Wołanie Z Otchłani

626 72 1
                                    

Nigdy nie zmienimy tego, kim byliśmy, więc walczmy o to, kim się staniemy. Oczywiście zakładając, że dobry uczynek może wymazać zły, ale czy rzeczywiście tak jest? Czy człowiek może zmienić się aż tak, by jego plugawa przeszłość została mu wybaczona? Jeśli jednak nie będzie to możliwe, konieczne wydaje się pogodzenie z faktem, iż nasza przeszłość zawsze będzie definiować naszą przyszłość. Obie wizje wydają się w pewien sposób niesprawiedliwe. Dobrze, życie nie jest sprawiedliwe. Tak czy siak, odpowiedź na powyższe pytanie niedługo będzie mogła przesądzić naprawdę wiele.

Gdy Enid Sinclair otworzyła oczy, czuła się tak, jakby dopiero co je zamknęła. Co prawda poprzedniego dnia dziewczyna położyła się bardzo wcześnie, acz ta noc nie była dla niej zbyt spokojna. Blondynka budziła się wielokrotnie, nie mogąc zapaść w głęboki sen, przez co sporą część czasu w łóżku spędziła na leżeniu z zamkniętymi oczami, próbując pozbyć się z głowy gonitwy nieprzyjemnych myśli, które uniemożliwiały jej zaznanie upragnionego odpoczynku. Nie było to łatwe, umysł nastolatki zaprzątały bowiem bez przerwy wspomnienia opowieści Aurelii i wizje przyszłości, w których jedną z najbliższych jej osób może spotkać coś strasznego. Dodatkowo od momentu, w którym uczennica Nevermore zrozumiała, że zagrożenie czyhające na Wednesday czai się właśnie w Transylwanii, gnębiło ją straszne poczucie winy. W końcu to ona namówiła swoją przyjaciółkę do przyjazdu tutaj.
Enid przetarła zamglone oczy i omiotła wzrokiem pomieszczenie. Wciąż było ciemno, wnętrze pokoju oświetlało jedynie światło księżyca wpadające do środka przez okno, toteż Sinclair nie widziała zbyt wiele, rozpoznając obiekty głównie po ich kształcie. Jednym z nich była smukła, dziewczęca sylwetka stojąca nieruchomo nad drugim łóżkiem.
— Co robisz? — blondynka spytała zaspanym głosem i powoli uniosła się do pozycji siedzącej. — I w ogóle która jest godzina? — dodała, zanim jeszcze uzyskała odpowiedź na pierwsze pytanie. Mijały kolejne sekundy, a dziewczyna wciąż nie reagowała, ignorując pytania Enid. — Wednesday? — rzuciła nieco głośniej, a jej ton zdradzał zaniepokojenie. Po tych słowach postać powoli zwróciła się w kierunku nastolatki. Jej serce gwałtownie przyspieszyło, po całym ciele przebiegły nieprzyjemne ciarki, a na twarz wstąpiło przerażenie. Naprzeciwko niej stał właśnie upiór rodem z koszmaru. Jej elegancka suknia była zniszczona, a twarz zupełnie zmasakrowana, lecz oczy zjawy zdawały się emanować pewnym smutkiem i zmęczeniem. To właśnie na nich skupiła się blondynka w chwili pierwszego szoku, gdy odebrało jej mowę. Nie trwało to jednak zbyt długo i kilka szybszych oddechów później Sinclair wrzasnęła na całe gardło, a duch prędko postąpił kilka kroków wgląd komnaty, po czym rozpłynął się w powietrzu.
— Enid?! Co się dzieje?! — zawołała Wednesday, natychmiast wyskakując z łóżka.
— Była tutaj. Widziałam ją — z trudem wymamrotała blondynka.
— Enid, uspokój się — rzekła powoli stanowczym tonem. — Powiedz mi, kogo widziałaś — poleciła spokojnie, siadając obok przyjaciółki.
— Widziałam ducha. Anę. Chyba. Nie. Na pewno. Wednesday, ona dosłownie stała tuż nad tobą — szybko wyrzucała z siebie kolejne słowa, gdy już udało jej się opanować drżenie głosu.
— Już jej tu nie ma. Jesteśmy bezpieczne — panna Addams odparła uspokajająco, lecz blondynka w odpowiedzi natychmiast pokręciła przecząco głową.
— Skąd możesz to wiedzieć? Może siedzi sobie teraz gdzieś w kącie i nas obserwuje? A może zabije nas we śnie, gdy tylko zamkniemy oczy? Bo niby w jakim innym celu miałaby się tutaj zjawiać? — mówiła płaczliwie. Wednesday przez chwilę milczała, czując, jak wzbiera w niej gniew. Ciężko było jej określić przyczynę tych niespodziewanych emocyj. Były silne i uderzyły ją nagle, przez co czarnowłosa z trudem powstrzymywała się przed uwolnieniem ich, a to zdecydowanie nie zdarzało się jej zbyt często.
— Enid, spójrz na mnie — powiedziała pewnie i ku zdziwieniu blondynki wyciągnęła w jej kierunku dłoń, delikatnie zaciskając ją na nadgarstku Sinclair, która nieprędko uniosła wzrok i wbiła w przyjaciółkę niepewne spojrzenie. — Jesteśmy bezpieczne — oznajmiła, niezwykle wolno wymawiając każde słowo. — I wiemy, co powinniśmy zrobić — dodała.
— Nadal chcesz dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, prawda? Chcesz użyć pani Larsen.
— Tak — rzuciła krótko ciemnowłosa, nie spuszczając wzroku ze swojej współlokatorki. Enid przez krótką chwilę milczała, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Na ułamek sekundy jej wzrok zanurkował w dół, zatrzymując się na bladej, zimnej i kościstej dłoni Wednesday, która wciąż spoczywała na nadgarstku blondynki. Dziewczyna najwyraźniej musiała o tym zapomnieć, w całości skupiając się na tym, co chciała powiedzieć przyjaciółce, albowiem gdy tylko spojrzenie Enid powędrowało w tym kierunku, panna Addams cofnęła swoją rękę i odchrząknęła, chcąc skupić uwagę swojej rozmówczyni na temacie dyskusji. Sinclair nieco się speszyła, lecz w żaden sposób nie skomentowała tej sytuacji.
— Czy... — zaczęła niepewnie, przeciągając początek zdania i robiąc po tym krótką pauzę. — Nie wydaje ci się to dziwne, że doświadczasz wizji, w której widzisz czyjaś śmierć, trafiasz na posterunek policji, zostajesz tam przesłuchana, policja wzywa panią Larsen, ta stawia się na miejscu, dowiaduje o wszystkim i... nic?
— Co masz na myśli? — rzuciła pytająco Wednesday.
— Poważnie? Dla każdego na twoim miejscu to byłby prawdziwy szok — rzekła, a jej przyjaciółka otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Enid jej na to nie pozwoliła, kontynuując swoją wypowiedź. — Wiem, wiem. Dla ciebie to nic takiego. Wiem. I pani Larsen również o tym wie. Nie zmienia to jednak faktu, iż mimo wszystko jest naszą opiekunką i powinna z tobą o tym porozmawiać — stwierdziła z przekonaniem. No może chociaż spróbować — dodała.
— Może sama była wstrząśnięta tą całą sprawą i najzwyczajniej w świecie wyleciało jej to z głowy — odparła obojętnie.
— Wstrząśnięta? Pani Larsen? — Enid rzuciła z niedowierzaniem. — Jeśli ktokolwiek na tej planecie jest oddzielony od całego świata grubą skorupą, która mogłaby w jakimś stopniu się równać z twoją, jest to właśnie pani Larsen — oznajmiła, a w jej głosie można było wychwycić niezrozumiałą dla Wednesday pretensję.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytała, odnosząc się do sposobu, w jaki blondynka wypowiedziała te słowa.
— Nic — Sinclair celowo zbyła jej pytanie. — Po prostu chodzi o to, że pani Larsen jest oazą spokoju. Nie sądzę, by coś mogło aż tak wytrącić ją z równowagi.
— Możesz mieć rację, że jest to odrobinę dziwne, ale rozprawianie nad tym nic nam nie da. Pani Larsen jest w tej chwili naszą jedyną opcją.
— Tak, chyba tak — Enid odparła i westchnęła.
— Cóż — rzuciła ciemnowłosa, a jej ramiona delikatnie się uniosły. — Czas na nas. Nie wiem jak ty, lecz ja nie chcę maszerować w piżamie — powiedziała i podniosła się z łóżka współlokatorki. Wednesday przeszła kilka kroków i energicznie uderzyła w blat biurka, sprawiając, iż Rączka z impetem wyskoczył z szuflady, w której do tej pory smacznie spał.
— Robisz się coraz bardziej bezużyteczny — stwierdziła, mijając mebel i sięgając po spoczywający obok plecak.

Wednesday: The Shadows of the FutureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz