~Rozdział 14~

20 1 1
                                    

Ciężko mi było spać w posiadłości pełnej krwiożerczych wampirów. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś się na mnie patrzył. Przewracałam się to na jedną to na drugą stronę. Nie słyszałam, żeby Alumina miała problem z spaniem, bo spała jak dziecko. A ja mimo to, że znałam całą rodzinę, to nie mogłam zasnąć z wiedzą, że są wampirami. Już przeżyłam ugryzienie wampira i nie mam zamiaru tego powtarzać.
   Po długiej ledwo przespanej nocy przygotowywałyśmy się z Aluminą do poszukiwania Wila. Bianka uparła się, że chcę iść z nami bo chce ze mną trochę . Poszukiwania detektywa, i prawdopodobne spotkanie mordercy, to naprawdę najlepszy sposób na zabawę z przyjaciółką. Mowiłyśmy jej, że to niebezpieczne, ale z takim uparciuchem nie da się kłócić.
   Jednak nie tylko ja i Alumina odradzałyśmy jej poszukiwań z nami. Alec także nie chciał by szła. Po oczach można było zauważyć, że mu na niej zależy. No nie wierzę, że rozkochała w sobie wampira. Chociaż też aż tak mnie to nie dziwi. Po niej także widziałam, że czuję coś do wampirka.
- Bianka zostań u nas - prosił ją młody wampir.
- Nic mi nie będzie - obiecała mu moją przyjaciółka i go przytuliła. Oczom nie wierzę. Bianka, która zazwyczaj tylko bawiła się facetami, faktycznie czuła coś do tego wampirka. 
- Uuu Alecuś ma dziewczynę - śmiała się Stella, jego siostra. Była niska i oczywiście cerę i oczy miała typowo wampirze. Ciemne włosy splecione w warkocz spływały po jej ramieniu na klatkę piersiową. Na sobie miała oliwkowy swterek, który już nie raz na niej widziałam. Jak sięgam pamięcią to zawsze nosiła sweterki. Co rozumiem, bo sweterki są mega wygodne.
- Zamknij się Stella
- Nie odzywaj się tak do siostry - odezwał się nagle pan Daniel patrząc surowo na syna.
- Siostro czy mogłabyś zaprzestać dalszemu odzywaniu się, gdyż twoje słowa doprowadzają mnie do stanu wielkiej złości, lepiej?
- Powiedzmy
- Idziemy - pospieszyła nas Alumina. Bianka dała na pożegnanie swojemu ukochanemu całusa w policzek i poszła ze mną i Aluminą w las. Czeka nas długi spacer.
   Przy okazji zrobię Biance małe przesłuchanie. Może akurat się dowiemy czegoś więcej.
- Czy Mark coś mówił o Wilu albo Lili? - zapytałam i popatrzyłam na przyjaciółkę. Bianka zwlekała trochę z odpowiedzią, jednak po chwili się odezwała.
- Nie mówił nic konkretnego. Gadał coś o tym, że mu przeszkadza i, że ukradł mu niby coś i bla bla bla. Nie chciało mi się zbytnio go słuchać
- To by się zgadzało z tym co mi mówił - odparłam - mówił, że Wil mu ukradł mnie
- Czyli wiemy na czym mu najbardziej zależy - oznajmiła Alumina i spojrzała na mnie - A z tego co wiem to Wilowi też na tobie zależy
- Zamiaszałaś tym wampirkom w głowie - zaśmiała się Bianka - ty to ty musisz dobrą krew mieć -
- Skąd w ogóle znasz Marka i Wila? - zapytała Alumina patrzeć się na mnie. No to opowiedziałam krótką historię o tym, że moi rodzice znali się od zawsze z rodziną Wolf i nie raz u nich bywałam. Najczęściej z Markiem spędzałam czas, bo mi się strasznie podobał, a z Wilem praktycznie nigdy bo był zamknięty w sobie.
- Czyli twój typ to krwiopijcy - zażartowała Bianka i powstrzymywała się od śmiechu.
- Może przez te lata i jeden i drugi się w tobie zadużył, a teraz się okazało, że jeden ma na twoim punkcie obsesję - myślała na głos czarownica. Miała oczywiście rację. Mark naprawdę się zachowuje jakby oszalał na moim punkcie. Najlepiej żeby go zamknęli w jakimś zakładzie psychiatrycznym. Kiedyś był z niego taki miły i rozrywkowy chłopak. Nie poznaje go teraz. Jakby coś mu się stało, albo go podmienili.
   Jestem ciekawa co Bianka o tym wszystkim sądzi. Z tego co widziałam to raczej nie przeżyła wielkiego szoku dowiadując się o wampirach i wilkołaku. Jednego krwiopijcę już sobie podporządkowała nawet. Obie chyba mamy dziwny gust jeśli chodzi o facetów.
   Po szybkim spacerku znalazłyśmy się pod chatką Aluminy. Wokół panowała cisza. Jedynie słyszalny był wiatr poruszający liśćmi.
   Przed chatką siedział nasz czarnowłosy wilkołak z smutną miną. Pewnie poszukiwania się nie powiodły. Gdy nas zobaczył to ustał na równe nogi i podszedł do Aluminy rozkładając ręce. Czarownica go przytuliła, a ten rozpłynął się w jej ramionach.
- Nie znalazłem go - przyznał wtulając się w czarownice.
- Nie miałeś łatwo - próbowała go pocieszyć Alumina i pogłaskała go po plecach. Postanowiłyśmy z Bianką dać im trochę prywatności i poszłyśmy do chatki.
- Oni są razem?- zapytała z ciekawością Bianka i zerkała przez okno na dość nietypową parę.
- Z tego co mi wiadomo to chyba nie
- Tak uroczo razem wyglądają. Oby zaczęli ze sobą chodzić
- Luca wygląda na zakochanego, a Lumi chyba do uczuć nie chce się przyznać
- Pomóżmy im - zaproponowała Bianka i widziałam ten jej błysk w oku który oznaczał, że już coś wymyśliła.
- Poradzą sobie bez naszej pomocy. Teraz najlepiej by było znaleźć w końcu Wila
- Myślisz, że Mark co z nim teges?
- Nie ma innego wyjścia. Sam by nie zniknął przecież
   Po opowiedzeniu wszystkiego Luce'owi i pokazaniu notatnika zabraliśmy się za przygotowania do poszukiwań. W międzyczasie gdy Luca siedział przed domem, a Bianka odpoczywała w sypialni, podeszłam do Aluminy. Przeszukiwała zioła, które jak myślę miała zamiar zabrać ze sobą.
- Pamiętasz jak mówiłaś mi o tym, że nie jestem w pełni człowiekiem? - zapytałam w nadziei, że nie zmieni tematu.
- Niech zgadnę, chcesz żebym ci coś więcej o tym powiedziała? - odpowiedziała pytaniem i spojrzał na mnie kątem oka. Potwierdziłam ruchem głowy i oparłam się o ścianę.
- No to słuchaj, czuję, że w twoich żyłach płynie magia. Jednak nie jest ona czysta
- Dlaczego?
- Zapewne jesteś tylko w połowie innym stworzeniem i twoja ludzka część brudzi tą magiczną 
- Aha...
   Czyli albo mój ojciec albo moja matka jest jakimś magicznym stworzeniem. Tylko jakim? Napewno nie wampirem ani wilkołakiem. Chociaż patrząc na to jaką bujną czuprynę i brodę ma mój ojciec to może mogę być takim wilczkiem. Jednak gdy byłam w domu Luci to czułam się obco. Jakbym nie pasowała. Więc wątpię, że jestem wilkołakiem. Będę musiała się jakoś dowiedzieć czym jestem.
   Alumina spakowała do swojego plecaka jakieś ziółka i fiolki z kolorowymi płynami. Ja nie miałam zbytnio co zabrać więc dostałam fiolki z bombami dumnymi tak na wszelki wypadek. Bianka i Luca dostali fiołki, które rzucone wystrzeliwały promień światła, bo planowaliśmy się rozdzielić. Luca jednak oddał fiolki Aluminie, bo gdyby zmienił się w wilka to po prostu by mu wypadły.
   Po południu zaczął nas prowadzić do jaskini, w której podejrzewaliśmy, że znajdziemy Wila. Przez całą drogę nikt nie odezwał się nawet słowem. Nawet zwykle rozgadana Bianka była cicho. Las wydawał się być z każdą chwilą coraz bardziej tajemniczy. Niewiadomo co jeszcze może się w nim kryć. Wampiry, wilkołaki, czarownice. Może jest coś gorszego od Marka?
   Liście chrupały pod naszymi butami, a wiatr łaskotał twarze. W pewnym momencie wszyscy wystraszyliśmy się nadepniętej przeze mnie gałązki. Niby byliśmy przygotowani, ale wszystko mogło się wydarzyć. Przecież Mark nie działał sam. Jacyś jego wspólnicy mogli nas w każdej chwili złapać. Mimo to dalej szliśmy. Trzymaj się Wil, znajdziemy cię.
   Gdy zaczęło się ściemniać doszliśmy pod jaskinie. Wejście nie było duże, a z środka wydobywała się tylko cisza. Zimna, przenikająca ciało cisza. Słyszałam i czułam w uszach bicie serca. Po chwili wypatrywania się w ciemną otchłań jaskini podeszliśmy bliżej. Alumina, aby oświetlić drogę, wyczarowała unoszące się w powietrzu małe kulki światła. Przypomniały gwiazdt na ciemnym niebie. Mimo małej wielkości oświetlały ciepłym światłem wnętrze jaskini. Dojrzeliśmy dwa korytarze. Z racji tego, że ja i Bianka byłyśmy ludźmi to Luca poszedł ze mną, a Lumi z nią. Kulka światła szybowała nade mną i wilkołakiem i oświetlała dość wąski korytarz.
- Strasznie tu trochę - przyznałam ściskając fiolki bomb dumnych w kieszeni.
- Trochę, ale musimy jakoś to wytrzymać żeby znaleźć Wila - odparł Luca wpatrzony w korytarz. Wydawało mi się, że próbuje węszyć, ale co chwilę pociągał nosem.
- Głupi katar... - warknął przecierając nos rękawem - Nie mogę nic wyczuć
   Czyli niestety mamy małe utrudnienie. Z jego węchem byłoby łatwiej dowiedzieć się czy to my znajdziemy Wila.
   Szliśmy może z jakieś piętnaście minut zanim doszliśmy do wielkich metalowych drzwi. Były zamknięte na cztery zamki. Próbowaliśmy posłuchać czy coś jest za nimi, ale odpowiadała nam tylko cisza. Te drzwi musiały być naprawdę grube skoro nawet Luca nic nie słyszał. Próbowaliśmy ciągnąć, pchać, uderzać, robić cokolwiek, co otworzyłoby te drzwi. Udało nam się jedynie lekko je zarysować. Oparliśmy się zmęczeni o wilgotne ściany jaskini. Luca jeszcze próbował kopać w drzwi, ale to raczej ze złości.
   Najlepiej to by było gdybyśmy mieli dynamit, albo inny ładunek wybuchowy. 
   Wybuchowy...
   Przypomniałam sobiebo bombach dymnych które grzecznie leżały w mojej kieszeni. Wyjęłam jedną i zaczęłam obracać ją w dłoni. Nie bez powodu mają w sobie słowo bomba prawda?
- Mam pomysł - oznajmiłam Lucowi, który dskej kopał w drzwi. Odwrócił się w moją stronę i widząc co mam w ręce odrazu zrozumiał co mam na myśli.
- Lility to nie są zwykłe bomny dymne. Z takimi trzeba uważać - ostrzegł mnie i odszedł od drzwi co uznałam za pozwolenie na wykonanie mojego genialnego pomysłu.
- Wystarczy tylko rzucić, co nie?
- Tak, ale jak rzucisz to plecami do drzwi i zakryj uszy, bo bębenki ci wybuchną razem z drzwami - polecił i odsunęliśmy się od drzwi.
- Dobrze rzucasz?
- W szkole nieźle rzucałam więc myślę, że tak - odparłam i ścisnęłam fiolkę w dłoni. Odsunęłam prawą nogę do tyłu, bo rzucam prawą ręką, i wzięłam zamach. Starałam się wycelować tak, żeby trafić idealnie w zamki. Przecież odrazu jak o coś uderzy to wybuchnie nie?
   Jednak nie miałam pojęcia, że ta bomba taka mocna będzie bo wybuch był o wiele większy niż myślałam. Odepchnęło mnie i Luce i upadliśmy na ziemie. O nic na szczęście nie uderzyliśmy, chyba że o siebie, ale ja nie zdążyłam zakryć uszu. Usłyszałam w nich głośny pisk, który przeszedł gdy zrozumiałam co się właśnie stało. Słuch musiał mi się uszkodzić, bo wszystko było jakby przygłuszone.
   Potarłam uszy i zlazłam z wilkołaka, na którego wpadłam podczas wybuchu. Zerknęłam na niego i na jego twarzy wymalował się uśmiech, który zapewne oznaczał "mówiłaś, że umiesz rzucać".
- Nigdy nie dawać ci rzucać, zapamiętam
   Wstał powoli z ziemi wspomagając się ścianą.
   Popatrzyłam w kierunku metalowych drzwi jednak nic nie widziałam przez dym jaki stworzyła bomba. Podeszłam bliżej i uśmiechnęłam się gdy zauważyłam, że mój pomysł jednak wypalił.
- Przynajmniej zadziałało
- No zadziałało zadziałało - przyznał wilkołak i podszedł bliżej.
   Zza drzwi wydobywał się paskudny zapach i jeszcze większe zimno. Przez smród zachciało mi się wymiotować, ale przełknęłam to co właśnie podchodziło mi do gardła. Nie mam czasu na rzyganie.
   Schowałam ręce w rękawach kurtki i skuliłam głowę, żeby zachować szyję pod jej ciepły materiał. Lucowi jednak nie przeszkadzało to zimno. Widziałam parę jaka wydobywa się z jego ust za każdym oddechem. Zabrałam kulkę światła, która odziwo nie znikła po wybuchu i weszłam powoli do pomieszczenia za drzwami. Luca był tuż za mną.
- Śmierdzi tu
- Serio? - rzucił wilkołak ciągając nosem - wiesz jakoś nie poczułem
   Przynajmniej dobry humor go nie opuszcza.
   Poświęciłam kulką w pomieszczeniu. Było nieduże, a na jego końcu stały kolejne drzwi.
- Ja kolejnej bomby nie rzucę
- Myślisz, że bym ci pozwolił? - odparł Luca i podszedł do drzwi. Te nie były metalowe tylko drewniane i były jedynue zasłonięte kawałkiem deski. Zabraliśmy ją i próbowaliśmy otworzyć drzwi. Przez cały czas czułam dziwną atmosferę w tym pomieszczeniu. Jakby coś nie chciało pozwolić żebyśmy poszli dalej. Taka niewidzialna siła, która miała chronić to co było za tymi drzwiami.
- Poczekaj, spróbuję je wyważyć
- Uważaj
- Nie rzucam bomby
   Będzie mi to wypominał przez długi czas.
   Odsunęłam się aż do ściany, żeby Wilkołak mnie nie staranował przypadkiem. Patrzyłam jak bierze rozbieg i rzuca się na drzwi, które oczywiście udało mu się wyważyć z głośnym hukiem. Przez chwilę się chwiał, ale udało mu się odzyskać równowagę. Z wnętrza drugiego pomieszczenia wydobywał się gorszy smród i chłód.
- Kto...tam...? - odezwał się cichy zachrypnięty głos, któremu towarzyszył stukot czegoś metalowego. Zerknęłam na Luce, który niezbyt był pewien co robić. Po chwili otworzył usta i zapytał - Kto tu jest?
- Luca?... - odezwał się inny głos. Był niski i także zachrypnięty. Wydawał się jednak bardzo znajomy.
   Zabrałam kulkę światła i poświeciłam nią w pomieszczeniu. Wyglądało zupełnie inaczej od reszty jaskini. Było zwykłym pokojem tylko bez mebli. Podłoga była wyłożona brudnymi kafelkami, a ze ścian farba była pozdrapywana. Podeszłam bliżej do miejsca z, którego słyszeliśmy głosy.
- Uważaj - ostrzegł nnie Luca idąc powoli za mną.
- Lili...to ty? - odezwał się nagle ten znajomy głos i już wiedziałam dlaczego taki jest. Poświeciłam przed siebie i czułam zarówno szczęście jak i przerażenie. Jak to się stało...

Tajemnica Detektywa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz