- Tak... Dobrze. Naprawdę, cieszę się, tato. A tak właściwie to skąd dzwonisz? - Ludwig przyciskał ramieniem telefon do ucha, posiłkując się z torbami pełnymi zakupów na kuchennym blacie; lodówka nie miała prawa być pusta, gdy kamienica spodziewała się gościa. Feliciano siedział nieopodal i machał nogami, zapatrzony w starania Ludwiga z beztroskim uśmiechem na ustach. Takiemu to dobrze.
- Zaparkowałem koło jakiejś knajpki - wyjaśnił Jürgen. - Jeśli wierzyć znakom jeszcze tylko niecałe cztery kilometry i będę w waszym mieście.
- Dasz sobie radę? Może podjedziemy po ciebie z Gilbertem? - dopytywał, zaniepokojony. - Albo chociaż podam ci jakieś wskazówki? Trudno się tu dostać, kiedy się nie zna drogi.
- Nie przejmuj się mną, Lud. W razie czego zapytam kogoś o drogę. Chyba znają tu niemiecki? Albo przynajmniej angielski? - upierał się Jürgen. - Zresztą pewnie wystarczy tylko rzucić hasło: "kamienica na Łąkowej" i tutejsi powinni wiedzieć o co chodzi, nie?
- Nie! - wykrzyknął Ludwig. - To znaczy... na Łąkowej jest dużo kamienic. Mogą cię nie zrozumieć.
- Nieważne. W razie czego zapytam o Zwinglich. Nie mają tu gdzieś przypadkiem swojego banku? Na pewno wszyscy ich znają.
- Kantoru. Vash prowadzi kantor - sprostował młody Beilschmidt.
- Zawsze mogę ich spytać o drogę albo poprosić o telefon, nie? - Jürgen nie tracił nadziei.
- Nie byłbym tego taki pewny...
- Czas mi się kończy, Lud! Do zobaczenia za jakiś czas - pożegnał się i nie czekając na odpowiedź Ludwiga, odłożył słuchawkę.
Feliciano stanął za Ludwigiem, gdy ten układał zakupy w szafkach nad zlewem i zaglądając mu przez ramię, zapytał:
- I co?
- Co? - zapytał Niemiec. - Niedługo tu będzie, zatrzymał się gdzieś pod miastem. Co wszyscy robią?
- Wszyscy? No nie wiem, ale na pewno większość jest u siebie. Romano się dąsa, Vlad pewnie odsypia noc, a Ela siedzi z Roderichem - wyliczał Włoch. - Słyszałem, jak Herakles brzdąka coś na gitarze. Yao pewnie coś pichci. Czuć na całym piętrze. Hamanamago i jej panowie też siedzą cicho. Widziałem, że Feliks z Tolysem dokądś wyszli. A czemu pytasz?
- Nie chcę tylko... żadnych niespodzianek - przyznał z wahaniem.
Vargas klepnął go w ramię, aż Ludwig podskoczył, spłoszony.
- Jeszcze się o to niepokoisz? Spokojnie. Tak ci zależy na tym, żebyśmy byli grzeczni to będziemy. To i tak tylko parę dni.
- Tak, to tylko weekend, ale...
- Widzisz? Zaufaj nam - uspokajał.
- Zwykle w wolne wszyscy siedzą u siebie. Jeżeli miałoby się coś zdarzyć to właśnie w dni takie, jak te.
- A jak się ma Gilbert? - zapytał.
- Gil? No tak... - Ludwig westchnął. - Może lepiej sam zobacz.
Nie było potrzeby, aby Feliciano ruszał się z miejsca, bo właśnie w tym momencie w drzwiach do kuchni stanął starszy brat Beilschmidt. Z ulizanymi do tyłu włosami, w białej koszuli i wyprasowanych w kancik spodniach od garnituru unosił w rękach dwa krawaty: czarny i czerwony.
- No, młody? Który? - zapytał, przykładając je na zmianę do siebie.
- No, no, no! - Feliciano aż zagwizdał z uznaniem. - Gilbert, wyglądasz, jak z pisemka. A tak na serio, wasz ojciec naprawdę ma takie wymagania co do wyglądu? Przystroiliście się, jak na przyjazd królowej - zastanowił się chwilę i wskazał na siebie palcem. - Czy ja też powinienem się ładnie ubrać?
![](https://img.wattpad.com/cover/322758054-288-k816158.jpg)
CZYTASZ
Kamienica na Łąkowej | Axis Powers Hetalia
FanfictionLata 90, zadupie w Polsce. Dziadek Beilschmidt umiera, zostawiając swoim dwóm ulubionym wnukom pokaźną nieruchomość w samym sercu betonowej, postkomunistycznej dżungli. Do nietypowego spadku dochadzą również nietypowi lokatorzy oraz tajemnice starsz...