Różą Czarną Naznaczona

495 72 11
                                    

Nagle serce Wednesday zabiło szybciej. Z pozoru zupełnie zwyczajne słowa lokaja spadły na dziewczynę jak grom z jasnego nieba, gdy dotarł do niej ich sens. Popełniła błąd. Naprawdę fatalny błąd, który może kosztować ją wszystko.
- Wszystko w porządku? Dobrze się panienka czuje? - spytał Andrei, marszcząc nieco siwe brwi i posyłając swojej rozmówczyni zaniepokojone spojrzenie, gdy ta rozwarła szeroko zdumione oczy.
- Ja... - zaczęła niepewnie, lecz nie dokończyła myśli. Zamiast tego już bez dalszej zwłoki i większego zastanowienia rzuciła się biegiem na powrót w kierunku komnat wampirzycy, które dopiero przed momentem opuściła.
Gdy ciemnowłosa w końcu wpadła z hukiem do środka, hrabianki Constantin nie było w pomieszczeniu. Panna Addams pospiesznie rozejrzała się po pokoju, omiatając wzrokiem znajdujące się w nim przedmioty, nie zauważyła jednak niczego, co w jakiś sposób mogłoby przybliżyć ją do zrozumienia planów hrabiny. W ten sposób znalazła się w kropce. Dała się oszukać. Nie miała pojęcia, dlaczego Aurelia - czy też Ana, jak przed chwilą się dowiedziała - okłamywała ją od samego początku. Nie wiedziała, jaka jest prawda i jaki cel obrała ostatnia z rodu Constantin.
Po krótkiej chwili namysłu przypomniała sobie słowa ducha, jego myśli uwiecznione na papierze przez panią Larsen i rysunek Xaviera. W ostatnim czasie wszystko to niespodziewanie sprowadzało się do jednej osoby...
- Enid - wymamrotała pod nosem z przerażeniem i znów ruszyła prędko wzdłuż długiego korytarza.
Wednesday może i nie znała ani motywacji, ani planów wampirzycy, była jednak pewna, iż nie pozwoli skrzywdzić swojej najlepszej przyjaciółki, choćby miała zapłacić za to najwyższą cenę.
Niebawem znalazła się w holu i nie była specjalnie zdziwiona, gdy wyglądając przez główne drzwi, nie spostrzegła pojazdu, który od jakiegoś czasu czekał już na uczestników wycieczki z Ameryki. Nie zważając na to, ciemnowłosa przystąpiła do mozolnego przeszukiwania całej posiadłości, zaczynając od salonu i innych pomieszczeń znajdujących się na parterze. Czas mijał, a rezydencja jak na złość po raz pierwszy wydała jej się aż tak wielka. Wielka i pusta, po drodze bowiem nie napotkała zupełnie nikogo. Uczniowie Akademii Nevermore już jakiś czas temu zaczęli opuszczać mury starego budynku i zajmować miejsca w autobusie, więc brak tłumu był całkowicie naturalny, gdyż poza panią domu jego jedynych stałych bywalców stanowili jedynie nieliczni służący, mimo tego pozbawione jakiegokolwiek życia komnaty zdawały się teraz nad wyraz niepokojące.
Gdy w końcu panna Addams upewniła się, że na parterze nie znajdzie nikogo, wróciła do holu i skierowała się ku szerokim schodom, by zająć się przetrząsaniem następnych pięter. Natychmiast po pokonaniu kilku pierwszych stopni musiała jednak przystanąć.
- Och, Wednesday. Obawiam się, że twój autobus już odjechał - hrabianka rzuciła grzecznym tonem, z gracją schodząc ze szczytu schodów i powoli przesuwając dłonią w białej rękawiczce po poręczy.
- Jestem w stanie uwierzyć, że kierowca o to nie dbał, ale nawet opiekunka grupy nie upewniła się, czy ta jest kompletna? - zapytała kąśliwie, wbijając wściekle spojrzenie w rozmówczynię. Wampirzyca cmoknęła i uniosła jedną dłoń w geście bezradności.
- Możliwe, że panią Hong coś zatrzymało. A co do kierowców i twoich kolegów... Cóż, wampiry czystej krwi potrafią być naprawdę bardzo przekonujące - stwierdziła, a na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
- Dość gierek - rzuciła ostro Wednesday i pokonała kilka kolejnych stopni. Hrabina zatrzymała się i uniosła dłoń, sugerując to samo nastolatce.
