[15] Ikea - ona tu (u)rządzi

52 8 0
                                    

Berwald Oxenstierna otworzył oczy i zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nieznany sufit, okolony ścianami o żółtych, wyblakłych tapetach, a ciężki brązowy koc z podobizną tygrysa skutecznie ogranicza mu wszelkie gwałtowne ruchy. Zdał sobie również sprawę, że coś szczególnie uwiera go w bok, a zza ściany obok dolatują do niego obce głosy mówiące w co najmniej czterech różnych językach. Szwed nie rozumiał ani jednego z nich. Pomieszczenie zalatywało ziołami, szpitalem oraz specyficznym zapachem muzeów. Twarda wersalka była stara i niewygodna, skrzypiała przy każdym najdrobniejszym ruchu.

Właśnie ten odgłos zaalarmował przesiadujące w pomieszczeniu obok osoby, które pojawiły się nagle u wezgłowia łóżka i pochyliły nad Berwadlem ze zmarszczonymi w skupieniu brwiami. Jako pierwsza w oczy rzuciła mu się starsza kobiecina oraz jej wielkie, niczym denka od słoików okulary. Zaraz obok pojawił się długowłosy Azjata z podkrążonymi oczami, przejeżdżający sobie dłonią po twarzy, jakby właśnie wyrwano go z głębokiej drzemki. Długie włosy połaskotały Berwalda po nosie, zanim ten doszedł w końcu do siebie i spiął je na karku w luźny kucyk. Po drugiej stronie kobiety ustawił się mężczyzna z włosami postawionymi na sztorc, które słabowitemu Szwedowi skojarzyły się z tulipanem. Z tyłu za ich plecami podskakiwał kolejny młody człowiek, próbując coś dojrzeć ponad ramionami pozostałych i trajkocząc coś po włosku, na co starsza pani odpowiadała mu łagodnie z przyjaznym uśmiechem.

Chińczyk - sądząc po akcencie, choć Berwald mógł się mylić - podniósł ciężki koc i zrzucił go na bok, odsłaniając nagi tors Berwalda owinięty mocnym bandażem, na którym, niczym miniaturowa flaga Japonii pyszniła się czerwona plama po ranie postrzałowej. Na stole po środku pomieszczenia Berwald dostrzegł niewielki kieliszek, w którym spokojnie spoczywała sobie kula z jego rany. Szwedowi zakręciło się w głowie i skrzywił się nieznacznie, kiedy zdał sobie sprawę, że ostrość obrazu zaczęła mu się mącić i wszystko, co znajdowało się dalej niż na wyciągnięcie ręki widział jakby przez mgłę.

Rozentuzjazmowany Włoch doskoczył do niego i jakby czytając mu w myślach wsunął mu na nos jego własne okulary. Szwed jeszcze raz przejechał wzrokiem po twarzach zgromadzonych, jednak nijak mu to w czymkolwiek pomogło.

Chińczyk skinął głową i wymamrotał coś pod nosem w rodzimym języku, a następnie z powrotem nasunął mu ciężki koc na klatkę piersiową, co Berwald uznał za dobry znak. Chyba.

Starsza pani poklepała go po ramieniu i powiedziała coś łagodnie po polsku, czego Berwald nie mógł zrozumieć, ale musiał przyznać, że poczuł się odrobinę uspokojony.

Oxenstierna odchrząknął po cichu. Gardło miał tak suche, jakby nie pił nic od co najmniej doby. Z trudem udało mu się rozchylić spierzchnięte wargi.

- Tino...? - wychrypiał niepewnie.

- Co on powiedział? - zapytał Feliciano.

- To chyba imię tego drugiego - podpowiedział Yao.

Berwald ponownie oczyścił gardło.

- Hana... tamago? - nie poddawał się.

- Hatamanago? - zdziwił się Feliciano.

- A to co niby miało znaczyć? - zapytał Yao.

- Zaklęcie na nas rzuca czy jak? - Mogens zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony z takiego pokazu wdzięczności.

W tym czasie pani Bogusia zniknęła gdzieś za drzwiami, aby po chwili wrócić ze szklanką wody, którą zaraz podstawiła Berwaldowi pod nos. Szwed niepewnie pociągnął kilka łyków.

- Nie nadwyrężaj się tak, złociutki - powiedziała do niego łagodnym tonem. - Zaraz przyjdzie Felicja i wszystko sobie wyjaśnimy.

Feliciano popatrzył na nią pytająco.

Kamienica na Łąkowej | Axis Powers HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz