiś dobry uczynek. On jest zafascynowany świętami, ma kochającą rodzinę i uwielbia klimat, jaki panuje w gru...