Jürgen Beilshmidt, przemoczony do suchej nitki, siedział na kanapie w mieszkaniu Tolysa, a na jego wysokim czole powoli formował się imponujący, okrąglutki guz. Niemiec uśmiechał się krzywo, kiedy pies Wilk rozsiadł się wygodnie obok niego i z dumnie uniesionym łbem oraz roześmianym pyskiem chuchał mu w twarz ciepłym, psim powietrzem. Tolys rzucił się na poszukiwanie ręczników.
- Naprawdę, bardzo pana przepraszam! - wołał zza drzwi łazienki. - Nie spodziewałem się - kontynuował, wracając do salonu z naręczem świeżych ręczników. - Co prawda nie raczył pan zapukać, ale...
- Było uchylone - Jürgen zaciskał wargi coraz mocniej, starając się utrzymać swój uśmiech gwiazdy reklamowej.
- Mimo wszystko... - ciągnął Tolys, kiedy Niemiec próbował osuszyć sobie zgrabnie ułożoną fryzurę puszystym ręcznikiem.
- Ah! - westchnął starszy z nich. - Uznam to za wisienkę na torcie mojego pierwszego dnia pobytu w tym kraju.
Wilk, wyczuwając polepszenie się nastroju ich niezapowiedzianego gościa, zbliżył się jeszcze trochę do pana Beilshmidt'a i zaczął lizać go po obolałym czole.
Tolys uśmiechał się przepraszająco, a jego wzrok powędrował do wciąż leżącego pod drzwiami wiadra, pod którym na drewnianych panelach błyszczała kałuża wody. Zasadził się na nie tego Niemca, co miał i nie chciał nawet myśleć o niechybnych konsekwencjach, kiedy Ludwig się o tym dowie.
Pierwszy dzień pod dachem kamienicy na Łąkowej zaczął się dla Jürgena Beilshmidt'a drobnym uniedogodnieniem, a zakończył prawdziwą ulewą i bolesną kontuzją.
~☆~
Ludwig popijał niespiesznie swoją poranną kawę odziany w pełną zbroję składającą się z białej koszuli oraz sztruksowych spodni - Gilbert wciąż zalegał w łóżku z błogim uśmiechem na ustach, choć było już wpół do ósmej rano - kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Jürgen błysnął szerokim, wybielonym uśmiechem na swojego syna, niemal go tym oślepiając, po czym wcisnął sobie dłonie do kieszeni eleganckich spodni i zakołysał się w przód i w tył na obcasach lakierowanych butów.
- Macie tu jakiegoś fachowca? Rury w łazience się zatkały.
- Zaraz się tym zajmę, tato - Ludwig zrobił mu miejsce w drzwiach. - Wejdziesz? Może zjemy razem śnia...
Jürgen z lekkością przekroczył próg i ruszył wgłąb mieszkania prosto do kuchni, skąd dolatywał do niego kuszący aromat kawy.
- Co? Ty? - starszy Beilshmidt machnął ręką. - Nie żartuj. Zadzwoń po kogoś! Masz tu pilnować porządku, a nie babrać się w czyjejś kanalizacji.
Ludwig westchnął.
- Tak, jasne, masz rację, tato - skinął głową ze zrezygnowaniem, choć Jürgen nie mógł już tego zobaczyć.
Wchodząc do kuchni Ludwig przyłapał Jürgena na dopijaniu jego własnej kawy. Nie żeby jego ojciec się z tym krył. Oparł się o blat i z przyklejonym do twarzy uśmiechem wskazał na Ludwiga opróżnionym kubkiem.
- Mam zamiar zrobić sobie dzisiaj małą rundkę po mieście. Chcę trochę pozwiedzać - wyznał. - Nie lubię się kisić w takich starych i ponurych miejscach. Wtedy sam czuję się staro i ponuro. Co myślisz? Jest tu coś wartego zobaczenia?
Ludwig przejechał w myślach wszystkie miejsca, które sam do tej pory odwiedził, jednak na ile zdążył się zorientować nie było to miasto turystyczne, a więc i niewiele do zobaczenia.
- Niewiele zdążyłem tu zobaczyć, bo przez większość czasu zajmowałem się kamienicą - co za bezpieczna odpowiedź. - Ale jeśli chcesz to chętnie się z tobą wybiorę.
![](https://img.wattpad.com/cover/322758054-288-k816158.jpg)
CZYTASZ
Kamienica na Łąkowej | Axis Powers Hetalia
FanfictionLata 90, zadupie w Polsce. Dziadek Beilschmidt umiera, zostawiając swoim dwóm ulubionym wnukom pokaźną nieruchomość w samym sercu betonowej, postkomunistycznej dżungli. Do nietypowego spadku dochadzą również nietypowi lokatorzy oraz tajemnice starsz...