1. W Poszukiwaniu Ostoji

1.3K 66 127
                                    

Perspektywa Neteyama

Słońce grzało mnie mocno w plecy, gdy leciałem na moim wymęczonym Ikranie, przez ocean którego końca nie było widać.
Lecz po jakimś czasie wyłoniły się zarysy wyspy.
Czułem wszystkimi kończynami zmęczenie które we mnie wstąpiło z każdym promieniem porannego słońca.

To miała być dla nas lepsza opcja... Zmiana.

Zmiana dla nas wszystkich, która była raptem przeniesieniem swojego życia do innej wioski, i innym ludem co nie wydaje się być aż tak złe. Ale na prawdę było to dla mnie niczym rozłączenie się z Eywą.

Spojrzałem na nie pewną twarz ojca wypatrująca coraz bliższy ląd.
Widziałem że ma tak samo mieszane przeczucia co do ludu z którym mieliśmy nagle zamieszkać i nim się stać.
Las był naszym pierwszym i najlepszym do tej pory domem. Stratą tego domu bolała jak świeża głęboka rana zadana nożem, a niepewność co do ludu Metkyaina była ogromna niczym znajdujący się pod nami ocean.

Ląd był już przed nami. Wylądowaliśmy na wykończonych Ikranach.
Ojciec szedł przed nami z rękami uniesionymi do góry.
Chciał im pokazać że nie jesteśmy tutaj w złych zamiarach.

Zadziwieni ludzie Metkayina przyglądali nam się, rzucając między siebie różne komentarze. Jedni się bali, drugich bardzo ciekawiły nasze Ikrany, i w okół nich skupiła się duża uwaga, ale i również widziałem mnóstwo podejrzliwych spojrzeń skierowanych w nasza stronę.
Już dawno nie czułem się tak nie komfortowo.
Spojrzałem się porozumiewawczo na brata Lo'aka.

Wygląd tamtejszego ludu budził we mnie na prawdę wielkie wrażenie. Kolor skóry bardziej wodnisty, taki delikatny błękit czy turkus niczym ocean w którym tak bardzo toczyło się ich życie, ręce mieli duże a przy nich płetwy. Zamiast smukłych ogonów mieli długie płetwy. Ich talie smukłe aż widać zarysy żeber. A włosy, najczęściej czarne szalone loki.

Nagle z tłumu wyłoniło się dwóch chłopców. Jeden widać że starszy i był wyższy, miał zaplecione warkocze na czubku głowy, a z reszty włosów upięty duży kok, na szyi miał sznurek z zębem zapewne jakiegoś morskiego stworzenia.
Razem z nim mniejszy chłopiec z włosami krótkimi i kręconymi postawionymi do góry, a na szyi miał muszelkę.

Powitałem ich razem z bratem naszym charakterystycznym znakiem dla Na'vi

Wyższy chłopak przyglądał mi się uważnie z każdej strony. Jego spojrzenie... Było tak bardzo oryginalne, podejrzliwe lecz z nutką ciekawości, zaskoczenia. Nie umiem opisać co wtedy poczułem, ale nikt nigdy mi się tak nie przyglądał. Przyglądałem mu się tak samo uważnie śledząc wzrokiem każdy jego najmniejszy ruch.
Był już prawie za mną gdy zobaczył mój ogon, i z jego podejrzliwego spojrzenia zaczął się śmiać.

- haha co to ma być? Jak ty chcesz pływać z takim ogonem? - drwił ze mnie śmiejąc mi się w oczy.

W tamtej chwili poczułem że to kawał chama. A jego wartość spadła w moich oczach do zera. Miał u mnie skończoną pozycje nie dorośniętego kretyna.

Chwilę po tej akcji zjawili się przywódcy Metkayina Tonowari i Ronal.
Skórę przywódcy pokrywały liczne tatuaże

- Tonowari, mój przyjacielu - odezwał się do niego mój ojciec

- Widzę Cię, Jake Sully. - odpowiedział mu wódz

- Szukamy schronienia. Musieliśmy opuścić klan Omatikaya ze względu na wojnę która tam trwa. Wierzymy ze możemy żyć tak jak dawniej zanim ludzie nieba się zjawili- powiedział Ojciec ze skruchą

Widziałem na jego twarzy tą jedyna nadzieję i błaganie w spojrzeniu.
Pękało mi serce, gdy na niego patrzyłem

- Jake Sully, nie chce aby Twoja wojna dosięgła moich ludzi.

LOVE IN THE WAVES | Neteyam X AonungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz