Akcja Notney

411 19 4
                                    

Minęło kilka chwil gdy tak sobie razem leżeliśmy. Z Basią obok czułem się spełniony. Jakby nic innego wkoło się nie liczyło. Wtedy zapominałem o problemach.
Czy można to już nazwać miłością? Myślę że nie. A przynajmniej na razie nie wiem. 
Dziewczyna już usypiała w moich ramionach, poczułem to po tym że jej ciało stało się trochę jakby cięższe. Nie przeszkadzało mi to a wręcz przeciwnie. Mogła by zostać tutaj ze mną na wieki. Ale niestety los nie chce żebyśmy mogli sobie razem poleżeć, bo wzywa nad do wezwania.
-Basia- powiedziałem delikatnie, odgarniajac włosy które wpadły do oczu dziewczynie.
-Co..- powiedziała zaspana.
-Wezwanie mamy.- Powiedziałem wskazując na mrygającą diode przy tablecie.
-Jeszcze moment.- powiedziała, nie odrywając się ode mnie.
Zaśmiałem się.
-Chcesz pozwolić na to żeby pani.- przerwałem sprawdzając tablet.- Marianna, umarła na ból prawej nogi? To bardzo poważne Basia.
-Mhm, weź tam wezwij Martynę i Piotrka.- powiedziała

Nie no zaraz z nią zwariuje. Jest taka, słodka ale i wkurza mnie jednocześnie.
-Adam.- powiedziałem przez radio.- Nie da się tam wezwać kogoś innego?
-Kuba co to znaczy innego. To nie jest koncert życzeń.- westchnął.- Nikogo innego w tym momencie nie ma. Możecie już jechać? Blokujecie karetkę.
Odłożyłem radio i spojrzałem się na Basię.
-Widzisz? Nic nie zrobimy.
-Jejciu, musimy jechać?
-Jak zaraz nie wstaniesz to cię do tej karetki zaniosę.- powiedziałem
-Cieżka jestem, chociaż propozycja kusząca.
-Dam sobie radę
Dziewczyna wiedząc że nic nie zdziała wstała z ławki i powolnym krokiem udała się w stronę karetki.

Na miejscu Basia była nie poznania. Wręcz kłóciła się z pacjentką która cały czas mówiła
że umiera i nie zamierza umierać w samotności. Z rozwiązaniem przyszedł jej sąsiad który jak się okazało, bardzo lubił towarzystwo swojej sąsiadki.
I tym właśnie sposobem, karetka była wolna, a ja i Basia spokojnie wróciliśmy sobie na bazę.
-Która godzina..- zapytała usypiająca już Baśka.
-19:48 tak dokładnie.- odpowiedziałem spoglądając na zegarek
-Super. Za 12 minut kończę dyżur. - odparła
-Zazdroszczę. Ja wziąłem drugi. Znaczy trzeci, to już trzeci.- powiedziałem ledwo co ogarniając
-Kuba, przecież ty prawie w ogóle nie spałeś.
-No nie spałem.
Basia się wkurzyła. Zaczęła coś krzyczeć że to nie odpowiedzialne, i że mogę spowodować wypadek, tak jak Alek.
-Baśka wyluzuj. Jestem po 3 dyżurach, nie po 6. - odpowiedziałem podjeżdżając pod szpital.
-Jezu, nie mogę z tobą.- krzyknęła wychodząc z karetki
Co ja robię źle. Nie rozumiem tych kobiet. Są braki na bazie to pomagam prawda?
-No Baśka zaczekaj.- powiedziałem podbiegając do dziewczyny
-Zostaw mnie. Powinieneś się leczyć.- powiedziała wyrywając się. Znaczy, próbowała, bo nie udało jej się.- Puść mnie.
-Basia, masz okres czy coś?- nagle zaczęła się śmiać. Jakby coś brała poprostu.
-Hej Basia, co jest. Chyba jesteś zmęczona. Prześpij się i wracaj do domu co?
-Tak, dobry pomysł.- powiedziała

Dziewczyna położyła się po czym zasnęła a ja przykryłem ją kocykiem i pojechałem na wezwanie.

Gdy wróciłem, ani Basi ani jej samochodu już nie było co oznaczało by że wróciła do domu. Oby szczęśliwie.

Gdy już skończyłem dyżur była 5:00. Wyglądałem jak żywe zombie, a czułem się jeszcze gorzej. Myślałem że wezmę czwarty dyżur po kawce, ale niestety już nawet to nie pomogło. Poza tym gdyby Basia zobaczyła mnie w takim stanie na bazie, chyba by mnie na miejscu zabiła, więc lepiej nie podejmować takiego ryzyka.

Przebrałem się w zwykłe ubranie, wziąłem kluczyki do mojej alfy, i pojechałem do domu.
Szybki prysznic i do łóżka. Nawet nic nie zjadłem.
Wiem że muszę rano wstać i pojechać coś załatwić. A tym czymś jest rozmowa z Nowym. Denerwuje mnie jego brak obecności.
Bez niego jest jakoś strasznie smutno. To mój przyjaciel i zamierzam go ogarnąć.

Te kilka godzin snu naprawdę minęło jak minuta. Gdy wstałem była 10. Szybkie ogarnięcie się, małe śniadanie, kromka chleba z masłem, jak za czasów PRL-u, z opowieści mojej babci, i w drogę.
Po drodze zajechałem na stację benzynową, a przy tankowaniu samochodu aż łezka w oku się zakręciła. I to nie ze szczęścia.
Zapłaciłem 300zł za benzynę. A najśmieszniejsze jest to że za dwa tygodnie będę musiał znowu przyjechać tyle zapłacić.
W końcu będę biedny, ale przynajmniej szczęśliwy bo auto zatankowane.

Podjechałem pod blok Nowego, i wystukałem kod który dał mi kiedyś na karteczce, gdybym chciał nagle wpaść. Czyli idealny moment teraz.

Zadzwoniłem do mieszkania, i otworzył mi Gabriel Nowak.
Wyglądał jak chodząca depresja. Miał wody pod oczami, same oczy miał czerwone, mocno mu się schudło, znaczy, bez przesady, i chodził po domu w piżamie. Cały czas.
-Hej Kuba. Coś się stało?- zapytał
-Chłopie, z tobą. Trzeba coś z tym zrobić.- powiedziałem wskazując na niego i jego mieszkanie które wyglądało w tamtym momencie jak śmietnik.
-Nie mam na nic ochoty Kuba. Daj mi spać.- powiedział zamykając drzwi.

Ja się nie poddam tak łatwo.
Wbiłem bez pytania.
-Gabrielu Nowak. Masz spiąć dupę słyszysz? I ja ci w tym pomogę.- powiedziałem potrząsając chłopakiem
-Nie rozumiesz że to bez sensu. Ona tak czy siak mi nie wierzy.- czyli to przez Britney. Dobra
-Tym bardziej musimy cię ogarnąć słyszysz?! Masz z nią porozmawiać!- krzyknąłem

Nowy jakby z transu wyrwany, oczy mu z orbit prawie wyszły
-Niby co możemy zrobić?- zapytał
-Najpierw to ty idź się umyć, i ogarnij ogólnie swój wygląd, bo wyglądasz jak żul, a potem posprzątamy twoje mieszkanie.

Wiem że sam tutaj nic nie zdziałam.
Szybki telefon do przyjaciela, raczej przyjaciółki.
-Hej Basia.
-Kuba czemu nie śpisz... Skończyłeś dyżur o 5 jest 11...
Basia ewidentnie nie brzmiała jakby była ze mnie dumna, no ale są rzeczy ważniejsze niż spanie.
-Potrzebuje twojej pomocy.-powiedziałem
-Zamieniam się w słuch. Co może być ważniejsze niż odsypianie trzech dyżurów?
-Ogarnij Britney. Akcje Notney czas rozpocząć.

Infinity-KuSiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz