Rozdział #2

81 4 0
                                    


Obudziło ją wibrowanie telefonu. Była godzina szósta trzydzieści. Zawsze się budziła o tej godzinie. Wstała z łóżka i poszła do łazienki się umyć i ubrać. Ubrała się w czarne dżinsy i szeroki szary sweter. Zrobiła delikatny makijaż i poszła zjeść śniadanie. Zawsze uwielbiała jeść rano w jej kuchni, ponieważ uwielbiała patrzeć na Nowy Jork przez jej wielkie okno. Poszła do kuchni i zrobiła sobie owsiankę z owocami, i włączyła telewizję. Poza tym że z każdym dniem temperatura miała spadać, to Shivani nie dowiedziała się niczego innego i ciekawego. Zdecydowała że wyjedzie już do pracy i szybko ubrała swój płaszcz i buty.

***

- Hej Shiv - przywitał ją Tristan - Wszystko dobrze z twoją nogą?

- Tak, nie wdało się żadne zakażenie i mnie nie boli, więc wszystko jest okej.

Tristan się uśmiechnął i poszedł do swojego stanowiska, najprawdopodobniej dalej pisząc raport. Shivani musiała uzupełnić kilka papierów, więc też podeszła do swojego komputera. Nie była to najlepsza część pracy w Tarczy, ale nie była aż taka zła. Można było zawsze podsłuchać plotki innych pracownic. To było bardzo ciekawe. Po kilku godzinach pracy przy komputerze, Shivani poszła zająć się kartonami które zabrali mężczyznom na misji.
Gdy otworzyła pierwszy karton, zobaczyła tylko odłamki statków, ale przeszukała cały żeby mieć pewność że niczego nie przeoczyła. W drugim kartonie było kilka źródeł energii które świeciły się na fioletowo, więc Shivani odłożyła je obok. Przeszukała tak jeszcze 4 kartony i znalazła tylko kilka źródeł energii. Wszystkie wyglądały prawie tak samo. W jednym z kartonów znajdowały się jakby części jakiś broni, które na pewno ci mężczyźni chcieli zmodyfikować.

***

Shivani była już zmęczona badaniem takich samych, fioletowych kul, ale zauważyła że zbliżała się godzina szesnasta, czyli jej spotkanie z jakimś magikiem w Stark Tower. Bała się, ale też była bardzo ciekawa kto to będzie. Szybko wyszła ze swojej pracowni, ubrała płaszcz i kierowała się w stronę windy. Zjechała szybko na dół i poszła do swojego auta. Gdy wsiadła wzięła głęboki oddech.

Po czterdziestu minutach szybkiej jazdy, Shivani trafiła pod Stark Tower. Bardzo się stresowała. Weszła do środka przez szklane drzwi i zobaczyła recepcję, i stojąca sekretarkę.

- Dzień dobry, ja z Tarczy na spotkanie o 16. - powiedziała Shivani i już czuła się głupio.

- Dobrze, to niech pani pojedzie na... - tu się zatrzymała i zaczęła szukać czegoś na komputerze - na piętro trzydzieste.

Shivani szybko podeszła do windy i nacisnęła przycisk z numerem trzydzieści. Czuła jak wszystkie wnętrzności skręcają się jej ze stresu. Winda się zatrzymała. Shivani wyszła z niej szybko i nie wiedziała co ma zrobić. Szybko zauważyła jakiegoś mężczyznę, a obok niego kobietę z długimi, kasztanowymi włosami. Siedzieli na kanapie, najprawdopodobniej w salonie. Zaczęła iść w ich stronę.

- To ty jesteś tą agentką którą przysłał Fury? - spytał mężczyzna, a Shivani już go poznała. To był Tony Stark.

- Tak. - Field szybko odpowiedziała. Nie wie czego się tak bardzo bała.

- Więc słyszałem od Fury'ego że masz jakieś super moce - zaczął Tony, i popatrzył na kobietę siedzącą obok niego - To jest Wanda, też ma moce i mogłaby ci pomóc w... Nich.

O kurwa. Nie wiedziała że Avengersi mają jakąś wiedźmę. Shivani była bardzo zaskoczona.

- Cześć - dziewczyna wstała i podała rękę Shivani - Jestem Wanda.

- Shivani - blondynka podała Wandzie rękę i się uśmiechnęła.

- Więc ja już wam nie będę przeszkadzać, jak coś się będzie działo to mówcie Jarvisowi.

Shivani nie mogła uwierzyć że jest w budynku Starka, i że będzie mogła zobaczyć pierwszy raz jego sztuczną inteligencję której wszyscy mu zazdrościli.

- Więc, chciałabyś od czegoś zacząć? - spytała Wanda - Od jak dawna to się dzieje?

- Dwa dni temu byłam na misji, zaczęłam bić się z jakimś gościem, a po chwili ręce zaczęły mi świecić na zielono.

- Nie zdarzyło ci się to nigdy wcześniej?

- Nie.

- Zadam ci teraz kilka dziwnych pytań ale nie martw się ok? - powiedziała Wanda - Więc, czy kiedyś ktoś na tobie testował jakieś dziwne kosmiczne bronie albo coś w tym stylu?

Shivani się zdziwiła.

- Nie, nigdy.

- To dobrze, a mogłabyś mi spróbować pokazać tą moc.

Blondynka zaczęła się skupiać na swoich rękach, ale nic nie zadziałało. Wpatrywała się w nie kilka minut ale za nic jej moce nie chciały się pokazać.

- Na prawdę, dam sobie rękę uciąć że one świeciły - tłumaczyła Shivani - Przepraszam za ten twój stracony czas, może już bym poszła?

- Dobrze, nie masz się z niczego tłumaczyć, jak znowu się takie coś stanie to wiesz gdzie przyjechać.

Shivani już miała wychodzić, gdy z jej rąk wydobywało się to same jasno zielone, prawie żółte, światło. Blondynka popatrzyła na Wandę, a ta szybko wstała i podeszła bliżej. Pokazała jej żeby zrobiła jakiś ruch rękami, i tak właśnie Shivani zrobiła, a tuż przed nią, jabłko które leżało na stole, trzymała w ręce.

- Są trochę inne od moich, ale czemu nie działają ciągle? - zastanawiała się Wanda.

- Nie mam pojęcia.

***

Shivani wróciła do swojego mieszkania, i zauważyła że miała pięć nieodebranych połączeń od jej mamy. Już zepsuła sobie bardziej dzień. Nie lubiła swojej matki, ale nie przez to że próbowała być jakaś inna, ale przez to że w dzieciństwie jakoś się nią nie przejmowała. Gdy Shivani miała szesnaście lat, przeprowadziły się z jej przyszywanym tatą i bratem do New Jersey. Nie pamiętała gdzie wcześniej mieszkała razem z mamą. Nie pamiętała prawie niczego sprzed wtedy kiedy miała szesnaście lat. Jej wspomnienia zaczynają się dopiero od wtedy kiedy przyjechały autobusem do miasta, gdzie mieszkał chłopak jej mamy, wraz z jego synem. Przez pierwsze dwa lata mieszkania z nimi wszystko układało się dobrze. Byli jak każda normalna rodzina, czasem były kłótnie, ale też czasem dom był wypełniony radością. Do czasu aż mama Shivani nie zaczęła dłużej znikać i jej ignorować. Gdyby nie jej ojczym to nie wie co by zrobiła. Uwielbiała go. Więc gdy jej mama zaczęła znikać, Shivani zaczęła zauważać że jej nie lubi. Może ją trochę kochała jako jej dziecko, ale jako osobę, szczerze jej nienawidziła. Nigdy nie wiedziała co było tego powodem. Mama ją ignorowała, do czasu aż jej brat przeprowadzał się na drugi koniec kraju do pracy, a ona wraz z rodzicami, przeprowadzała się do Nowego Jorku na Brooklyn. Wtedy jej tata i matka pokłócili się o coś tak bardzo, że jej tata uciekł. Shivani wiedziała gdzie on jest, i często go odwiedzała, bo nie miała ochoty siedzieć całymi dniami z jej nawiedzoną matką. Zawsze gdy Shivani wracała ze szkoły do domu, jej matka miała o coś do niej pretensje. Więc Shivani szybko znalazła pracę, i przeprowadziła się na Manhattan. Nie zbyt daleko od jej matki, ale tak bardzo uwielbiała Nowy Jork, że nie mogła z niego wyjechać. Więc jak zobaczyła nieodebrane połączenia od jej matki to od razu krew zaczęła się w niej gotować.

26.01.2023

liar and the witch - Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz