[20] Dom publiczny i osiedlowy monitoring

61 4 0
                                    

Vladimir Popescu stał po środku klatki schodowej z ubraniem umazanym bitą śmietaną i równie utytłaną ręką drapał się po głowie w zamyśleniu. Nic już z tego nie rozumiał.

Zaczęło się od tego, że Rumun, po samodzielnym wyzerowaniu butelki palinki na wczorajszej imprezie znalazł się w iście zabawnym nastroju. Ukrył się za jednym z automatów do gier w piwnicznym kasynie, aby przypadkiem nikt nie przeszkodził mu w dopracowywaniu swojego niecnego planu, co chwila chichocząc i mamrocząc coś do siebie pod nosem. Tak właśnie, w swoim lekkim stanie, widział swój plan Vladimir - jako niecny, sprytny i nieprzyzwoicie zabawny.

Odszukał wzrokiem Elizavetę, która punt trzecia w nocy - czyli sam środek imprezy! - ulotniła się z piwnicy. Popescu wydawało się też, że chyba się tam na kimś wspierała, ale nie mógł być do końca pewny. No nic, grunt, że Węgierka była już w podobnym stanie, co on i może przyjmie jego niewinny wygłup ze śmiechem, zamiast znowu się na niego złościć. Najważniejsze, aby dotrzeć do jej mieszkania przed jego lokatorką!

Vladimir skradał się za nią ostrożnie, skryty w głębokich cieniach, jak prawdziwe stworzenie nocy. Cudem wyminął ją w bramie - aha, czyli Elka wyszła z imprezy z Roderichem, zarejestrował Vladimir, kiedy mijał ich po ciemku, zatopionych w szeptanej rozmowie - wskoczył na drewniane, skrzypiące schody, zadając sobie w głowie pytanie, czy ktoś mógłby je w końcu naprawić, po czym powędrował prosto pod drzwi mieszkania Węgierki.

Wygiął w zębach agrafkę, którą zawsze nosił przy sobie i gmerał nią przez chwilę w zabytkowym zamku. Ten odskoczył z cichym trzaskiem, a Rumun zapomniał na chwilę, że nie może przekroczyć cudzego progu nie będąc zaproszonym i wślizgnął się cicho do mieszkania Hedervary, jak mgła.

Wyjął zza pazuchy puszkę bitej śmietany, wycisnął sobie solidną porcję na dłoń i czekał pod drzwiami, aby powitać swą ukochaną sąsiadkę solidnym, śmietankowym plaskaczem w twarz. Serce biło mu jak szalone, a kąciki ust unosiły w przebiegłym uśmiechu. Plastikowe kły błysnęły bielą w ciemności.

Spoglądał na wiszący na ścianie zegar i śledził ruchy dużej wskazówki odliczającej minuty do pojawienia się Elizavety. Coś długo im schodziło.

Vladimir zmęczył się staniem i przykucnął w kącie, obiecując sobie, że podnienie się prędko, gdy tylko usłyszy kroki swej sąsiadki na klatce schodowej. Wciąż rzucał okiem na białą tarczę zegara, która wyraźnie odcinała się w półmroku mieszkania i wsłuchiwał się w miarowe tykanie sekundowej wskazówki. Ten cichy, równy dźwięk zaczynał go powoli usypiać.

Przymknął na chwilę powieki i poddał się miękkiemu kołysaniu gdzieś pomiędzy krainą jawy a snu. Gdy ponowie otworzył oczy zobaczył, jak przez duże okna w pokoju przesącza się złote światło poranka.

O nie, tylko nie słońce, pomyślał pożal się Boże wampir i wraz z nastaniem świtu zasnął.

Śniło mu się, że topi się w wielkim zbiorniku bitej śmietany.

Obudził go wysoki cień, który zawisnął złowrogo nad jego skuloną postacią. Rumun leżał w kącie korytarza, dłoń utytłaną białym, słodkim kremem ułożył sobie na brzuchu i nieświadomie rozsmarował śmietanę po całym ubraniu. Nad nim stała Elizaveta, która wziąwszy się pod boki, zaciskała zgrabne usta w wąską linię, w milczeniu czekając na wyjaśnienia. Dla lepszego efektu nerwowo tupała nogą.

- Cukierek albo psikus - wymruczał zaspany Vladimir. - Która godzina?

- Zbyt wczesna na twoje odwiedziny.

- Gdzie byłaś? - zapytał i ziewnął, nie kłopocząc się zakrywaniem sobie ust.

- Nie twój interes. Co ty tu robisz? - zapytała i zastanowiła się przez chwilę. - Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała.

Kamienica na Łąkowej | Axis Powers HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz