- Mamo, powiedz proszę, że to jakiś żart.- Kiri najwidoczniej też nie była zachwycona pomysłem rodziców.
- Tu chodzi o wasze bezpieczeństwo.- powiedziała cicho kobieta.- I jedyne rozwiązanie.
Może dla nich. Ty na pewno nie będziesz jechała na ikranie przez chyba połowę świata. Nie musisz chyba wspominać o tym, że nie masz swojego Ikrana.
- Ale tutaj jest mama.- wypaliłaś.- No i nasza Eywa. Tutaj są wszyscy!
- Nie będę powtarzał dwa razy.- nagle twój ojciec.- Musimy rozpocząć nowe życie...
- Nowe życie ?.- przerwałaś.- Bo jakiś jeba...- przerwałaś szybko widzieć wkurzony wyraz twarzy.- Psychol ściga ciebie, Tato?.
- To już postanowione.- skończył bezceremonialnie.
Byłaś tak wkurzona, że miałaś ochotę krzyczeć i rzucać strzałami gdzie popadnie. Tak właśnie się stało. Nagle w twojej dłoni pojawił się łuk i wycelowałaś we własnego ojca.
Ojca, który był przerażony tym, że jego córka właśnie zmierzała łukiem w jego stronę.
Nie wiedziałaś, czemu się tak stało, ale poczułaś, że tak chce. Ten pieprzony łuk tego chciał. Zastanawiałaś się, czy ten łuk jest jakiś zaczarowany, i chyba był. Wystraszona powiedziałaś ciche "przepraszam" i uciekłaś w las. Słyszałaś wołanie swojego imiona przez Tuk, ale nie odwracałaś się. Byłaś przerażona swoich zachowaniem. Jeszcze kiedy omal nie zabiłaś swojego ojca. Aby wykorzystać swoją frustrację, która się zagłębiała coraz bardziej. Wycelowałaś strzałę, która trafiała w każdy cel. Krzyknęłaś głośno i opadłaś na gałęź drzewa. Poczułaś, jak ciepła, słona łza spłynęła po twoim policzku. Po kilku minutach z twoich łez robi się wodospad.Przez płacz nie usłyszałaś nadlatującego ikrana, który "wysadził" swojego jeźdźca. Zobaczyłaś, że to Neteyam, który powoli się do ciebie zbliżał.
- Hej.
Spojrzałaś na niego z pod rzęs.
- Czego chcesz ?.- zapytałaś smutna.
- Wszędzie cię szukałem.- odparł siadając obok ciebie.- Znalazłem cię dopiero po strzałach, które wystrzeliłaś.
- Po co mnie szukałeś ? Znowu chcesz się ze mnie pośmiać ? Albo znowu będziesz traktować mnie jak dziwaka ?.- wstałaś natychmiastowo.- Daruj sobie.
- Od początku twojego urodzenia jesteś jakaś nerwowa względem mnie. Możesz powiedzieć mi w końcu o co ci chodzi ?.- również wstał wkurzony.
- Proszę cię, powiedziałeś mi, że ja nie należę do rodziny.- przypomniałaś sobie ten moment.- Dlatego nie traktuję cię jako rodziny.
Jego oczy nie przedstawiały nic oprócz czystej złości i frustracji. Złapał cię za rękę i ruszył w stronę swojego ikrana.
- Nigdzie z tobą nie jadę.- wyrwałaś się z jego ucisku, ale znów cię złapał.
- Lecimy.- warknął i pomógł ci się usadowić na zwierzęciu. Usiadł przed tobą i zaczął lecieć. Automatycznie złapałaś się jego ciała, na co on zaczął się lekko śmiać.
-I z czego się śmiejesz, pacanie?.- warknęłaś w jego stronę.
- Uspokój się, księżniczko.
- Że jak ty mnie nazwałeś ?.- zbiłaś szpony w jego skórę.- Odwołaj to.
- Dobra dobra, nie nazwę cię już tak nigdy.- odparł.- Następnym razem nie uciekaj tak nagle. Matka dostała prawie zawału. Podwójnego.
- Jak Podwójnego.
- Kiedy zaczęłaś celować strzałą w ojca i kiedy ciekłaś i nie mogła cię nierzyć.
No...chyba, że w ten sposób.
- Przepraszam, ale ten łuk...
- Jest dziwny. Czarny i na dodatek taki...dość duży. Nie uważasz, że to dziwne ?.
- Że ?.- ponaglełaś go.
- Że tak leżał samotny wśród krzaków.
- Może podczas wojny z ludźmi z Nieba ktoś zgubił.- wymyśliłaś teorię.
- Nie sądzę, jest...abynajmniej wygląda na bardzo potężny. Nie obrażając nikogo, wygląd jakby był zbudowany dla kogoś silnego. Nie dla przeciętego Na'vi.
- Może masz racje, ciekawe.- mruknęłaś patrząc ukradkiem na łuk.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak bardzo wszyscy się myliliśmy...
Miłego dnia/nocy❤
CZYTASZ
Legends never die | Avatar 2: Istota wody
Fanfiction"- Że jak nazwałeś moją siostrę ?.- warknęłaś. - Dziwakiem.. Nie dokończył, ponieważ wystrzeliłaś sztyletem w jego stronę, a właściwie w stronę drzewa. - Cholera, spudłowałam. ~ Legendy są po to, aby w nie wierzyć. Szczególnie, kiedy dotyczą ludu...