~Rozdział 10~

17 0 0
                                    

- Masz zostawić ją w spokoju - powiedział Wil - tylko krzywdę jej robisz -
- Ja jej krzywdę robię? A ty niby nie? - zapytał roześmiany Mark.
- Ja przynajmniej nie próbuje jej zabić!- krzyknął Wil i podszedł bliżej do Marka. Co? Jak to zabić?
- Wiesz, że nie kontroluje tego. To silniejsze ode mnie -
- Nie pierdziel mi tu, da się to kontrolować- warknął Wil i widziałam, że już się szykuje żeby przywalić Markowi.
- Tak? To w takim razie dlaczego Accalia nieżyje? - zapytał Mark i odepchnął Wila od siebie. Nie widziałam twarzy Wila, ale czułam bijący od niego gniew. Kto to Accalia? Dlaczego Mark o tej osobie wspomina? Po chwili ciszy nagle oboje się na siebie rzucili i zaczęli się tłuc. Chciałam do nich pobiedz i ich zatrzymać, ale Luca mnie przytrzymał i zakrył usta ręką.
- Lilith nie możesz się w to mieszać - szepnęła do mnie Alumina - jak zaczną się zabijać to wtedy zareagujemy, a teraz lepiej do nich nie podchodzić -
Próbowałam się wyrwać, ale Luca był za silniejszy. Alumina dalej próbowała mnie uspokoić, ale jej nie słuchałam. Muszę z nimi porozmawiać, bo coś sobie zrobią zaraz.
- Lilith uspokój się - szepnął Luca dalej mnie trzymając. Dobra muszę pomyśleć. Może jak się uspokoję to mnie puści i będę mogła do nich podbiedz. Zerknęłam na Wila i Marka którzy dalej się bili. Nie mogłam stwierdzić kto wygrywa, bo oboje się jeszcze dobrze na nogach trzymali. Jednak czułam w Wilu taki gniew który zaślepia i nie pozwala logicznie myśleć. Jeśli czegoś nie zrobię to Wil za moment własnego brata na strzępy rozerwie. Uspokoiłam się na tyle na ile mogłam, żeby Luca w końcu mnie puścił. Poczułam jak powoli wilkołak luzuje uścisk i zaczyna mnie puszczać. Starałam się aż tak z tego nie cieszyć, żeby serce nie zaczęło mi szybciej bić. Kiedy w końcu wyzwoliłam się od niego to poczekałam moment i pobiegłam w stronę bijących się mężczyzn.
-  LILITH - krzyknął Luca i pobiegł za mną. Nie patrzyłam się za siebie i dalej biegłam w stronę Wila i Marka. Nie uważałam jak stawiam nogi i przewróciłam się o pierwszą lepszą gałąź.
- Lili?- zauważyli mnie mężczyźni i przestali się lać. Oboje podbiegli do mnie w tym samym czasie i podnieśli mnie z ziemi.
- Dobry wieczór chłopcy - warknęłam i wyrwałam się od nich. Wytarłam z rąk ziemię i spojrzałam najpierw na Wila, a potem na Marka. Oboje byli zmieszani i nie wiedzieli jak mają się zachować. Zastanawiałam się gdzie jest Luca, ale z tego co zauważyłam to Alumina się nim zajęła.
- Co ty tu robisz?- zapytał Wil i zniżył się żeby mi się lepiej przyjrzeć. W jego oczach dalej widziałam gniew, jednak teraz budziło się w nich zmartwienie i troska.
- To ja się ciebie powinnam o to pytać - odparłam gniewnie i spojrzałam na Marka - czyli to ty -
- Lili to nieporozumienie -
- Nieporozumienie? NIEPOROZUMIENIE?! Czy ty myślisz, że jak głucha jestem? Słyszałam wszystko - krzyknęłam na Marka - po tylu latach próbujesz mnie zabić? -
- Lili posłuchaj -
- Nie muszę słuchać, ja wszystko dobrze rozumiem -
- Nie Lili - odezwał się Wil - to o wiele większy problem niż ci się zdaje -
Niby jak? Wszystko przecież wiadomo. Mark próbował mnie zabić i zapewne gdyby Wila nie było to by bez wahania to zrobił. Ale moment... Przecież nie raz byłam z Markiem sam ma sam. Miał tyle okazji, żeby mnie porwać albo zabić. Czemu tego nie wykorzystał? Dlaczego nie zabił mnie kiedy mógł to zrobić na spokojnie i bez świadków?
- Nie wykorzystałem, bo jeszcze jakoś się kontrolowałem -
- Skąd ty -
- A to ty nie wiesz? To Wil się jeszcze na ciebie nie rzucił?- zapytał Mark i podszedł bliżej do brata. Wil tylko patrzył na niego pustym wzrokiem. Jak to czy jeszcze się na mnie nie rzucił? O co mu chodzi?
- Zadziwiasz mnie braciszku. Accalia długo nie czekała, a może ty lubisz tak to przeciągać? Może masochistą jesteś i lubisz się tym tak torturować?- mówił Mark i zaczął krążyć wokół Wila jak rekin. Wil nic nie mówił i ściskał ręce w pięści. Kim jest ta Accalia? Czym niby Wil się torturuje? Już nic nie rozumiem. To wszystko jest takie pogmatwane. Nic mi się nie klei.
- Spodziewałam się czegoś innego po tobie bracie - oznajmił Mark - no ale cóż... Nadzieja matką głupich -
- O co chodzi?- zapytałam i patrzyłam to na Marka to na Wila.
- Oj Lili..- powiedział Mark i podszedł do mnie
- jestem pewien, że niedługo się dowiesz -
Detektyw ustał między mną, a nim i odepchnął go tak, że prawie przewrócił się na ziemię.
- Nie waż się jej tknąć - warknął Wil - długo się z tym zbierałem, ale Marku Ambrose jesteś aresztowany za morderstwa i prześladowanie -
Ambrose? A oni nie mają na nazwisko Wolf? Znowu czegoś ważnego nie wiem. Jak zwykle.
- To nie będzie konieczne detektywie..-
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co się stało? Nie pamiętam tego co się stało i o jeju moja głowa. Strasznie boli. Chyba zaraz mózg mi eksploduje. Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam. Nogi i ręce miałam jakby związane. Nie było szans żebym jakkolwiek się z tego wyplątała. Powoli otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Byłam przywiązana do krzesła, a wokół mnie nie było żywej duszy. Na suficie wisiała żarówka która dawała nędzne szare światło jak niebo w zimę. Ściany pomieszczenia były szare i obdrapane. Na jednej na przeciwko mnie było małe okno pod sufitem przez które było widać jedynie ciemność nocy. Na skórze czułam przyprawiający o dreszcze chłód, a powietrzu czułam tylko kurz i odziwo męskie perfumy.
- Lili..- usłyszałam zachrypnięty głos za sobą - obudziłaś się?-
Z kim ja tu jestem? Kto siedzi za mną? Zaczęłam się wiercić na krześle, żeby jakkolwiek odsunąć się od tej osoby.
- Co? Kto to?- zapytałam i próbowałam dojrzeć z kim jestem w tym pomieszczeniu.
- To ja...Wil - usłyszałam znowu tego kogoś - nie bój się -
- To naprawdę ty?..- zapytałam i łzy podeszły mi do oczu. W stresie nie poznałam jego głosu. Teraz przynajmniej wiem, że nie jestem sama.
- Tak to ja...nic ci nie jest?-
- Nie nie, wszystko w porządku.. mogę cię zobaczyć?-
- Oczywiście -
Zza moich pleców wyszedł i ustał przede mną... Mark?
- Nieźle udaje mojego brata prawda?- zapytał z ohydnym uśmiechem na twarzy.
- Co...Gdzie jest Wil?! Gdzie ja jestem?! - krzyczałam i próbowałam wyrwać się z lin. Mark jednak uciszył mnie palcem i ujmując moją teraz w rękę skierował ją w swoją stronę tak żebym na niego patrzyła.
- Tak się składa, że twój kochany Detektyw właśnie walczy o życie, a ty jesteś u mnie w domu w piwnicy - mówił to z psychopatycznym uśmiechem na twarzy. Brzydziło mnie to jak się zachowuje, ale nie mogłam odwrócić od niego wzroku przez to, że trzymał mnie za twarz.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego jesteś taki?- zapytałam ze łzami w oczach.
- Oj Lili Lili - powiedział dalej się uśmiechając
- bo ciebie pragnę, a Wil próbuje mi ciebie zabrać -
- Słucham?-
- Wil zawsze miał wszystko. Tylko o coś poprosił i już to miał. Jak chciał coś co było moje to zawsze to dostawał. Jedyne czego kiedyś nie miał co należało do mnie... To ty, ale i to teraz widzę, że zdobył i skręca mnie w środku na samą myśl, że jesteście razem. Dlatego musiałem zabrać to co należy do mnie - oznajmił Mark i usiadł przede mną. Nic nie rozumiem. Jak to byłam jego? Jak Wil mnie jemu zabrał?
- Byłaś moja Lili, a Wil miał tą swoją Accalie. Tylko, że jego pragnienie było za silne i zabił biedulke. Załamał się. Wyjechał tu do Londynu, żeby zapomnieć, ale wiedziałem, że na tym się nie skończy. Znalazł ciebie i przypadkiem dostałaś pracę w tej firmie. Potem też przypadkiem zostałaś jego asystentką - mówił dalej Mark i czułam jak złość się w nim gotuje. Była jak wulkan który był sekundy od erupcji.
- Ale teraz mam ciebie przy sobie i nie może mi cię zabrać - oznajmił i uśmiechnął się szaleńczo. Wziął moją dłoń i splótł swoje palce z moimi. Nie mam pojęcia co mam teraz zrobić. Wszystko mi się pomieszało i nie wiem co myśleć. Mark jest mordercą. On zabił tych wszystkich niewinnych ludzi. Ale dlaczego? To nie Mark którego znałam kiedyś. Zmienił się. Na gorsze. Mark którego kiedyś znałam był miły, bezstroski, trochę dziecinny, ale zarazem dojrzały. Ten Mark jest straszy, szalony i nienormalny.
- Mogłabyś mnie nie obrażać?..to boli - powiedział udając smutek. Skąd on wiedział o czym pomyślałam? On jest naprawdę nienormalny.
- Kiedyś się dowiesz - oznajmił uśmiechnięty - a teraz wybacz, ale muszę iść -
Mężczyzna puścił moją rękę i skierował się w stronę schodów. Patrzyłam jak powoli opuszcza pomieszczenie. O co tutaj chodzi? Dlaczego on mnie porwał? Dlaczego zabijał? A co najważniejsze, gdzie jest Wilhelm i Bianka? Ciekawe ile tamten ma mnie tu zamiar trzymać i czy Alumina i Luca o tym wiedzą. Co jeśli on ich też dorwał? Co jeśli oni teraz cierpią przeze mnie? Ostanio tylko wszystkim problemy robię...

Tajemnica Detektywa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz