- Harry, mój kochany chłopcze!
Cholera.
Gdzieś w głębi umysłu, dobiegł go rozbawiony śmiech Dracona. Zacisnął zęby, przywołując na twarz najszczerszy z uśmiechów, jaki był w stanie pokazać światu i obrócił się na pięcie.
- Profesorze Slughorn! - zawołał, podchodząc do spieszącego ku niemu staruszka. - Czy coś się stało?
- Ależ skąd, ależ skąd! - mężczyzna pomachał ręką, zbywając jego obawy i starając się odzyskać oddech. Jakim cudem on się jeszcze poruszał? Nie wiedział czy był starszy od Dumbledore'a, czy nie, ale wagą zdecydowanie przekraczał go parokrotnie. Była to spora przeszkoda w pokonywaniu zarówno hogwardzkich schodów, jak i spacerze dłuższym niż z jego sypialni w lochach do Wielkiej Sali na posiłki.
- Albo w ganianiu biednych uczniów, których wyznaczył sobie za cel – usłyszał zadowolony z siebie głos Malfoya.
- Tak wiem – warknął Gryfon, klepiąc profesora delikatnie po plecach i czekając aż odzyska oddech. - Miałeś rację. Jak zawsze ostatnio. Nie musisz się tym już tak puszyć.
Zgodnie z przewidywaniami Draco, ledwo postawił pierwszy krok w kierunku Slughorna, jego oczy zabłyszczały, a on sam poczuł się jak zwierzę na celowniku. Ignorując chichoczącego blondyna, z gracją przyjmował wszystkie zabiegi Horacego, tylko po to, aby za każdym razem mu odmawiać, zgrabną wymówką za dużej ilości pracy. Wiedział jednak, że nie mogło to trwać wiecznie. Wszechobecna postać profesora towarzyszyła mu praktycznie wszędzie. Gdyby nie oddzielne toalety dla uczniów i personelu, był pewny, że tam też by się z nim widywał.
- Bardzo się cieszę, że na ciebie wpadłem, mój drogi – zaczął w końcu staruszek, prostując się i ruszając korytarzem w kierunku, z którego przybył, jednak tym razem o wiele wolniej. Nie mając innej opcji, Harry poczłapał za nim. - Może i mamy dopiero koniec października, a my znamy się stosunkowo krótko, lecz czuję, że jest pomiędzy nami specjalny rodzaj więzi – miał wielką ochotę w coś kopnąć, a już najbardziej w tarzającego się po dywanie ze śmiechu Dracona. - Jesteś pewny, że nie chciałbyś zostać moim towarzyszem?
- Jest mi niezmiernie przykro, profesorze – zaczął tą samą formułkę już nie wiadomo który raz. - Ale nie sądzę, aby to było możliwe. Masa obowiązków, jaka na mnie siedzi, jest przytłaczająca. Nie chciałbym więc, godzić się na coś, z czego później nie byłbym w stanie się wywiązać.
- Rozumiem to, Harry – Slughorn nie musiał chyba udawać, że jego silna wola do umieszczenia go w swojej kolekcji powoli się załamuje. Byłoby mu go żal, ale wtedy przypominał sobie, co by z nim zrobiono, gdyby tylko się na to zgodził. - To może chociaż... - zawahał się, udając nieśmiałość. - Zaszczyciłbyś nas swoją obecnością na Balu Noworocznym? To zaledwie jeden wieczór, a ja nie oczekuję od ciebie żadnych zobowiązań, jedynie dobrego towarzystwa.
Potter zamknął oczy, wiedząc, że jeśli teraz mu odmówi, może się pożegnać z jakimkolwiek względnym spokojem do końca życia. Westchnął głęboko i posłał nauczycielowi szeroki uśmiech.
- Skoro tak profesor ujął sprawę, jestem skłonny się na nią zgodzić – powiedział w końcu, starając się nie myśleć, na co właśnie przystawał.
- Fenomenalnie – Slughorn rozpogodził się szybciej niż Ron biegnie rano do Wielkiej Sali na śniadanie i zaczął wymieniać mu listę zaproszonych przez niego gości. Większość nazwisk była mu znana. Może miał okazję porozmawiać z jedynie niewielkim procentem, ale cała reszta stanowiła naprawdę wpływowe osobistości. - Pierwszy piątek, po powrocie w nowym roku, Harry. Osiemnasta, ale jak przyjdziesz wcześniej, to nikt się nie obrazi. Moje komnaty.
![](https://img.wattpad.com/cover/333171255-288-k966626.jpg)
CZYTASZ
Mały Wypadek (drarry)
Fanfic"- Dyrektorze, mamy problem..." __________ Trwa lekcja eliksirów. Snape uprzykrza życie Gryfonom, Ślizgoni zyskują punkty, a Ron przeklina pod nosem. Nic nowego. Dzisiejszą porażką większości uczniów miał być eliksir odmładzający. Jednak co będzie...