- Niestety, muszę cię rozczarować, ale na pewno to nie ty będziesz rozdawać karty - oznajmiła i pstryknęła głośno palcami.
W tej samej chwili za jej plecami pojawiły się dwie inne postacie. Młoda blondynka dyszała ciężko, a jej oczy błyszczały od zbierających się w nich łez. Rozbiegane spojrzenie utkwiło w Wednesday, gdy ta tylko pojawiła się w jej polu widzenia. Tuż za Enid stała Azjatka, pewnym chwytem unieruchamiając dziewczynę. Twarz Hong Larsen pozbawiona była śladu jakichkolwiek emocji, a jej wzrok wydawał się jeszcze bardziej nieobecny niż zazwyczaj.
- Enid! - zawołała ciemnowłosa, ruszając w górę schodów, lecz alchemiczka natychmiast wzmocniła chwyt. Enid pisnęła, a wampirzyca jedynie pogroziła pannie Addams palcem.
- Nie radzę - opiekunka domu Opheli ostrzegła z powagą.
- Pani Larsen? Dlaczego? - rzuciła z niezadowoleniem Wednesday.
- Nie robi tego z własnej woli, oczywiście - oznajmiła hrabina. - Jeśli dobrze kojarzę, wśród twoich przyjaciół były syreny. Nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że wampiry czystej krwi dysponują mocą podobną do ich śpiewu? - spytała autentycznie zdziwiona.
- Może kiedyś co nieco obiło mi się o uszy - odparła obojętnie, przypominając sobie rozmowę o Jekaterinie Aristow, którą odbyła z Biancą w dniu swojego powrotu do Akademii Nevermore.
- Czyli rozumiesz, że wszystkie groźby, prośby i apele nie mają najmniejszego sensu. Hong cię nie posłucha. W tej chwili jest całkowicie poddana mojej woli i jeszcze przez jakiś czas tak pozostanie - powiedziała, przybierając taki ton, jakby tłumaczyła coś wrażliwemu dziecku.
- Do czasu aż ją zabijesz? - wycedziła przez zęby Wednesday. Po tych słowach na twarzy wampirzycy pojawił się nieprzyjemny grymas.
- Nie zamierzam robić jej żadnej krzywdy - stwierdziła, a jej głos nabrał niespodziewanie nieco obronny ton.
- Nie? - nastolatka dopytała oskarżycielsko. - Zamordowałaś masę niewinnych ludzi, własnych rodziców i bliźniaczkę, a oszczędzisz przypadkową kobietę?
- Niczego nie rozumiesz! - hrabianka nagle wybuchnęła, ukazując Wednesday swoją zupełnie nieznaną twarz. - Zrobiłam tylko to, co musiałam zrobić. Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić.
- Twoje czyny jakoś niespecjalnie pokrywają się ze słowami - odparła, siląc się na neutralny ton.
- Zrozum, nie miałam innego wyjścia. Hong nie musi cierpieć. Nie będzie. Ty też nie będziesz, o ile zachowasz się właściwie - rzekła, wbijając przeszywające spojrzenie w swoją rozmówczynię.
- Co masz na myśli?
- Użyję na tobie swojej mocy. Namieszam ci trochę w głowie i zapomnisz o tym, o czym nie powinnaś pamiętać. Obie odejdziecie stąd bez żadnego większego szwanku - oznajmiła nad wyraz swobodnie.
- Obie? A co z Enid? - rzuciła ostro Wednesday. Ku jej zdziwieniu na twarzy wampirzycy pojawił się nagle pewien smutek.
- Niestety, ona jest mi potrzebna, Wednesday - rzekła realnie zasmuconym głosem.
- Nie - panna Addams syknęła i bez ostrzeżenia rzuciła się w kierunku hrabiny. Ta jedynie otwarła dłoń i ciemnowłosą otoczyła szkarłatna aura, która nie pozwoliła zbliżyć się jej do wampirzycy. - Dlaczego to wszystko robisz? Czemu po prostu mnie nie zabijesz tak, jak pozabijałaś wszystkich, którym na tobie zależało? - rzuciła z pogardą, próbując wyszarpać się z objęć wampirzej mocy.
- Nie chcę robić ci żadnej krzywdy, Wednesday. Jesteś moją przyjaciółką i zawdzięczam ci życie - oznajmiła ze smutkiem.
- Przyjaciółką? Po tym wszystkim? Oszalałaś?
- Zanim się rozstaniemy, musisz coś zrozumieć - rzekła, nie zważając na słowa nastolatki. - Kochałam swoich rodziców, a Aurelia... - wypowiadając imię siostry, zrobiła krótką pauzę i przełknęła głośno ślinę - Aurelia była częścią mnie, a ja byłam częścią niej. Z nikim nigdy nie byłam tak blisko. Naprawdę sądzisz, że chciałam ich śmierci? - spytała ze słyszalną pretensją.
- Ano - Wednesday powiedziała stanowczo, pierwszy raz zwracając się w ten sposób do wampirzycy - ty ich zabiłaś. Zrobiłaś to wszystko własnoręcznie i świadomie.
- Musiałam - odrzekła, a na jej policzkach pojawiły się łzy. - Inaczej oni zabiliby mnie. Nie rozumiesz? Naprawdę nie rozumiesz? To przez to proroctwo. Wiodłam spokojne życie, otaczając się ludźmi, których kochałam, a ci nagle się ode mnie odwrócili. Wszyscy! A to wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że miałam to przeklęte znamię przypominające cholerną różę! - szybko wyrzucała z siebie kolejne słowa, najwyraźniej tracąc nad sobą panowanie.
- Zabijałaś już wcześniej. To nie były twoje pierwsze ofiary - zauważyła ciemnowłosa. Ana pociągnęła nosem i wytarła łzy.
- Musiałam. Wiedziałam, że stracę rodzinę. Chciałam temu zapobiec. Udało mi się znaleźć sposób na złamanie tej klątwy, ale... - urwała i kolejny raz przetarła zalaną łzami twarz - to wymagało ofiar. Wielu ofiar. Moi rodzice w jakiś sposób zorientowali się, że to ja za nimi stoję. Ja... Musiałam. Gdy tylko ich... Gdy tylko to zrobiłam, chciałam natychmiast odczynić klątwę, ale wtedy pojawiła się Aurelia. Nie chciałam tego. Musiałam - mówiła, nie przykładając nawet wagi do tego, czy panna Addams jej słucha. - Byłam w szoku, gdy zrozumiałam, że moja ukochana siostra nie żyje. Wybiegłam z domu. Później wszystko stało się tak nierzeczywiste... Wiem, że używałam mocy. Latałam bez ładu gdzieś w górach, płacząc i krzycząc z rozpaczy. Zanim na dobre zrozumiałam, co się dzieje, stałam już nad Jeziorem Topielców, chcąc raz na zawsze skończyć z tą klątwą. Skończysz ze sobą, rozumiesz? - spytała, lecz natychmiast kontynuowała, nie czekając na odpowiedź. - Nie mogłam jednak tego zrobić. Bałam się. Byłam słaba. Nadal jestem. Przez długi czas po prostu egzystowałam, nie czując już niczego. Cały ten ból stał się moją codziennością i zwyczajnie przestałem zwracać na niego uwagę. Aż w końcu pojawiła się Jekaterina.
- Jekaterina Aristow? Co ona ma z tym wszystkim wspólnego? - zapytała Wednesday, wreszcie przerywając swe milczenie.
- To dzięki niej zrozumiałam, co muszę zrobić. Cóż, ciocia Jekaterina nie kupiła oficjalnej wersji, która zakładała samobójstwo mojej rodziny. Wiedziała też o proroctwie. Nie było zatem sensu kłamać, więc po prostu powiedziałam jej całą prawdę. No, może z wyjątkiem podawania jej swojego prawdziwego imienia. Nie potrafiła nas rozróżnić, a zważywszy na mój fatalny stan, nie przyszło jej pewnie do głowy, że mogę coś zatajać - wyjaśniła, wzruszając ramionami. - Jekaterina chciała mi pomóc, więc została tu na jakiś czas i próbowała ze mną rozmawiać. W trakcie jednej z naszych rozmów zeszłyśmy na temat tej przepowiedni. Okazało się, że Jekaterina wie o wiele więcej niż ja. Proroctwo pochodziło od siostry mojego ojca, Jeny. Jena także była wampirem czystej krwi. W pewnym momencie związała się jednak z wilkołakiem. Uciekła do watahy i po jakimś czasie okazało się, że urodziła dziecko. Niestety, już wtedy znana była inna przepowiednia, która mówiła, że dziecko wampira i wilkołaka położy kres naszej rasie. Mój ojciec zabił swoją siostrę, jej dziecko i wszystkie wilkołaki, które pokazały się w okolicy, jednak zanim do tego doszło, Jena obłożyła klątwą jego przyszłą córkę.
