Rozdział 9.

103 4 0
                                    

Zostałam obudzona po jakimś czasie przez brata.
Nico dalej był blady, ale on na codzień jest blady, więc nie zwracałam na to zbytnio uwagi.
Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam, że znajdowaliśmy się na dużej zielonej łące. Niebo wskazywało na to, że niedługo będzie noc. Za nami był las, a przed nami w odległości ok 30 metrów było nieduże miasteczko.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w jego kierunku. Lucy prowadziła, a ja, Percy i Annabeth prowadziliśmy pół żywego Nico, aby nie miał ponownie bliskiego kontaktu z ziemią. Doszliśmy do wejścia do miasteczka i od progu przywitał nas jakiś dzieciak. W sumie dzieciak to nie był. Wyglądał jakby był w naszym wieku.
Miał średniej długości blond włosy, które śmiesznie mu się kręciły. Miał bladą cerę, ale mimo to wyglądał bardziej żywo niż Nico kiedykolwiek. Był wysoki i miał te piękne zielone oczy...
Jak się uśmiechnął miałam to dziwne uczucie jakby moje problemy nagle znikały...
Ubrany był w ogrodniczki, a pod nimi posiadał koszulkę z długim rękawem.
-Część wam - odezwał się nieznajomy - Jestem Scott. Jeśli chcecie to mogę was tu oprowadzić, bo znam tą mieścinę jak własną kieszeń - mrugnął do mnie, a ja nie wiem czemu się zarumieniłam.
Lucy nas wszystkich przedstawiła i ruszyliśmy za nowym znajomym.
Nico już chyba lepiej się poczuł, bo szedł już bez niczyjej pomocy. Ja w tym czasie dogoniłam Scotta. Szłam tak blisko niego, że nasze dłonie niemal się stykały.
Nie mam pojęcia czemu, ale podobało mi się to.
Scott oprowadzał nas po tym uroczym miasteczku, przy okazji opowiadając nam całą jego historię.
Wyjątkowo nawet słuchałam. To jest pierwszy raz (poza opowieściami Percyego i Grovera) kiedy słuchałam jak ktoś coś opowiada. Normalnie to się wyłączam po pierwszych 5 słowach haha.
Kolega pokazał nam gdzie za darmo możemy przenocować. Reszta poszła rozpakować się a ja poszłam pogadać z nowym znajomym.
-Cześć - zagaiłam. - Dzięki w imieniu nas wszystkich za oprowadzenie i załatwienie noclegu.
-Nie ma za co. - odpowiedział Scott. - Dla Ciebie mógłbym nawet kogoś zabić. - dodał po czym serdecznie się do mnie uśmiechnął.
To ostatnie zdanie trochę mnie zdziwiło, ale ostatecznie nie myślałam o tym.
-Jutro jest festiwal jesienny. - powiedział Scott - Czy zechciałabyś udać się tam ze mną Madam? - zapytał uprzejmie.
Zarumieniłam się. No dobra... Spiekłam się tak, że moja twarz w tamtej chwili przypominała buraka lub pomidora.
Zgodziłam się bez wachania.
-To super. To widzimy się jutro. - powiedział i przytulił mnie na pożegnanie.
Ruszyłam się dopiero, gdy zniknął za rogiem. Czułam się tak super jak nigdy. Motylki w brzuchu już dawno wywracały mi go do góry nogami.
Jak tylko wróciłam do pokoju w którym mieliśmy nocować przywitały mnie krzyki Lucy.
-WRESZCIE!! Gdzie to się było? - zapytała oschle.
Ja w skowronkach wciąż nie zarejestrowałam że to było do mnie. Percy i Ann przyglądali się tej sytuacji z rozbawieniem.
-Halo..! Ziemia do Hannah! - pomachała mi ręką przed twarzą.
-Oj, przepraszam. Zamyśliłam się. - powiedziałam na swoją obronę, a mój brat i jego dziewczyna nie wytrzymali już i parsknęli śmiechem.
Nico nie śmiał się. Chyba wyczuwał to napięcie między mną a Lucy.
-No więc? - powtórzyła córka Aresa - Gdzie się szwędałaś? - zapytała.
-Emm.. Nie jestem pewna czy chcesz to wiedzieć. - powiedziałam.
Moja przyjaciółka wyglądała jakby miała zaraz mnie zamordować.
-Masz. Mi. To. Powiedzieć. - wycedziła przez zęby dziewczyna.
"No dobra, w takim razie szykujcie trumny dla mnie i dla Scotta"
-Nooo... - zaczęłam - Poszłam do Scotta porozmawiać z nim. Powiedział że jutro jest festiwal jesienny i zapytał czy z nim nie pójdę. - powiedziałam najszybciej jak się dało.
-Ale ty się nie zgodziłaś, tak? - zapytała Lucy, chociaż chyba już znała moją odpowiedź.
Popatrzyłam po twarzach przyjaciół. Wiedzieli co się zaraz wydarzy, bo znali mnie. Wiedzieli też jak zareaguje Lucy więc byli przygotowani.
-Tak na prawdę to ja się zgodziłam. - odpowiedziałam.
Lucy rzuciła się na mnie, lecz w porę złapał ją mój starszy brat Percy.
-Jak mogłaś??!? - wrzeszczała - Przecież wiesz, że jesteśmy na misji!! Nie mamy czasu na głupoty! I to jeszcze z obcym typem! Nawet nie zapytałaś się o naszą zgodę, tylko ot tak się zgodziłaś!
Dyszała ciężko próbując wydostać się z uścisku Percyego. Na próżno. Percy był zbyt silny dla niej.
-Spokojnie Królowo Dramatu - odezwał się Nico. - Przecież i tak nie ruszymy się stąd przez najbliższe dwa dni, bo trzeba uzupełnić zapasy itd. - stanął w mojej obronie,ale zaraz po tym kontynuował wypowiedź - Fakt, Hannah zachowała się w stosunku do m.. Nas nie fair, ale nie ma sensu się o to kłócić.
Zabolało. Mój przyjaciel również przeciwko mnie?
Jak wszyscy się uspokoili to zjedliśmy drobny posiłek. Takie zastępstwo za kolację. A następnie udaliśmy się do łóżek.
Następnego ranka obudziło nas pukanie do drzwi.
Lucy mruczała coś o tym, że to JA powinnam otwierać, ale ostatecznie ona sama to zrobiła.
W drzwiach stała jakąś dziewczyna.
Była wysoka, tj ok 180 cm wzrostu. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Ubrana była w zieloną sukienkę i wyglądała bardzo sympatycznie.
Przedstawiła się. Miała na imię Moon. Powiedziała że Scott kazał MI pożyczyć SWOJĄ kartę, żeby mogła sobie kupić jakąś sukienkę na festiwal no i co tam jeszcze będę chciała.
Jak miło. Ale stwierdziłam że nie będę nadużywać jego dobroci.
Zapytałam tylko przyjaciół czy czegoś nie potrzebują, ogarnęłam się i ruszyłam z Moon na zakupy.
Obiecała że pomoże mi z wyborem sukienki. W drodze do sklepu dużo rozmawiałyśmy. Dobrze się dogadywałam z nią i nawet nie zauważyłam kiedy doszłyśmy pod pierwszy ze sklepów.
Było tam mnóstwo fajnych ciuchów. Ale ja wolałam pójść do lumpeksu.
Moon powiedziała, że jakbym chciała to może mi obrobić jakąś sukienkę i zrobić z kilku zwykłych ciuchów coś niezwykłego.
Postanowiłam, że zaryzykuje i powierzę jej robienie sukni. Wyszukałam kolory i materiały, które miały być na suknię i zapłaciłam.
Głupio mi było korzystać z karty mojego prawie chłopaka, ale stwierdziłam że słusznie wydałam te pieniądze. Bo w czym miałabym pójść?
Tak więc Moon zaprowadziła mnie do swojego mieszkania. Nakreśliłam jej mniej więcej jak bym chciała żeby moja sukienka wyglądała i dalej sobie rozmawiałam z dziewczyną.
Była ona w moim wieku. Znała Scotta prawie od urodzenia. Dowiedziałam się, że Scott nie miał taty. Znaczy się miał, ale nie wychowywał go.
Tak na prawdę, to Scott nie wie co jego tata robi. Wie tylko od mamy że był jej światłem w smutne dni itd.
Moon w miarę szybko skończyła sukienkę i byłam zachwycona.
Zostało mi jeszcze 5 godzin do festiwalu to postanowiłam że się przejdę.

Heroska spod znaku trójzębuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz