[09] I <3 New York

56 10 2
                                    

Przez wciąż pogrążony we śnie umysł Feliksa przedarł się ostry dźwięk dzwoniącego interkomu; tego dnia Tolys wychodził na zajęcia dość wcześnie, przez co Feliks został zmuszony samemu zwlec się z łóżka i poczłapać w stronę brzęczącego aparatu.

- Idę, idę - wymruczał, zanim przypomniał sobie, że dzwonek do drzwi brzmi zupełnie inaczej, a osoba po drugiej stronie słuchawki go przecież nie usłyszy. - Tak? - zapytał, tłumiąc ziewnięcie.

- Cześć, Felicjo! Nie za wcześnie? - ah, stara, dobra pani Bogusia; cała wcześniejsza irytacja natychmiast z niego wyparowała.

- Nie, w porządku - zapewnił Łukasiewicz. - O co chodzi?

- Mam tu u siebie pewnych dwóch miłych dżentelmenów, ale... kompletnie nie potrafię się z nimi dogadać. Wiesz, że moje talenty językowe ograniczają się jedynie do niemieckiego, rosyjskiego i włoskiego - powiedziała niemal przepraszającym tonem. - Możesz tu przyjść, kochana, i zapytać, o co im chodzi?

- Proszę mi dać jedną chwilkę - rzucił do słuchawki, po czym poszedł włożyć na siebie coś bardziej reprezentatywnego niż krótkie spodenki i domowa koszulka, a następnie zerkając po raz ostatni na zegarek - wpół do dziesiątej - ruszył schodami w dół do mieszkania na parterze.

W salonie starszej sąsiadki rzeczywiście siedzieli już dwaj mężczyźni, niepewnie popijając podaną im przez gospodynię herbatę i obserwując Feliksa z niemym pytaniem w oczach. Starszy z nich, mogący dopiero co przekroczyć czterdziestkę, miał na sobie jednorzędową, wełnianą marynarkę oraz eleganckie, sztruksowe spodnie; Feliks pomyślał, że do obrazu stereotypowego Anglika brakowało mu jeszcze tylko laski oraz melonika. Młodszy, właściwe to jeszcze nastolatek, siedział obok niego z nieco większą swobodą w rozciągniętej koszulce z napisem "I <3 NY", patrząc na Feliksa z ciekawością zza prostokątnych szkieł okularów.

- Serwus, panowie - przywitał się Feliks.

Nowo przybyli tylko popatrzyli po sobie w milczeniu aż wreszcie starszy z nich odchrząknął i zaczął mówić do blondyna po angielsku - bardzo powoli i z bardzo brytyjskim akcentem:

- Niech pan posłucha, od rana jeździmy i szukamy takiego jednego hotelu, o - wyjął z kieszeni marynarki wizytówkę hotelu i podał ją Feliksowi. - Jesteśmy już bardzo zdesperowani. Niech mi pan powie, że wie, jak tam dojechać, błagam.

Feliks przeczytał tylko nazwę hotelu i kiwnął głową ze zrozumieniem.

- Tylko, że, widzicie, ten hotel już, jakby nie działa. Zamknęli go ładnych parę lat temu - wyjaśnił. - Jeśli chcecie, mogę wam wskazać drogę, ale nic oprócz zamkniętych drzwi i starego szyldu tam nie znajdziecie.

- Jak to... zamknięty? - zdumiał się Anglik, po czym spojrzał z ukosa na młodszego towarzysza. - A widzisz? Ty i ten twój internet...

- Tata, nie moja wina, że o tym miejscu nie ma żadnych szczegółowych informacji. Ledwo co punkt na mapie znalazłem - bronił się tamten.

- To trzeba było skorzystać z papierowej mapy! - warknął starszy, po czym rzucił zmęczonym tonem do Feliksa: - Widzi pan, co z nim mam.

- Mam na imię Feliks - przedstawił się.

- Myślałem, że jak wyślę pierworodnego na studia do Stanów, wleją mu tam trochę oleju do głowy. A tu masz ci los, nawet zwykłej mapy otworzyć nie potrafi - zgromił swojego syna groźnym wzrokiem. - Lekarz miał z niego być, na medycynę go przyjęli, a ten co...

- Skończ narzekać, tata - powiedział młodszy niemal błagalnym tonem. - Branża IT rozwija się teraz w zastraszającym tempie. Jeszcze zobaczysz, jak się nam to wszystkim opłaci.

Kamienica na Łąkowej | Axis Powers HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz