Rozdział 11 - To był koniec jego samokontroli

1K 61 61
                                    

Nie minęło dużo czasu zanim Harry utwierdził się w przekonaniu, że nigdy więcej nie pojawi się na uroczystości tego typu. Jeśli Knot zamierzał zrobić wszystko, aby tylko go przy tej części społeczeństwa zatrzymać, to udało mu się perfekcyjnie osiągnąć całkowicie przeciwny efekt. Co chwila zaczepiany był przez nieznanych mu ludzi, którzy zdawali się znać go w pełni, a przynajmniej tak im się wydawało. Nie wiedział już co ma mówić, aby zapewnić sobie choć trochę czasu dla siebie, z dala od tej próbującej go do siebie przekonać arystokracji.

Zerkając na zegarek, zrozumiał, że udało mu się przetrwać zaledwie półtorej godziny, kiedy Luna oznajmiła, że zgłodniała i oddaliła się w stronę zastawionych masą przeróżnego jedzenia stołów. Nie pozostało to niezauważone. Gdy tylko zabrakło jedynej przeszkody, jaka w miarę była w stanie oddzielić go od gości, natychmiast ruszyło w jego stronę kilkanaście osób. Zrobił więc jedną, jedyną rzecz, jaka mu wtedy wpadła do głowy. W iście gryfońskim stylu odwrócił się na pięcie i uciekł.

Daleko jednak nie zaszedł. Już miał zamiar wypaść na korytarz, gdzie liczba natrętów była zdecydowanie mniejsza, kiedy tuż przed jego twarzą wyrosła postać kogoś, kogo niezbyt miał ochotę teraz widzieć.

Bellatriks Lestrange.

Harry nie był osobą, która często mówiła, że kogoś nie lubi. Starał się znajdować te pozytywne strony każdej z poznanych osób, nie oceniając ich z góry. Istniały jednak jednostki wyjątkowe, takie jak Knot, Skeeter czy Pettigrew. W ich wypadku, nieważne jak dobrze by je poznał, nie był w stanie się do nich przekonać i szczerze ich nie trawił. I tutaj pojawiła się Lestrange. Nie miał dla niej nawet żadnej kategorii. Czysta nienawiść jaką się nawzajem obdarzali od samego początku, była czymś praktycznie namacalnym. Nie wiedział, czy to przez jej boskie wręcz uwielbienie do Voldemorta, czy to, że gdyby nie pojawił się w odpowiednim momencie pół roku temu, prawie zabiła Syriusza. Uważał ją za obłąkaną, lubującą się w torturach i niebezpieczną dla otoczenia. Nieciężko było więc zapomnieć, że ta przerażająca wariatka była siostrą spokojnej, eleganckiej i dobrze wychowanej Narcyzy, dlatego przebywając w tym domu, zawsze mógł na nią wpaść. Jak w tej chwili.

Wpatrywali się w siebie kilka sekund, nie ukrywając co o sobie myślą, zanim zza Bellatriks nie wyłoniła się Narcyza.

- Harry! - zawołała, a kilka stojących wokół nich osób odwróciło się, aby na nich spojrzeć. - Tutaj jesteś. Właśnie cię szukałam. Widzę, że już przywitałeś się z Bellą – pani Malfoy zdawała się całkowicie nie zauważać, dobrze widocznej wrogości, jaka wręcz iskrzyła się pomiędzy nimi.

- Miałem już tą przyjemność – wyrzucił z siebie, starając się powstrzymać od oplucia stojącej przed nim Lestrange.

- Ja również – wysyczała kobieta, nadal wbijając w niego jadowite spojrzenie.

- To cudownie – podsumowała nadal radosna Narcyza, otrzymując od niego niemy order za najlepsze aktorstwo tego wieku. - Harry – zaczęła. - Właśnie odprowadziłam Dracona do łóżka. Może i jest całkiem wcześnie, ale było wyraźnie widać, że jego ciało nie wytrzymuje tak wielkiej presji, narzucanej na niego w trakcie tak wielkiego spotkania towarzyskiego i zaczął zwyczajnie zasypiać. Jestem jednak pewna, że jego umysł sprzeciwia się temu i nie położy się szybko. Mógłbyś tam do niego zajrzeć i upewnić się, że pójdzie spać? Jestem pewna, że jak ty się nim zajmiesz, nie będzie miał z tym problemów. Widziałam również Lucjusza, wpisywanie w bariery nie trwa długo.

- Oczywiście, pani Malfoy – powiedział z uśmiechem Potter, całkowicie tracąc zainteresowanie jej siostrą. Nie na długo.

- Chcecie mu pozwolić na samodzielne przemieszczanie się po rezydencji?! - oburzony głos Lastrange ponownie zwrócił na nią jego uwagę.

Mały Wypadek (drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz