— Darmo trudzisz się, w ciemności stawiasz kroki — rozbrzmiało echo tysiąca głosów, całkowicie zagłuszając wszystkie myśli Wednesday, która w tej chwili nie widziała niczego poza wspominanym bezkresem mroku. — Nie masz przyszłości — chór boleśnie naciskał głowę dziewczyny, nie pozwalając się z niej wyrzucić. — Bez celu błąkasz się, nie znajdziesz tu pomocy — z każdą chwilą słowa stawały się coraz bardziej wyraźne, jakby ilość mówiących osób powoli malała. — Gwiazdy widzą twoją śmierć — ostatnie słowo wybrzmiało już wyłącznie jednym głosem. Głos ten bez wątpienia należał do samej Wednesday Addams.
W pewnej chwili potężny rozbłysk białego światła całkowicie zajął pole widzenia ciemnowłosej. Ta próbowała unieść dłoń, aby się przed nim osłonić, lecz nie mogła tego zrobić. W tym momencie właśnie zdała sobie sprawę, iż zupełnie straciła kontrolę nad własnym ciałem. Chciała krzyczeć, lecz jej głos był niemy. Gdy światło nareszcie zgasło i dziewczyna w końcu znów mogła ujrzeć cokolwiek, zauważyła w oddali smukłą sylwetkę innej kobiety. Widok ten był jednak niezwykle dziwny, gdyż panna Addams nadal znajdowała się pośród niemal całkowitej ciemności, która otaczała ją ze wszystkich stron. Jedynie przestrzeń dokładnie przed nią była dobrze oświetlona pozostałością po rozbłysku, który nastąpił chwilę wcześniej.
Wednesday mimowolnie ruszyła przed siebie, pewnie zbliżając się w kierunku damskiej postaci.
— Nie! — rozbrzmiał przerażony, dziewczęcy głos. — Proszę, nie zbliżaj się! — krzyknęła postać i dopiero w tej chwili uczennica Nevermore zrozumiała, iż druga dziewczyna próbowała przed nią uciekać. — Błagam! Niczego nie rozumiesz! — wołała rozpaczliwie słabym głosem, starając się biec, lecz jej ruchy były ociężale, jakby kroczyła pod wodą. I choć Wednesday pragnęła się zatrzymać, by zrozumieć, co tak właściwie się dzieje, jej ciało również odmawiało posłuszeństwa, powoli, acz nieubłaganie zbliżając się do uciekinierki. — To nie moja wina — rzuciła z rezygnacją. W tej chwili Addams miała nieznajomą już na wyciągnięcie ręki. Obróciła ją dynamicznie twarzą w swoją stronę i ujrzała, iż stoi przed nią Aurelia Constantin, lecz jej postać była niewyraźna, a kontury ciała nieostre, jakby ta zlewała się z otoczeniem. — Nie, proszę — powiedziała niemal szeptem, który zdradzał całkowite opadnięcie z sił. Gdy tylko wampirzyca zamilkła, nastolatka bez słowa zatopiła w jej piersi złoty sztylet.— Budzi się, budzi! — znajomy głos wyrwał gotkę z objęć mrocznych wizji. Dziewczynę bolała głowa, a moment po obudzeniu wciąż nie mogła sobie przypomnieć, gdzie jest i w jaki sposób się tam znalazła. Po chwili wystraszona twarz Enid zawisła nad nią, niemal całkowicie przysłaniając wzrok. — Och, żyjesz! Nic ci nie jest? Tak się martwiłam! — mówiła z przerażaniem, przesuwając wzrokiem po głowie Addams, jakby szukała oznak czegoś nietypowego.
— Ja... — ciemnowłosa zaczęła, lecz głos ugrzązł jej w gardle, gdy poczuła nagle przenikliwy ból głowy. — Nic mi nie jest — dopowiedziała po momencie, gramoląc się do pozycji siedzącej i zmuszając tym samym przyjaciółkę do odstąpienia jej o krok.
— Czyli mamy rozumieć, że w twoim przypadku gwałtowna utrata przytomności na kilka godzin jest zupełnie normalna? — wybrzmiał łagodny, spokojny głos z głębi komnaty. Dopiero w tej chwili Wednesday rozejrzała się po pokoju i zauważyła, iż poza nią i Enid znajduje się w nim ktoś jeszcze.
— Aurelia? — spytała niepewnie, przyglądając się dokładnie postaci z ciemnym, koronkowym welonem na głowie. Aurelia skinęła i zbliżyła się do dużego łoża, w którym leżała nastolatka. — Wiesz, Enid zdążyła powiedzieć mi nieco na twój temat. Faktycznie brzmi to dość wyjątkowo, lecz nie sądzę, aby takie rzeczy wpisywały się w czyjąkolwiek normę — powiedziała, stanąwszy koło blondynki. Gdy to zrobiła, odsłoniła delikatnie koronkowy materiał, ukazując przyjazny uśmiech, któremu towarzyszyła ucieczka niesfornych, kasztanowych loków.
— To opinia eksperta? — Addams spytała sarkastycznie i przybrała nieprzyjemny grymas twarzy, gdy głowa znów dała o sobie znać.
— Hm, raczej kogoś ze sporym bagażem doświadczeń — odrzekła ciepło, ignorując drwinę.
— Aurelia jest... — wyskoczyła nagle Enid, lecz przerwała i odkaszlnęła, spoglądając pytająco na panią domu.
— Jestem wampirem, czystej krwi. Chodzę po tym świecie już niemal sto pięćdziesiąt lat — oznajmiła beztrosko. — No, może po tym domu i jego najbliższej okolicy, bo jeszcze nigdy nie wystawiłam nosa poza Transylwanię — stwierdziła, wzruszając ramionami i znów się uśmiechając, lecz tym razem na jej twarzy pojawiła się także nuta żalu. — Swoje jednak widziałam i nie wmówisz mi, że takie omdlenia są dla ciebie zupełnie zwyczajne — zastrzegła. Uczennica Nevermore przez krótką chwilę milczała, wbijając badawcze spojrzenie w swoją rozmówczynię. Wednesday nie miała żadnych wątpliwości — przed momentem doświadczyła ciągu wizji, które w głównej mierze skupiały się na odebraniu życia uśmiechającej się do niej wampirzycy.
— Może ktoś powinien cię zbadać czy coś w tym rodzaju? — rzuciła z troską Enid.
— Powiedziałam, że nic mi nie jest — odparowała ciemnowłosa, próbując energicznie podnieść się z łóżka, lecz wtem kolejny atak bólu jej to uniemożliwił. Hrabina Constantin stłumiła krótki śmiech dłonią w kabaretkowej rękawiczce sięgającej do łokcia i pokręciła z rozbawieniem przecząco głową.
— Może ustalcie to między sobą, a ja w tym czasie porozmawiam z panią Hong. Pewnie nadal ma urwanie głowy z tymi wilkołakami — oznajmiła, lecz momentalnie złapała Enid za ramię i dodała przepraszającym tonem — Wybacz, moja droga — powiedziawszy to, hrabianka ruszyła w kierunku drzwi komnaty, lecz gdy je otworzyła i już miała przekroczyć próg, zatrzymała się i znów zwróciła do blondynki. — Lepiej spróbuj się trochę przespać, Enid. Cała noc czuwania nad cudzym łóżkiem po wielogodzinnej podróży na pewno nie wyjdzie ci na zdrowie — powiedziała, puszczając oczko dziewczynom i znikając za drzwiami. Sinclair zarumieniła się i odchrząknęła nerwowo.
— Siedziałaś tu całą noc? — rzuciła Wednesday, uprzedzając słowa przyjaciółki.
— Tak? — odparła niepewnie blondynka. — Jakoś tak nie chciało mi się spać, ledwo zauważyłam, a już zaczęło świtać i zaraz się obudziłaś — wyjaśniła, lecz panna Addams nie dała wiary jej słowom.
— O co chodzi innym wilkołakom? — zapytała zaciekawiona gotka.
