Lilly
- Boże...- podbiegłam do niego i położyłam rękę na policzku- Jesteś prawdziwy czy jestem aż tak nienormalna..?- położył swoją rękę na mojej.
- Nigdy nie byłaś nienormalna tylko wyjątkowa.
- Zdecydowanie to ty.- zarzuciłam mu rację na szyję i przycisnęłam swoję ciało do jego.
- Hej siostra..- podniósł mnie i ścisnął mocniej. Niestety zabolało przez ranę..
- Auć...- syknęłam, wtedy postawił mnie i obejrzał. Podniosłam koszulkę ukazując ranę.- Chyba mam pecha w życiu.- wzruszyłam ramionami.- Dobra nie mówmy o mnie. Powiedzieli mi, że nie żyjesz...
- Nabrałem ojca nabojem ze świńską krwią.- westchnęłam ciężko
- Już wiem jak objawia się "bliźniacze podobieństwo" u ciebie i Mason'a.- na te słowa oboje roześmialiśmy się, jak zagaduję pierwszy raz szczerze od dłuższego czasu.
- Jeżeli mowa o ojcu...nie wiem czy wiesz, ale...jest tu. Ma bazę w tak zwanej...- weszłam mu w słowo
- Syberii...Wiem natknęłam się po drodze na jednego z Mortem. Dlatego też jestem taka niespokojna.- założyłam pasmo włosów za ucho - Wie, że tu jestem. boję się, że będzie chciał mnie dopaść. I, że przeze mnie ktoś ucierpi...- ujął moją dłoń w swoje dwie.
- Lilly. Nie pozwolę żeby cokolwiek ci się stało. I wiem, że ty nie pozwolisz by cokolwiek stało się nam.- potwierdziłam jego słowa skinieniem głowy.- Nie myśl o tym, chociaż przez chwilę.- Patrzył na mnie przez krótką chwilę jakby widział ducha po czym przeniósł wzrok na ubrania, które mi przyniósł. Niestety z wrażenia spadły mu na podłogę, mi to jednak nie przeszkadzało. W takich warunkach cieszę się, że jest w co się ubrać.- Ubrania. Praktyczne i mam nadzieję, że w twoim rozmiarze..- podał mi je, a ja krótko mu podziękowałam- poczekam za drzwiami.- sprawnie wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
W "zestawie" były obcisłe spodnie z kieszeniami po zewnętrznej stronie ud w kolorze brudnej zieleni bądź szarego. Do tego czarna pikowana kurtka sięgająca mi do tyłka. Może nie będzie mi aż tak ciepło, z tyłu...ale nie będzie ograniczać ruchów. A na końcu wysokie, wiązane, sięgające sporo ponad kostkę, czarne buty. Wyglądają na wojskowe.
W kącie było też lustro i szafka do której pozwoliłam sobię zajrzeć. Mnóstwo recepturek...okej. Może coś zrobią z tą ochydną grzywką. Jest wystarczająco długa.
Sprawnie zmieniłam odzienie, stare ubrania zostawiłam na krześle, a grzywkę podzieliłam na dwie części i związałam w małe warkoczyki po dwóch stronach. Gdy byłam gotowa powoli otworzyłam drzwi. Na zewnątrz stał Tyler, musiał się zamyślić bo wzdrygnął się na mój widok.
- Gotowa?- upewnił się
- Chyba tak...- zaczął iść więc szłam za nim, później szliśmy ramię w ramię.- Gdzie idziemy?- zapytałam
- Na dwór do namiotu z prowiantem, na pewno jesteś głodna.- z nerwów zaczęłam bawić się palcami.
- Nie chcę żebyście marnowali swoje zapasy na mnie. Zostaw je dla swoich ludzi..- nie byłam aż taka głodna. Chłopak spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami i pokręcił głową w niedowierzaniu.
- Pamiętasz, że też jesteś człowiekiem?- przygarnęłam - Pamiętasz, że ludzie muszą jeść by żyć?- i znowu- A pamiętasz, że masz pomagać nam w przetrwaniu?- i kolejny raz - Więc teraz i ty jesteś " w rodzinie", więc nasz prowiant to twój prowiant.- nie wiedziałam co powiedzieć. Miał rację,.i nie miał. Nie odezwałam się, posłałam mu tylko lekki uśmiech.