Pov. Encre
Do zamku Lorda Reapera dotarliśmy późnym wieczorem. Suave pomógł nam wypakowywał toboły z karety, którą podróżowaliśmy i zanieść je do naszych pokoi. Szczerze to muszę przyznać, że sam wygląd zamku bardzo mnie zaskoczył. Wszystko tutaj było tak nowe i piękne. Zupełnie inne niż w zamku Fallacy'ego. Na dworze nie było muru odgradzającego zamek od świata. Okolica była nadwyraz spokojna, a niektórzy z rolników machali do mnie, uprawiając coś w ogrodach wokół posiadłości. Okolica sprawiała miłe wrażenie, które nic nie psuło. Gdyby tylko coś takiego panowało w mieście. Gdzie ludzie nie patrzą na nas, gdy kupujemy coś w sklepach, nie przyglądają się nam i nie wskazują na nas palcami. Czuję się wtedy niekomfortowo. Mimo uścisku Fallacy'ego, ciągle mam wrażenie, że przy każdej okazji każdy potwór patrzy na nas, a ich dzieci wskazują na nas palcami. Kiedyś jakieś dziecko podeszło do mnie i zaczęło pytać o kły Fallacy'ego lub atrament na moich kościach. Nie umiałem odpowiedzieć, a matka dziecka odciągnęła go ode mnie i schowała za swoją piersią.
Mój wzrok przeniósł się na zamek. Był ogromny. Na tyle ogromny by pomieścić ogromną liczbę osób, ale na tyle mały by zmieścił się na niedużym placu. Spojrzałem niepewnie na zamek i mocniej złapałem dłoń Fallacy'ego. Sam nie wie czy to dlatego, że tak bardzo obawiałem się tam wejść, czy to dlatego, że właściciel wie, że jestem śmiertelnikiem z mocą i chce to zobaczyć, lub co gorsza ugodzić mnie od tyłu w plecy.
Mój ukochany spojrzał na mnie i cicho westchnął. Pogłaskał kciukiem wierzch mojej dłoni, przy okazji uspokajając mnie. Spojrzałem na niego, a na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech. Lubiłem się uśmiechać, a prawdopodobnie Fallacy wolał mnie widzieć bardziej wesołego niż smutnego. Chyba każdy woli mnie widzieć szczęśliwym niż smutnym. Takie przypuszczenie.
Jeden ze służących otworzył drzwi, a my weszliśmy do środka. Środek sprawiał przyjemne wrażenie. Pod sufitem zawieszone były długie, kryształowe i okazałe żyrandole, które oślepiały swoim blaskiem, pod ścianami, stały okryte białymi obrusami stoły na których znajdowały się najróżniejsze przekąski, a na podłodze leżał ogromny dywan. Duże okna, przez które widać było wschodzący księżyc znajdowały się tuż za tronami rodziny królewskiej. Spojrzałem na trony nieco zmrużąc oczy od oślepiającego światła. Z jednego z tronów ktoś zszedł i stanął przed nami, kłaniając się nam nisko.
- Witajcie w naszym zamku - powiedział szkielet z glitchem na oku - Mam na imię Geno i jestem partnerem Lorda Reapera.
Uśmiechał się do nas ciepło. W jego uśmiechu nie było chociażby krztyny nienawiści lub kłamstwa. Uśmiech ten był szczery. Odwzajemniłem gest i także nieco pochyliłem się do przodu. Fallacy i wszyscy inni także odwzajemnili gest, uchylając się nisko. Fallacy podszedł do mnie, złapał moje ramiona.
- Mam na imię Fallacy, a oto mój partner Encre i syn Jasper - uśmiechnąłem się głaszcząc "naszego" syna po głowie. Jasper zaśmiał się i podał dłoń Geno.
- Syna mówicie. Tutaj będzie miał gdzie się bawić 24/7. Dzieci ! - krzyknął Geno, a Lord Reaper przytulił go od tyłu i pocałował w kość policzkową (przy okazji wkręciłam się bardzo w opowieść RavenPrint od Karciana163 Wataha. Polecam bardzo mocno). Z góry powolnym krokiem, trzymając na rękach młodszego szkieleta zszedł prawdopodobnie najstarszy z braci, a za nimi ciągnął się nieco niższy od pierwszego szkieleta brat oby dwóch.
Stanęli obok Geno, a najmłodszy zaczął wskazywać na mnie i Jaspera dłońmi.
- To moi synowie: Najstarszy Goth, jest prawie dorosły, następnie jest Raven, ma 160 lat, a nasz najmłodszy skarb - wziął małego szkieleta na ręce i zaśmiał się - To Shino, ma niecałe 5 lat (Zmieniłam wiek, o ile w ogóle jest gdzieś podany 0-0)
CZYTASZ
Vampireverse Wampirze Kły Część 2
AventuraDalsze losy młodej Pary Fallacy'ego i Encre'go. Co się stanie w tym tomie ? I co przeszkodzi młodej parze w życiu ?