— Cóż... — zaczęła Enid, lecz musiała zastanowić się nad doborem słów w odpowiedzi. — Jak wiesz, wampiry i wilkołaki nie zawsze za sobą przepadały. Aurelia jest ostatnią ze szlacheckiego rodu Constantinów, czyli wampirów czystej krwi. Tacy jak oni mieli niegdyś licznych poddanych, ale i wrogów, przede wszystkim wilkołaki. Aby się przed nimi chronić, ktoś z rodziny Aurelii rzucił czar na posiadłość i żaden wilkołak nie może przybrać tutaj swojej wilczej formy — tłumaczyła bardzo spokojnie, jakby cała sprawa zupełnie jej nie dotyczyła.
— I ty się o to nie wściekasz?
— Bardziej boli mnie to, że nie mamy również zasięgu. Dopiero w połowie drogi do miasta zaczyna coś łapać — odparła, tym razem nieco rozżalona.
— Chyba zostanę tutaj na zawsze — rzuciła ciemnowłosa, na co Enid westchnęła ciężko. — A ta Aurelia? Chyba się polubiłyście.
— Jest świetna — stwierdziła blondynka, kiwając głową. — Gdy straciłaś przytomność, błyskawicznie kazała lokajowi porzucić bagaże i zanieść cię tutaj.
— Tutaj, znaczy gdzie? — wtrąciła Wednesday.
— Do sypialni gościnnej. Była najbliżej. Nasz pokój jest do góry — odparła i na jednym wdechu kontynuowała wcześniejszą wypowiedź. — Wyrzuciła stąd wszystkich ciekawskich, nawet Xavierowi się dostało. Mnie jednak pozwoliła zostać i kazała przynieść tutaj kolację. Myślę, że pani Larsen szepnęła jej słówko o tym, że się przyjaźnimy. W każdym razie jest dla mnie niesamowicie miła i sama również przejęła się twoim stanem — usłyszawszy to wszystko, pannie Addams zrobiło się niedobrze, gdy przypominała sobie, co ujrzała podczas ostatniej wizji. — Ale dość o niej, Wednesday. Lepiej powiedz mi, co ci się stało. To była kolejna wizja? — wypaliła jak na zawołanie Enid.
— Tak. Tak myślę.
— Co to znaczy?
— Sama nie wiem. Moje wizje zazwyczaj trwają krótką chwilę. Nigdy nie zdarzało się, bym odpłynęła na kilka godzin — powiedziała po chwili zastanowienia.
— A co zobaczyłaś? — spytała niepewnie Sinclair.
— To tutaj. Właśnie w tym budynku stałam nad tymi wszystkimi ciałami we wcześniejszej wizji. Teraz jestem tego pewna — oznajmiła, na razie zatajając część dotyczącą Aurelii. Blondynka wpatrywała się badawczo w przyjaciółkę, jakby przeczuwała, iż ta nie mówi jej wszystkiego, lecz Wednesday uprzedziła jej ewentualne pytanie swoim. — Wspomniałaś o Xavierze. Co z nim?
— Właściwie to nic specjalnego. Troszkę się wkurzył, że Aurelia go przegoniła, ale to wszystko — odpowiedziała nieco podejrzliwym tonem.
— Muszę z nim porozmawiać — rzekła, podnosząc się z łóżka, tym razem bez większych problemów.
— Pójdę z tobą — rzuciła Sinclair, ruszając za ciemnowłosą, lecz ta powstrzymała ją gestem dłoni.
— Ty pójdziesz się przespać — odparowała stanowczo.
— Ale...
— Enid — warkneła, wbijając w nią niezadowolone spojrzenie. — Ty również potrzebujesz snu. Nie dam się w tym czasie zabić ani sama nikogo nie zamorduję. Obiecuję — powiedziała łagodniej i opuściła komnatę.
CZYTASZ
Wednesday: The Shadows of the Future
FanfictionPrastare wampiry, tajemnicze upiory, niejasne proroctwa, potworne klątwy, makabryczne wizje i seryjny morderca - z tym wszystkim Wednesday Addams zmierzy się w pierwszym tomie serii Czarnej Róży. Gdy rozpoczyna się kolejny semestr nauki w Akademii...