Co cię nie zabije, to cię wzmocni — jedna z największych bzdur, jakie kiedykolwiek usłyszałam. W taki właśnie sposób słabe jednostki oszukują się same, myśląc, iż poprzez przyjmowanie kolejnych ciosów staną się silniejsze. To nie jest prawda. Jeśli nie będziemy odpowiednio silni, z każdym kolejnym ciosem stopniowo zaczniemy robić się jeszcze słabsi, aż w końcu poddamy się pod naporem kolejnych uderzeń i upadniemy. Właśnie wtedy czeka nas prawdziwa próba, której nie wszyscy będą w stanie podołać, by ponownie powstać. Niektórzy natomiast dopiero wtedy dowiedzą się, z jakiej gliny zostali ulepieni. Nigdy bowiem nie przekonamy się o swojej sile, gdy będziemy wyłącznie zadawać ciosy.
W swoim życiu widziałam naprawdę wiele. Śmierć nie była dla mnie nigdy niczym niezwykłym, lecz muszę przyznać, iż ujrzenie wizji własnego końca zilustrowanego przez inną osobę okazało się całkiem edukacyjnym przeżyciem, choć liczyłam na coś nieco bardziej spektakularnego. Na szczęście niebawem ta sprawa okaże się znacznie bardziej skomplikowana, niż początkowo przypuszczałam.Wednesday przez dłuższą chwilę wpatrywała się w pełnym milczeniu w najnowsze dzieło Xaviera, na którym znów znalazł się jej wizerunek. Tym razem jednak namalowany przez chłopaka obraz prezentował znacznie mroczniejszą scenę. Scenę, w której młoda Addams znajdowała się na tle czerwonej kałuży, w jej dłoni spoczywała czarna róża, a w piersi tkwił złoty, zdobiony rubinami sztylet.
Kilka kroków za czarnowłosą stał Xavier, który także starał się zachowywać ciszę, co jakiś czas jednak zakłócając ją, to przeskakującą z nogi na nogę, to przełykając głośno ślinę bądź odchrząkując.
— Wednesday, czy... — zaczął, gdy w końcu jego cierpliwość się wyczerpała, lecz koleżanka natychmiast go uciszyła, unosząc jedynie lewą dłoń.
— Próbuję się skupić — wyjaśniła, wciąż wpatrując się w obraz.
— Wiem, ale stoimy tu już od dobrych piętnastu minut — zauważył, zbliżając się do dziewczyny. — Tu nic nie ma. Wierz mi, wgapiałem się w ten obraz niemal bez przerwy przez ostatnie dni — wyjaśnił, wzdychając bezradnie.
— Ten sztylet — powiedziała, wskazując narzędzie zbrodni. — Jak często widujesz sztylety zdobione rubinami? — spytała, spoglądając na Xaviera.
— Niezbyt często? W zasadzie to wcale ich nie widuję — odpowiedział nieco niepewnie. — Ja również zwróciłem na niego uwagę. Wiesz, ciężko go pominąć. Popytałem trochę, przeszukałem internet, ale nic mi to nie dało.
— Hm — Wednesday mruknęła, znów skupiając wzrok na malowidle. — Róża również nic nam nie powie, chyba że chcemy omówić jej symboliczne znaczenie, ale zgaduję, że w tej kwestii także się doedukowałeś — powiedziała, zerkając na chłopaka, który w milczeniu potrząsnął głową. — Kiedy to namalowałeś? — spytała, tym razem poświęcając już całą swoją uwagę rozmówcy.
— Trzy dni temu. Wcześniej przestałaś odpisywać, myślałem, że po prostu za bardzo się przyjmuję i mi odbija, ale wkrótce poczułem... to dziwne coś, które towarzyszyło mi wtedy, gdy potwór mordował — mówił z trudem, skupując wzrok na jakimś odległym punkcie.
— Za bardzo się przejmujesz i ci odbija. Niepotrzebnie — stwierdziła obojętnie.
— Ale... — zaczął chłopak, lecz Wednesday nie pozwoliła mu dokończyć.
— Ale ten obraz nie jest jedynie wynikiem twoich emocji — uzupełniła swoją wypowiedź, jeszcze raz przez krótką chwilę rzucając okiem na płótno. — Najpierw potwór, potem jego legowisko i kolejne ofiary, a teraz to. Zdecydowanie nie wierzę w takie przypadki.
— Co zatem zrobimy? — spytał, wykonując mały krok w stronę Wednesday i przyjmując nieco cieplejszy ton głosu.
— Ja napiję się kawy — odrzekła stanowczo i ruszyła pewnie w kierunku wyjścia z pracowni Xaviera.W pokoju Wednesday i Enid od dłuższej chwili panowała niezręczna cisza, którą rozpraszały jedynie kolejne uderzenia w przyciski maszyny do pisania. Po powrocie do akademika blondynka przyznała, iż Xavier wcześniej tego samego dnia zdążył już opowiedzieć jej o swoim malunku. Dziewczyna podzieliła się także swoimi obawami i przemyśleniami w tej sprawie, oczekując tego samego od swojej przyjaciółki, lecz ta po wysłuchaniu Sinclair jedynie kiwnęła głową i w milczeniu zabrała się za pisanie. Enid zaskoczona reakcją koleżanki nie miała pojęcia, jak zachować się w tej sytuacji, toteż początkowo postanowiła także zamilknąć i wyczekiwać ruchu ze strony Wednesday. Kolejne minuty mijały, a ruch ten nie następował i nic nie zapowiadało, aby jej współlokatorka go w końcu wykonała, więc królowa plotek ostatecznie nie wytrzymała i zerwała się z łóżka.
— Chcesz o tym porozmawiać? — zapytała nieco zmieszanym głosem.
— O czym? — odparła Wednesday, nie spuszczając wzroku z kartki papieru, na której pojawiały się kolejne litery.
— No nie wiem. Może o pewnym obrazie, który zwiastuje twoją przedwczesną śmierć? — wyrzuciła z siebie podniesionym i wyraźnie poddenerwowanym tonem. Enid rzadko odzywała się w ten sposób. Ostatnim — i po prawdzie jedynym — razem, gdy młoda Addams widziała przyjaciółkę w takim stanie, był okres ich poważnej kłótni, podczas której Sinclair opuściła swoją współlokatorkę i zamieszkała tymczasowo z wampirzycą Yoko. Wednesday westchnęła i powoli podniosła się z krzesła, zwracając wzrok ku blondynce.
— Xavier namalował mnie ze sztyletem tkwiącym w miejscu serca — zaczęła spokojnie oficjalnym tonem. — Na razie nie wiemy nic więcej, obraz nie przedstawia niczego, co mogłoby w jakiś sposób rozjaśnić tę wizję. O czym jeszcze mamy tutaj rozmawiać?
— Na przykład o tym, jak sprawić, by ten sztylet nie znalazł się w miejscu twojego serca — odparowała konfrontacyjnie.
— Będę unikać ostrych, zdobionych rubinami przedmiotów — zakomunikowała beznamiętnie, wzruszając przy tym ramionami. Enid zwiesiła głowę i wypuściła głośniej powietrze, najwyraźniej odpuszczając temat, jednak nie z chęci, a jedynie bezradności.
— Hej — Addams zagaiła, postępując krok w kierunku przyjaciółki. — Rozgryzę to i nie dam się zabić, ale na razie nie mamy żadnych informacji, by podejmować jakieś konkretne działania. Chwilowo nie zamierzam umierać, ale nie będę też zamykać się w wieży strzeżonej przez smoka, ani błądzić po omacku. Rozumiesz? — wyjaśniła, starając się przybrać uspokajający ton. Enid pociągnęła nosem i przetarła dłonią oczy, zbierając jeszcze przez krótki moment myśli, zanim przemówiła.
— Czy przypadkiem to ja nie powinnam cię pocieszać? — rzuciła, śmiejąc się nerwowo.
— Na tę chwilę nie zgłaszam konieczności pocieszania mnie. Dam ci znać, gdy coś się zmieni — oznajmiła, posyłając przyjaciółce długie spojrzenie. Następnie westchnęła i na powrót skierowała się ku swojej maszynie do pisania.
— Wednesday — Enid zwróciła się do współlokatorki odrobinę głośniej, niż zamierzała. — Mimo wszystko pamiętaj, że możesz na mnie liczyć — mówiąc to, wyprostowała się dumnie, jakby składała uroczystą przysięgę. Addams początkowo nie odpowiedziała, lecz po kilku sekundach skinęła w podzięce głową.
Ciemnowłosa wyjęła z maszyny papier i przysiadła z nim na podłodze, analizując napisany tekst. Wednesday lubiła swoje powieści i zdecydowanie uważała, że są dobre. Nawet bardzo dobre. Nigdy nie były jednak doskonałe, przez co dziewczyna potrafiła niezwykle często usuwać dłuższe fragmenty swoich dzieł, by wprowadzić czasami nawet kosmetyczną — acz z jej punktu widzenia — niezwykle istotną zmianę. Niekiedy zdarzało się również, iż w ciągu kilku dni wielokrotnie modyfikowała swój tekst, by ostatecznie wrócić do jego pierwotnej wersji. I choć ciągła potrzeba doskonalenia zarówno siebie, jak i swoich tworów bywała nieraz bardzo męcząca, dziewczyna nigdy nie zechciałaby zastąpienia jej wewnętrzną zgodą na bylejakość. W końcu człowiek nigdy nie będzie doskonały, acz ku doskonałości winien dążyć.
— Jest późno. Zazwyczaj o tej porze już śpisz — zauważyła Wednesday, gdy spostrzegła, iż Enid wciąż się w nią wpatruje.
— A ty? Nie zamierzasz jeszcze się kłaść? — spytała niepewnie, posyłając jej zaciekawione spojrzenie.
— Posiedzę tu jeszcze chwilę i pomyślę, które strony powieści spalić, a które po prostu wyrzucić do kosza — usłyszawszy to, blondynka wstała z łóżka, pomaszerowała w kierunku współlokatorki i usiadła na podłodze obok niej.
— W takim razie dotrzymam ci towarzystwa.
Niespełna trzydzieści minut później Addams z trudem umieściła śpiącą Enid w jej łóżku, zastanawiając się przy tym, czy istniało cokolwiek, co mogłoby przedwcześnie obudzić jej przyjaciółkę. Wilkołaki najwyraźniej mają bardzo twardy sen.
CZYTASZ
Wednesday: The Shadows of the Future
FanfictionPrastare wampiry, tajemnicze upiory, niejasne proroctwa, potworne klątwy, makabryczne wizje i seryjny morderca - z tym wszystkim Wednesday Addams zmierzy się w pierwszym tomie serii Czarnej Róży. Gdy rozpoczyna się kolejny semestr nauki w Akademii...