Rozdział 41 - Zamieszanie w stylu Lunatyka, Glizdogona, Łapy i Rogacza

506 23 7
                                    

Draco obudziło poczucie, że nie może oddychać swobodnie. Na początku to zignorował. Tej nocy to on wślizgnął się do Dormitorium Gryfonów, czując wieczorem nagłą potrzebę przebywania blisko Harry'ego. Wiedział, że spanie z chłopakiem w jednym łóżku często wiązało się z tym, że brakowało mu powietrza. Było normalnym już dla niego, że Potter czasami nieświadomie ściskał go nieco za mocno, ograniczając mu tym samym dopływ tlenu. Tym razem jednak coś było nie tak, bo pomimo standardowego żelaznego uścisku w pasie, coś wyraźnie zasłaniało mu twarz.

Czując gwałtowny przypływ niepokoju otworzył oczy, chcąc zobaczyć, co się dzieje, jednak nic to nie dało. Przez sobą widział tylko ciemność. Co się działo?

- Harry! Harry, obudź się!

Niespodziewanie Draco zaczął się krztusić. Spróbował się poruszyć, zdjąć z twarzy to coś, co utrudniało mu oddychanie, ale nie mógł.

- Harry!

Ogarnęła go niczym niezmącona panika. Czuł się jakby tonął. Ciemność prawie całkowicie go pochłonęła, płuca miał puste i ciężkie, a co najgorsze, nie mógł nic na to poradzić.

Co się dzieje?

I wtedy, kiedy myślał, że spotka się ze swoim dziadkiem szybciej niż planował, nagle cały nacisk zniknął. Bez zastanowienia natychmiast nabrał powietrza, niemal od razu tego żałując. Tak gwałtowne dotlenienie sprawiło, że zaczął się niekontrolowanie krztusić. Objął się rękami w pasie, starając się nie wypluć płuc i zrozumieć, co się tak właściwie wydarzyło.

- Draco? - usłyszał głos Harry'ego. - Wszystko w porządku?

- Tak – odpowiedział, krzywiąc się na dźwięk swojego głosu i próbując odeprzeć atak nieplanowanego kaszlu. Brzmiał i czuł się jakby ktoś podrapał mu struny głosowe tarką.

- Masz przy sobie swoją różdżkę?

- Tak – powtórzył, na oślep sięgając ręką pod poduszkę i zaciskając dłoń na drewnie.

- Otwórz okno i ostrożnie usiądź na parapecie, dobrze?

Co?

Malfoy potrzebował kilku sekund, żeby zrozumieć, co właśnie usłyszał. Wtedy jednak uniósł w końcu głowę i zamarł. Tuż przed łóżkiem stał Harry, odwrócony do niego plecami, z wyciągniętymi przed siebie rękami. Chłopak nadal był w swojej ulubionej piżamie w złote znicze, radośnie poruszające się po materiale, ale... wyglądał jakby właśnie stoczył walkę na poduszki. Draco zamrugał powoli, przenosząc spojrzenie na resztę pokoju i prawie krzyknął. Każdy jeden kąt był wypełniony Gryfonami. Większość z nich nadal w piżamach, niektórzy wyglądający jakby jeszcze nie położyli się spać. Ale nie to stanowiło problem. To oczy. Oczy wszystkich były nienaturalnie zamglone, nieobecne. I jeśli to nie było wystarczającym powodem do niepokoju, to skierowane w ich stronę prawie trzydzieści różdżek już tak.

Co się dzieje?!

- Draco – ponaglający głos Harry'ego sprawił, że wzdrygnął się mocno, mimowolnie zapatrzony w otaczający ich tłum. - Pospiesz się. Nie mogę blokować ich tak długo.

- Tak, już – szepnął szybko blondyn, zaciskając mocniej różdżkę w dłoni i wykonując ostrożnie polecenie chłopaka. Powiew zimnego, porannego, marcowego powietrza owiał go od stóp do głów. Zadrżał mimowolnie - Gotowe.

- Ufasz mi, prawda? - spytał ponownie Potter.

- Oczywiście – odpowiedział bez zawahania Ślizgon, nie mając pojęcia do czego to prowadzi.

- Policzę do trzech i ich wypuszczę, dobrze? Chciałbym, żebyś na dwa otoczył się najmocniejszą barierą jaką znasz i nie przejmował się niczym innym.

Mały Wypadek (drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz