Rozdział 45 - Spotkamy się w piekle

458 23 14
                                    

Pierwsze co do niego dotarło to to, że leży. Po drugie – jasność. Wokół niego była tylko rażąca oczy biel. Zaraz potem poczuł, jak wszystko go boli – więc ból nie był jedynie wyobrażeniem.

Jęknął.

- Jesteś już ze mną?

- Harry...

- Jak się czujesz?

- ... przepraszam...

- Skoro masz siłę bezsensownie przepraszać, oznacza, że będziesz żyć.

- Ja...

- Siedź cicho przez chwilę – przerwał mu chłopak i Draco po raz pierwszy go zobaczył. Potter pochylił się nad nim, przykładając jedną z rąk do jego serca, a drugą do głowy. – Dam ci trochę swojej magii. Powinieneś się po tym lepiej poczuć.

- Tylko nie przesadź – odezwał się gdzieś zza niego inny, ten drugi głos. – Jego ciało nie jest jeszcze na to gotowe.

- Wiem, wiem – w głosie Harry'ego praktycznie słyszalne było jak wywrócił oczami.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, Draco przyjrzał się dokładniej Gryfonowi i wtedy dotarło do niego w jak złym stanie się znajduje. Pomijając wszechobecną zaschniętą już krew i zadrapania, chłopak nadal był przebity na wylot Mieczem Gryffindora.

Nie zdążył jednak w żaden sposób na to zareagować, bo wtedy poczuł jak z rąk Pottera zaczyna wylewać się jego magia i wnikać w jego ciało. Zalało go przyjemne, znajome ciepło, towarzyszące mu zawsze podczas kontaktu z Harrym, jednak tym razem bliżej, głębiej, jakby stawało się jego częścią. Równie szybko jak to do niego dotarło, zaczął odzyskiwać siły, zaledwie kilka sekund później zauważając, że nic go nie boli.

- Chyba starczy – szepnął do siebie Potter, zabierając ręce i gładząc go delikatnie po policzku. – Wróciły ci kolory, słońce. Lepiej się czujesz?

Blondyn usiadł powoli, kiwając głową, ale nadal nie wiedział, co powiedzieć. W pierwszym odruchu chciał paść na kolana i błagać go o wybaczenie, w końcu to on go zabił. Jednak zanim zdążył zrobić cokolwiek innego poza przybraniem odpowiedniej pozycji, Harry zmierzył go zirytowanym spojrzeniem i wstał, ciągnąc go za sobą.

- Nawet nie próbuj przepraszać, Draco - powiedział. - To nie twoja wina.

- Ale... – jego spojrzenie automatycznie powędrowało do ostrza nadal wystającego z ciała Gryfona.

- To. Nie. Twoja. Wina – został chwycony za ramiona i przez chwilę Potter telepał nim jak workiem ziemniaków. – Byłeś pod wpływem zaklęcia. Jak widać, nie umarłem. Nie zabiłeś mnie. Wręcz przeciwnie, dzięki tobie będzie mi łatwiej wrócić na ziemię.

Malfoy po raz kolejny chciał zaprzeczyć, jednak wtedy coś co niego dotarło.

- Na ziemię? – powtórzył cicho. – Gdzie my...?

- Widzę, że się obudził – gdyby nie trzymające go w pasie ramiona Pottera, Draco straciłby równowagę, tak szybko obrócił się w stronę głosu, który już wcześniej słyszał. Koło nich stał bardzo, bardzo, ale to bardzo sędziwo wyglądający staruszek ze szklanką soku dyniowego w ręce. – Miło cię w końcu poznać, Draco.

- Draco? To mój pradziadek Charles – przedstawił mu Harry, wskazując na mężczyznę. – To po nim odziedziczyłem tron.

- Aha... - jego elokwencja odkąd się obudził zadziwiała nawet niego. – Ale... Czy on przypadkiem... nie żyje? – spytał cicho, nie chcąc zabrzmieć niegrzecznie.

- Masz całkowitą rację, chłopcze – potwierdził z uśmiechem Charles. – Może i nie minęło za dużo czasu, ale zgadza się. Nie żyję.

- W takim razie, gdzie...?

Mały Wypadek (drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz