Najgorszym momentem w twoim życiu jest to, kiedy ojciec traktuję cię gorzej od wszystkich. Nawet Kiri jest lepiej traktowana.
Czasami miałaś wrażenie, że twoje pojawienie się na świecie to przypadek.
I chyba tak było.- Nazwał Kiri dziwakiem.- powiedziałaś na swoją obronę.
Swoją jedyną obronę.- To nie jest powód, żeby tak pobić syna wodza klanu.- warknął w twoją stronę.
- Nic mu się nie stało, zapewne.- zakryłaś ręką jednego, dużego i groźnie wyglądającego siniaka.
- Nic się nie stało ? Stracił przytommość!.- matka również się uruchomiła.
- Pójdziesz tam i go przeprosisz.
- Ale...
- Bez dyskusji.
Nie wytrzymałaś.
- Jestem traktowana gorzej, ponieważ jestem przypadkiem. Wiem, że mnie nienawidzicie bo nie jestem waszym prawdziwym dzieckiem.
Nastała cisza. Po części żałowałaś, że to powiedziałaś, ale czułaś, że musiałaś.
- A z resztą.
Wybiegłaś i nie zwracałaś uwagi na głosy wołające twoje imię. Czułaś, jak zbiera ci się na płacz, ale nie zatrzymywałaś się. Wbiegłaś do dżungli i mijając wszystkie korzenie, trafiłeś w jej sam środek. Nie chciałaś krzyczeć, bo by cię znaleźli. Nie mogłaś również...w sumie mogłaś.
Wystrzeliłaś jedną strzałę, później drugą, trzecią i czwartą.
W końcu straciłaś amunicję.
Chciałaś wyciągnąć jedną strzałę, ale przeszkodził ci jeden warkot. Przestraszona spojrzałaś na lewo.
Brzmiał, jak wężownik, natomiast szybko się przeliczyłaś. To był Thanator.
Pamiętasz go z opowieści swojej mamy, która "oswoiła" go podczas ratowania taty.
Był straszny, ale nie wiedziałaś, że aż tak bardzo.
Jednak ten wyglądał inaczej.
Był raczej...nie do końca czarny, miał biało-szare paski.
Tak jak twój łuk.
Nie atakował, jedynie patrzył się na ciebie, dość przyjaźnie.
Podeszłaś do niego, nie obawiając się niczego.
On jednak się skłonił.
Również to zrobiłaś, ale wtedy zrozumiałaś, że to nie o to chodzi.
Powoli podeszłaś do zwierzęcia i usiadłaś na nim. Poczułaś bijące ciepło i spokój. Dopiero, kiedy połączyłaś was więzią, zwierzę się lekko zniecierpliwiło.- Już, już. Spokojnie.- pogłaskałaś go.- Skąd się tu wziąłeś ?.
W zamian za odpowiedź zaczął biec w stronę Awa'atlu. Słyszałaś już wołanie swojego imienia, więc zatrzymałaś się i zeszłaś ze zwierzęcia.
- Dziękuję.- odparłaś i skłoniłaś się.
On również to zrobił po czym uciekł w stronę dżungli.
- [T.I]!.- usłyszałaś głos Neteyama, który podbiegł do ciebie i mocno przytulił.
- Gdzie ty była ?.- Twój ojciec do ciebie podbiegł i obejrzał dokładnie.
- Przepraszam, ja...
- Idziemy, masz szlaban.- złapał cię za rękę. Oczywiście nie obyło się bez gapiów. Nosz, cholera jasna.- Nie wychodzisz z Marui do końca dnia.
- Ale Tato!.
Weszłaś do środka i poszłaś do kąta. Twoja mama spojrzała się na ciebie smutnym wzrokiem, a reszta rodzeństwa się nie odzywała.
Zanim kto kolwiek się odezwał, poczułaś coś palącego skórę. Spojrzałaś na swoje ramiona, nogi, brzuch, ręcę.
Ten dziwny Thanator...
Zakrylaś się i zaczęłaś robić sobie strzały.~
Minęło dużo czasu, odkąd zostałaś uziemiona w namonie.
Było późno, a twoje rodzeństwo gdzieś popłynęło. Byłaś zła, bardzo. Tymbardziej, że znowu kusiło cię na strzelanie z łuku.Już miałaś wychodzić, ale zobaczyłaś, że coś się dzieje.
Zobaczyłaś, jak Neteyam niesie nieprzytomną Kiri na rękach.- KIRI!.- wrzasnęłaś i wybiegłaś z namiotu.
Wszyscy się zainteresowali zaistniałym wydarzeniem. Twoi rodzice pobiegli do wodza, a ty przyszykowałaś miejsce, aby Neteyam ją położył.- Co się stało ?.- zapytałaś biorąc rękę Kiri.
- Straciła przytomność, kiedy połączyła się z naszym drzewem dusz.- wyjaśniła szybko Tsireya.
- Zaprowadź mnie tam.- wstałam.- Proszę, Tsireya.
- A co jak tobie się coś stanie ?.- Lo'ak wtrącił się do rozmowy.
- Nie udawajcie już takich kochających braci. Wiem, że nigdy nie traktowaliście mnie jak członka rodziny, więc chodziarz tego nie utrudniajcie.
Tsireya wzięła cię na swojego ilu i razem popłynęliście do drzewa dusz. Zanurkowałaś i przypłynęłaś do świecącego drzewa. Wzięłaś jedną długą pnącz i połączyłaś się z nią.
Byłaś w domu, w Pandorze. Stałaś przed Eywą. Była taka potężna, cudowna.
- Kim jestem ?.- spytałaś.- Eywo, proszę powiedz mi. Kim ja jestem ? Eywo!.
Zamiast dobrej odpowiedzi zobaczyłaś, że Eywa gaśnie.- Co...co się dzieje?.
Wtedy przed oczami zobaczyłaś ciemność.
Ty również zgasłaś.Próbowałaś się wydostać na powierzchnię, ale niestety, nie umiałaś. Tsireya próbowała ci pomóc, ale również nic to nie dało.
Jednak stało się coś, co nie powinno się nigdy stanąć.
Poczułaś jak woda zabiera cię w kierunku rafy.-[T.I]!
-Tsi...
I wtedy poczułaś, jak woda staje się twoim największym wrogiem...
Miłego dnia/nocy!❤
CZYTASZ
Legends never die | Avatar 2: Istota wody
Fanfiction"- Że jak nazwałeś moją siostrę ?.- warknęłaś. - Dziwakiem.. Nie dokończył, ponieważ wystrzeliłaś sztyletem w jego stronę, a właściwie w stronę drzewa. - Cholera, spudłowałam. ~ Legendy są po to, aby w nie wierzyć. Szczególnie, kiedy dotyczą ludu...