Rozdział 11. Krwawe Święta Bożego Narodzenia.

12 4 3
                                    

Przez dobre kilka tygodni ludzie Sherlocka oraz Johna w tajemnicy przed nimi ustalali szczegóły swojego planu. Policja jednak cały czas poszukiwała zaginionych osób oraz tych którzy dokonali się do zamordowania innych. Jednak mieli mało wskazówek. Ewidentnie za mało. Zaś mieszkańcy Londynu robili zakupy, wyjmowali z szaf dekoracje świąteczne, a dzieciaki w szkołach robiły dekoracje. Pięciu mężczyzn siedziało w samochodzie dostawczym omawiając swój plan działania.

-Dobrze, że pracowałem w ochronie. Rodzinki wokół naszego celu wyjechali od początku tygodnia do innych krajów na świecie. Na pewno była tam Francja, Nowy Jork czy też Floryda. Jak w prawdziwym Kevinie.- Zaśmiał się czterdziestodziewięcioletni mężczyzna poprawiając swój wąs.

-Ok czyli teren ogarnięty. Ale jak wejdziemy? Podejrzane będzie jeśli przyjdziemy bez zapowiedzi z tekstem by się nie darli bo jesteśmy zbłąkanymi aniołkami.- Powiedział krzyżując ręce na klatce Jerry.

-Jerry, Jerry, Jerry. Tak się składa, że dowiedziałem się, że potrzebują Świętego Mikołaja. Każdy wie, że w święta nie da się dorwać wolnego aktora który ma dać tylko prezenty, uśmiechać się i robić ho, ho, ho.- Odparł czarnowłosy Timothy dając na środek wielką torbę. Otworzył ją po czym wyciągnął z niej cały strój postaci która wchodzi co roku w święta przez komin.

-Tim.- Powiedział krótko jeden z mężczyzn bawiący się zapalniczką.- Jestem kurwa genialny. Ale kto się przebierze?- Zapytał się Ryan na co pozostała czwórka mężczyzn będąca w aucie spojrzała na niego bez słowa. Mężczyzna gwałtownie wstał przyglądając się kolegom.

-Nie no chyba se kurwa jaja robicie jeśli się zgodzę. Jak wy to sobie wyobrażacie? Wejdę tam, będę udawał zadowolonego, a potem co? Jak ja was tam wpuszczę palanty?- Powiedział oburzony Gein. Ci tylko się zaśmiali. David wyjął z kieszeni jakieś opakowanie i pokazał dla kolegi.

-Na co ci to wygląda palancie?- Powiedział David na co brązowowłosy nachylił się i wziął opakowanie. Zaczął się mu przyglądać.- Pokruszymy dwie tabletki. Potem ty jako Święty Mikołaj zbajerujesz jakoś paniusie domu i wsypiesz rozkruszony lek na sen do zupy. Oczywiście ty nie będziesz tego jeść. Następnie co będzie potem możesz się domyślać z uśmiechem szatana.- Powiedział na co wszyscy się głośno zaśmiali. Następnie zaczęli się przygotowywać się by wprowadzić swój straszny plan w życie. Koło godziny siedemnastej w pewnym domu jednorodzinnym rozbrzmiał dzwonek oraz pukanie do drzwi. Głowa rodziny poszła nieco szybko do drzwi upominając po drodze swoje rozbrykane dzieci by pomogły swojej rodzicielce przy przygotowaniach do kolacji. Po chwili otworzył on drzwi widząc za nimi swoich rodziców wraz z siostrą i jej mężem oraz dziećmi. Od razu wpuścił swoich gości.

-Susan super, że jesteście.- Powiedział uradowany mężczyzna pomagając swojej rodzicielce zdjąć ubrania.- Dzieci idźcie do kuchni pomóc cioci Kate.- Poprosił właściciel domu na co pociechy Susan poszły w danym kierunku. Obie kobiety również poszły.

-Mam nadzieje, że będzie Mikołaj, a nie jak rok temu Carol musiał go grać.- Powiedział starszy mężczyzna na co dwaj młodsi popatrzyli na niego po czym na siebie. Następnie poszli niosąc torby z prezentami do salonu gdzie stała ubrana choinka. Zaczęli rozkładać pod nią zapakowane prezenty.

-Powiedz, że chodź ty masz Mikołaja.- Powiedział szeptem jednak brat jego żony pokręcił głową.- No to pięknie. Mamy obaj dosłownie przesrane.- Odparł po chwili szeptem Carol. Obaj zaczęli się bać całej sytuacji. Każdy wie, że dzieci są w rozpaczy kiedy mężczyzna w czerwieni nie pojawia się. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.

-Otworzę!- Krzyknęła wychodząca z kuchni Alice będąca córką Carola i Susan. Nastolatka otworzyła drzwi, a już po chwili ujrzała znajomy jej z filmów, seriali czy kolorowanek rodzeństwa czerwony strój w którym był Święty Mikołaj.

Potępieńcy DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz