DYLAN:
- Nie wezmę tego!
- Nie zachowuj się jak pięcioletnie dziecko, Dylan! - Julia stoi nade mną z wyciągniętą w moim kierunku ręką pełną kolorowych tabletek.
- Nie. - Pokręciłem głową i zakryłem usta dłońmi.
- Czuje się jakbyśmy cofnęli się w czasie. Słowo daje. Ostatnio takie cyrki odstawiałeś jakoś ze 12 lat temu. - Wzruszyłem ramionami na słowa mojej siostry, i zarzuciłem kołdrę na głowę. Boże. Nie bylem chory od... nawet nie pamiętam ile czasu minęło od ostatniego razu, a tu nagle BUM. Zapalenie płuc, oskrzeli, gardła, angina, grypa czy jakieś tam inne cholerstwo się do mnie przyczepiło i teraz wszystko mnie boli. No dobra bez przesady, po prostu nie mam siły, żeby zwlec się z łóżka. W sumie to nie mam na to wcale ochoty, ale wciąż nie mogę uwierzyć w to, że taki mały deszczyk potrafił rozłożyć mnie na łopatki.
- Dylan. - Rzuciła Julia i z ciągnęła ze mnie kołdrę.
TO.BYŁO.WREDNE.
- Oddawaj kołdrę glucie! Wiesz jak mi zimno! - Wykrzyczałem siadając na łóżku.
- Wiesz, czemu jest ci zimno? Bo masz gorączkę! Wypad z tego łóżka i marsz do lekarza! Nie mam czasu żeby odwiedzać cię w szpitalu głąbie, wiec ruszaj swoje szanowne cztery litery, bo mam już tego dosyć!
Yhym. No to ją wykurzyłem...
- Nie pójdę do żadnego lekarza. Wezmę te tabletki i będzie z głowy. - Wyciągnąłem rękę w stronę dziewczyny i przejąłem do niej dawkę trucizny, która ma sprawić ze poczuje się dobrze...
Taa już to widzę...
- Jeśli do wieczora ci nie przejdzie to i tak pójdziesz do lekarza, nie myśl, że się wywinąłeś.
- Taa jasne, mamo. - Powiedziałem i znów naciągnąłem kołdrę na moje ciało. - Idź już do tej pracy, bo się spóźnisz.
- Spróbuję się szybciej dzisiaj wyrwać, jakby ci się pogorszyło to dzwoń. - Wystawiłem rękę spod kołdry i uniosłem kciuka do góry.
- Dobra to lecę. Jakby coś to jestem pod telefonem. - Powiedziała Julia, a ja wybełkotałem ciche "pa" pod kołdrą i pomachałem jej na pożegnanie.
***
JESSICA:
- Boże dziewczyno, co się z tobą stało?! - Ana zaczęła oglądać mnie z każdej możliwej strony.
- Proszę cię. Nie krzycz.
- Gdybym cię nie znała to powiedziałabym ze masz kaca, ale biorąc pod uwagę to, że znam cię lepiej niż własną kieszeń jestem pewna ze to nie to, wiec mów, kto ci to zrobił. - Wyszeptała z prędkością światła Ana, wymachując rękami jak te prezenterki z telewizji reklamujące drogie samochody.
- No, bo widzisz...
- Czekaj zaraz mam lekcje. Opowiesz mi za godzinę. Okay?
- Okay. - Wyszeptałam i skierowałam się do sali biologicznej. Czuje się tak, jakby przejechała po mnie ciężarówka, a w gardle ktoś zapalił świeczkę albo nawet rozpalił ognisko. Całą noc nie spałam. Nie wiem czy to przez to, że no nie ukrywajmy Dylan miał racje jestem chora. Czy przez to, że ciągle nie mogę sobie darować tej durnej akcji z hamulcem. Prawdopodobnie obie te sprawy się do tego przyczyniły a na dodatek pełnia księżyca zrobiła swoje i teraz jestem padnięta. To już, a może dopiero, czwarta lekcja. Jeszcze cztery i kółko fotograficzne, a ja ledwo utrzymuje się w pionie siedząc na krześle.
-Jessico. Wszystko w porządku?- Włożyłam całą siłę, jaką w sobie miałam i podniosłam głowę znad książki, żeby zobaczyć jak moja nauczycielka i ponad dwadzieścia par oczu wpatruje się we mnie ze zmartwieniem? Nieee... to raczej było obrzydzenie? Zaraz, w co ja jestem dzisiaj ubrana? O mój boże... Dresy, bluza Nick'a, podkoszulka od piżamy i jeden wielki kołtun na głowie a'la kok.
Tak. To na pewno było obrzydzenie. Boże, że ja tak z domu wyszłam...Dlaczego nikt mnie nie zatrzymał?
- Jesteś strasznie blada? Dobrze się czujesz?
-Nie za bardzo, Pani profesor.- Wyszeptałam, choć wcale tego nie chciałam, po prostu brakuje mi głosu.
- Właśnie widzę. Zadzwonić do rodziców? - Co? Nie. Tylko nie do rodziców...
- Nie trzeba..
- Zwolnię cię, ale ktoś musi Cię odebrać takie jest zarządzenie pani dyrektor.
- Luke. Niech Pani zadzwoni do mojego brata. - Powiedziałam i zaczęłam szukać numeru Luke'a w moim telefonie.
- Dobrze. Zróbcie notatkę z lekcji, a ja zadzwonię do brata Jessici. - Powiedziała nauczycielka i wyszła za drzwi.
Jakby nie mogła zadzwonić tutaj...
Mam nadzieje ze Luke będzie człowiekiem i po mnie przyjedzie, bo nie wytrzymam w tym gwarze ani minuty dużej.
- Ktoś zaraz zabierze cię do domu.- Powiedziała Pani Kyrie, kiedy wróciła po trzech minutach z korytarza.
- Jak to ktoś? Nie mój brat? - Wyszeptałam zdziwiona.
- Twój brat ma trening, ale kogoś po ciebie przyśle.
Luke na treningu?! Hahaha. Dobre! Że co on niby trenuje? Dłubanie w nosie?
- Dobrze. To ja poczekam na dworze. Wpisze mi pani zwolnienie?
- Tak, zaraz to zrobię. Poradzisz sobie?
- Tak, dam rade. Dziękuje.
- Nie ma, za co dziecko. Idź do lekarza i uzupełnij lekcje, bo nic dzisiaj nie pisałaś - A już myślałam, że jest pani człowiekiem.
- Uzupełnię. Do widzenia. - Powiedziałam i wyszłam z sali.
Znając życie Luke przyśle Nick'a, według mnie za bardzo go wykorzystuje. Nick jest dla nas jak brat, ale Luke trochę przesadza, zawalając go moimi i swoimi problemami. Siadłam na stoliku przed budynkiem i czekałam na wybawienie. Na dworze było około 25°C, a mi z minuty na minuty robiło się coraz zimniej, co oznaczało, że gorączka rosła. Jedyne, o czym marzyłam to znaleźć się w moim ciepłym łóżku i w końcu, choć chwile się przespać. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam sms'a do Any, że źle się czuje i wracam do domu. Przynajmniej nie będzie mnie szukać na przerwie.
- No nie wierze. - Powiedziałam sama do siebie, kiedy zauważyłam, że na parking szkoły wjeżdża ten nieszczęsny samochód, a za kierownicą siedzi nie kto inny jak Brzydal.
Luke. Zabije Cię.
Hej wszystkim :D
Wróciłam! Rozdział nudny ale w następny nudy nie będzie :D Obiecuję, że będzie szybciej. Egzaminy gimnazjalne już za mną, a ostatni sprawdzian mam w poniedziałek, więc będę miała trochę więcej czasu na PDMMP ;) Niesamowitego kopa dodała mi @xCarolinnex Dziękuję Ci bardzo! Nawet nie wiecie jak komentarze potrafią zmotywować do dalszego pisania :) Chciałabym zobaczyć ile osób czyta te moje wypociny więc proszę każdego kto to przeczyta o gwiazdkę albo komentarz :D wystarczy "."
Buziaki :**
bananowa_tola