[22] Prawo Murphy'ego

48 4 0
                                    

- Tak... Dobrze. Naprawdę, cieszę się, tato. A tak właściwie to skąd dzwonisz? - Ludwig przyciskał ramieniem telefon do ucha, posiłkując się z torbami pełnymi zakupów na kuchennym blacie; lodówka nie miała prawa być pusta, gdy kamienica spodziewała się gościa. Feliciano siedział nieopodal i machał nogami, zapatrzony w starania Ludwiga z beztroskim uśmiechem na ustach. Takiemu to dobrze.

- Zaparkowałem koło jakiejś knajpki - wyjaśnił Jürgen. - Jeśli wierzyć znakom jeszcze tylko niecałe cztery kilometry i będę w waszym mieście.

- Dasz sobie radę? Może podjedziemy po ciebie z Gilbertem? - dopytywał, zaniepokojony. - Albo chociaż podam ci jakieś wskazówki? Trudno się tu dostać, kiedy się nie zna drogi.

- Nie przejmuj się mną, Lud. W razie czego zapytam kogoś o drogę. Chyba znają tu niemiecki? Albo przynajmniej angielski? - upierał się Jürgen. - Zresztą pewnie wystarczy tylko rzucić hasło: "kamienica na Łąkowej" i tutejsi powinni wiedzieć o co chodzi, nie?

- Nie! - wykrzyknął Ludwig. - To znaczy... na Łąkowej jest dużo kamienic. Mogą cię nie zrozumieć.

- Nieważne. W razie czego zapytam o Zwinglich. Nie mają tu gdzieś przypadkiem swojego banku? Na pewno wszyscy ich znają.

- Kantoru. Vash prowadzi kantor - sprostował młody Beilschmidt.

- Zawsze mogę ich spytać o drogę albo poprosić o telefon, nie? - Jürgen nie tracił nadziei.

- Nie byłbym tego taki pewny...

- Czas mi się kończy, Lud! Do zobaczenia za jakiś czas - pożegnał się i nie czekając na odpowiedź Ludwiga, odłożył słuchawkę.

Feliciano stanął za Ludwigiem, gdy ten układał zakupy w szafkach nad zlewem i zaglądając mu przez ramię, zapytał:

- I co?

- Co? - zapytał Niemiec. - Niedługo tu będzie, zatrzymał się gdzieś pod miastem. Co wszyscy robią?

- Wszyscy? No nie wiem, ale na pewno większość jest u siebie. Romano się dąsa, Vlad pewnie odsypia noc, a Ela siedzi z Roderichem - wyliczał Włoch. - Słyszałem, jak Herakles brzdąka coś na gitarze. Yao pewnie coś pichci. Czuć na całym piętrze. Hamanamago i jej panowie też siedzą cicho. Widziałem, że Feliks z Tolysem dokądś wyszli. A czemu pytasz?

- Nie chcę tylko... żadnych niespodzianek - przyznał z wahaniem.

Vargas klepnął go w ramię, aż Ludwig podskoczył, spłoszony.

- Jeszcze się o to niepokoisz? Spokojnie. Tak ci zależy na tym, żebyśmy byli grzeczni to będziemy. To i tak tylko parę dni.

- Tak, to tylko weekend, ale...

- Widzisz? Zaufaj nam - uspokajał.

- Zwykle w wolne wszyscy siedzą u siebie. Jeżeli miałoby się coś zdarzyć to właśnie w dni takie, jak te.

- A jak się ma Gilbert? - zapytał.

- Gil? No tak... - Ludwig westchnął. - Może lepiej sam zobacz.

Nie było potrzeby, aby Feliciano ruszał się z miejsca, bo właśnie w tym momencie w drzwiach do kuchni stanął starszy brat Beilschmidt. Z ulizanymi do tyłu włosami, w białej koszuli i wyprasowanych w kancik spodniach od garnituru unosił w rękach dwa krawaty: czarny i czerwony.

- No, młody? Który? - zapytał, przykładając je na zmianę do siebie.

- No, no, no! - Feliciano aż zagwizdał z uznaniem. - Gilbert, wyglądasz, jak z pisemka. A tak na serio, wasz ojciec naprawdę ma takie wymagania co do wyglądu? Przystroiliście się, jak na przyjazd królowej - zastanowił się chwilę i wskazał na siebie palcem. - Czy ja też powinienem się ładnie ubrać?

Kamienica na Łąkowej | Axis Powers HetaliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz