✉ Rozdział 14

5K 340 6
                                    

Skończyłam wszystkie lekcje i postaniwowiłam, że powiadomię moją cudowną, wspaniałą i najlepszą na świecie matkę o tym, że tak bardzo kocham szkołę, że postanowiłam w niej jeszcze zostać dwie godziny. Oczywiście była zła jak każda matka, ale pewnie i tak to jej nie obchodziło. Nawet jakbym wylądowała na komisariacie policji.

Poszłam pod salę, w której mam spędzić następne 2 godziny. Myślałam, że raczej nieliczni tu przebywają. Jak zwykle się pomyliłam. Było tutaj chyba 12 osób, nie włączając w to mnie. No i byłam jedyną dziewczyną! Super! Zawsze marzyłam o tym, aby spędzić całe 2 godziny z 12 chłopakami. Taki jeden, był przy sobie i to bardzo, cały czas się na mnie gapił i się ślinił. Dosłownie jak bokser. Zaszczyciłam go tylko zdegustowanym spojrzeniem i przeniosłam wzrok na pana Sheen'a, zmierzającego do sali, pod którą stałam. Zgadnijcie kto za nim szedł?

Jack i Jack we własnych osobach. Mówiąc szczerze to nie wiem, który sprawił, że teraz tu jestem, ale jakoś nie przeszkodziło mi to w zmierzeniu ich wzrokiem.

Gdy tylko pan Sheen otworzył salę, rzuciłam się na ostatnią ławkę, jak głodny lew na mięso. Poważnie. Koło mnie chciał usiąść ten bokser, ale szybko położyłam mój plecak na krześle obok, więc chciał usiąść przede mną. Ten plan też spalił na panewce, bo Jack z Jack'iem go z tamtąd wygonili i sami zajęli tą ławkę.

Frajer: Mala jakie masz branie hahha

Me: Odwal sie

Me: To przez ciebie tu jestem

Frajer: Nie zapomnij ze ja jestem tu przez ciebie

Me: Czyli zrobiles to zeby sie odegrac?

Frajer: Tak jakby

Me: Czopek

Spojrzałam na dwóch Jack'ów, bo myślałam, że się dowiem, który do mnie pisze. No ale jeden i drugi trzymał telefon. I dupa blada. Dalej będę żyła w niewiedzy. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem tego grubaska.

- Jestem Sam - powiedział i wytarł nos w rękaw bluzy. Fuj. Myślałam, że puszczę pawia.

- A ja jestem zdegustowana - rzuciłam oschle i usłyszałam ciche śmiechy, dochodzące z ławki przede mną.

Frajer: Nie narzygaj nam tylko na plecy lwico hahah:p

- Żadnych rozmów - powiedział surowo nauczyciel i zajął się jedzeniem kanapki. Ja wyciągnęłam żelki i bardzo cicho je otworzyłam. Niestety moja nieudaczność włączyła się akurat teraz i rozszpałam pół paczki. Część leżała pod moją ławką, a część pod ławką chłopaków. Gilinsky i Johnson automatycznie się odwrócili jak zsynchronizowane ze sobą roboty.

- Jesz takie pyszne żelki, a z nami się nie podzielisz? - spytał szeptem brązowooki i uśmiechnął się szeroko. Pewnie mój wyraz twarzy tak go rozbawił, bo wyglądałam chyba jak taka zabawka, którą jak mocno ściszniesz, to wyskakują jej oczy na wierzch. Johnson zachichotał, a ja już zdążyłam się ogarnąć.

- Jak do tej pory nie zauważyłeś to je rozsypałam, a ja z podłogi nie jem - odszepnęłam.

- Ale masz część w paczce - dołączył się blondyn.

- A co z tymi? - wskazałam palcem na żelki pod naszymi ławkami.

- Sam je zje. Tak się ślinił na twój widok, że nie przeszkadzałoby jemu to, że są z podłogi, ważne że twoje - zaśmiał się Gilinsky.

- Mówisz o bokserze? - zaśmiał się głośniej, na co nauczyciel tylko spojrzał, nie reagując wcale. Chyba chłopacy muszą tu być cały czas skoro nic nie powiedział.

- Nie ważne bierzcie te żelki, ale pod jednym warunkiem - oboje unieśli lewą brew w tym samym czasie, na co chciałam wybuchnąć śmiechem, lecz się powstrzymałam - Zróbcie coś, żeby Azor się do mnie nie ślinił. Proszę - zrobiłam maślane oczka i przyłożyłam sobie paczkę z resztą żelków do serca.

- Spoko - rzucił błękitnooki, a jego kolega wyrwał mi żelki.

Niech ten dzień się skończy.

______________

Okey jest 00.05 a ja dodaję rozdział! Widzicie jak bardzo was kocham! Mogłabym już dawno spać☺

Schoolmate/ Jack Gilinsky ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz