DYLAN:
-Czego chcesz Luke?- Wychrypiałem, leżąc na brzuchu. Nienawidzę, kiedy dźwięk telefonu wyrywa mnie ze snu, potem na nieszczęście dla innych jestem, jakby to delikatnie ująć, wredny.
- Słuchaj stary mam prośbę. – A jakżeby inaczej...
- Nie Luke. Nie dzisiaj. - Powiedziałem bez żadnych emocji.
- Nick nie może, więc zostajesz ty. - Chłopak kontynuował jakby nie słyszał mojego sprzeciwu.
- Mówię, że nie. - Powiedziałem dobitniej.
- Zamknij się i słuchaj. Jessi jest chora. - Ha, a nie mówiłem.- Musisz jechać po nią do szkoły. Podobno jest ledwo żywa, jakaś babka od niej ze szkoły do mnie zadzwoniła i poprosiła żeby ktoś zawiózł ja do domu i tym kimś będziesz ty. - Chłopak skończył, a ja przewróciłem się na plecy.
- Niby, czemu ja, a nie ty? - Spytałem nie do końca rozumiejąc, dlaczego Luke nie może jechać po swoja siostrę.
- Ponieważ ja mam trening?
- Hahaha. Co?! Ty i trening? Proszę cię.. Nie wciskaj mi tu kitu.
- Dylan! Jak mówię, że mam trening, to mam trening okay?! - Chłopak podniósł głos.
- Taa jasne... Sky też tam będzie? - Spytałem próbując powstrzymać śmiech.
- Pojedziesz po nią czy nie?!
- Czyli będzie. - Podsumowałem nagły wybuch złości kumpla.
- Wiesz, co? Wal się!
- Też cię kocham stary. -Powiedziałem wybuchając śmiechem. - Nie martw się pojadę po nią.
- To dobrze.
- Nie ma, za co! Pozdrów ode mnie Sky! - Powiedziałem i zakończyłem połączenie zanim Luke miałby szanse, żeby znów mnie ochrzanić. Zwlokłem się z lóżka, założyłem dresy i przeciągnąłem bluzę przez głowę schodząc po schodach. Jest mi strasznie zimno. Nie wiem, po co w ogóle odbierałem ten durny telefon, mógłbym teraz nadal spać i mieć wszystko w dupie, ale nie przecież ja jestem za dobry. Znalazłem jakiś długopis i na "tablicy informacyjnej" (lodówce) napisałem, że jednak strasznie źle się czułem i poszedłem do lekarza, tak na wypadek, gdyby Julia wróciła wcześniej do domu. Złapałem kluczyki od samochodu, który jak się wczoraj dowiedziałem, będzie do mojej dyspozycji przez całe wakacje i skierowałem się w stronę wyjścia.
Jakieś 15 minut później byłem już na parkingu pod szkołą dziewczyny.
Jessi siedziała na stole i cała się trzęsła. Podjechałem bliżej i nie wysiadając z samochodu otworzyłem jej drzwi. No cóż... nie wyglądała na zadowoloną, kiedy mnie zobaczyła, ale szybko wdrapała się na fotel i zamknęła za sobą drzwi.
- No już. Powiedz to. - Wyszeptała przyciągając kolana pod brodę.
- Jesteś brzydka. - Powiedziałem wycofując z parkingu. – Uff... Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. - Jess spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Była zawiedziona? Sam nie wiem, co to było za spojrzenie, ale chyba trochę przegiąłem.
- Tak... Wiem... Ale chodziło mi raczej o " a nie mówiłem" czy coś w tym stylu.. - Dziewczyna naciągnęła bluzę na kolana ciągle dygocząc.
- To chyba jest jasne, nie? - Powiedziałem i ściągnąłem bluzę prowadząc jedną ręką, aby podać ją brunetce.
- Dzięki. Odstawisz mnie do domu?