- Jaki związek z tym wszystkim ma Enid? Do czego jej potrzebujesz? - ciemnowłosa spytała po chwili z nieskrywaną odrazą.
- Widzisz Wednesday, klątwy i dziwne proroctwa mają to do siebie, że ich ofiary niemal zawsze próbują jakoś uniknąć strasznego losu i niektórym to się udaje. Ja również chciałabym to wszystko... - zamilkła na chwilę, szukając odpowiednich słów - odkręcić. Pamiętasz naszą rozmowę? Tę, którą odbyłyśmy po przywołaniu mojej siostry? Hong mówiła, że czuła bardzo dużo emocji i myśli. Za dużo jak na jednego człowieka. Po swojej przygodzie w klejnocie wiesz już, że miała rację. Nie zdajesz sobie jednak sprawy, że ten sztylet - mówiąc to, wyjęła nagle złote ostrze - niegdyś skosztował krwi innego wampira czystej krwi. Jeny. Użyła go, składając ofiarę z własnej krwi, by rzucić na mnie tę klątwę, zanim zginęła z ręki mojego ojca. Nie wiem, czy zrobiła to umyślnie, lecz w ten sposób sama spętała własną duszę. To właśnie ją od lat próbuję przywrócić do życia. Przywrócić do życia i zmusić do zdjęcia klątwy, ponownie składając ofiarę z krwi wampira - oznajmiła, wzruszając ramionami i wykonując krótką pauzę. - Z krwi wampira i krwi wilkołaka - dodała, omiatając wzrokiem przerażoną twarz Enid. - Jak już jednak wspomniałam, wszystkie tutejsze wilkołaki wybito. Właśnie dlatego zaprosiłam tutaj uczniów z Akademii Nevermore. Wiedziałam, że przynajmniej jeden z nich trafi w moje ręce.
- Ano... - zaczęła Wednesday, mając nadzieję, iż w jakiś sposób uda jej się dotrzeć do wampirzycy. - To proroctwo już się dokonało. Nie widzisz tego?
- Nie! - warknęła hrabina, a jej oczy zapłonęły. - Mogę to wszystko naprawić.
- To już się stało, twoja rodzina zginęła, nie możesz tego cofnąć. Możesz jednak zakończyć to szaleństwo i pozwolić nam odejść.
- Nie, nie, nie - rzuciła bardziej do siebie. - Jeszcze wszystko naprawię, mogę to zrobić.
- Zamordowałaś ich wszystkich! Pogódź się z tym! - panna Addams wrzasnęła i chwilę później z impetem uderzyła plecami o ścianę. Gdy Ana w mgnieniu oka do niej doskoczyła, bariera ze szkarłatnej aury zniknęła.
- Wybacz mi, Wednesday. Ona nie będzie cierpieć, obiecuję - powiedziała, unosząc delikatnie dłoń, w której zapłonęła czerwone światło. Nastolatka nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Wiedziała, co się dzieje. Już za moment znajdzie się pod kontrolą Any, nie pomoże Enid, zapomni o niej i nie przeszkodzi wampirzycy w realizacji jej planu...
- Drogie dziecko, proszę, zostaw moją uczennicę - rozbrzmiał nagle spokojny i serdeczny, acz niesamowicie donośny głos.
Gdy obie zwróciły się w jego kierunku, Ana znieruchomiała i wybałuszyła oczy ze zdziwienia. W drzwiach posiadłości pojawiła się niespodziewanie Jekaterina Aristow, która bez żadnego wahania sunęła ku swojej krewnej.
- Rzucanie swoimi gośćmi po ścianach nie jest zbyt uprzejme - powiedziała, gdy panna Constantin nagle się wzdrygnęła, zdając sobie sprawę z tego, co się dzieje.
- Ja... zaczęła Ana, lecz Jekaterina nie dała jej dokończyć.
- Wiem już wszystko. Niczego nie musisz mi tłumaczyć. Doprawdy, zniewalanie mojej nauczycielki było bardzo nierozsądne, no ale domyślam się, iż pani Larsen odkryła coś, o czym nie powinna wiedzieć i uznałaś, że to będzie najlepsze wyjście - powiedziała swobodnie. - Niestety, nie wiedziałaś, iż ta kontaktuje się ze mną przy niemal każdej sposobności - dodała, uśmiechając się delikatnie.
- Przysłałaś mi nangrafkę. To nie był przypadek - stwierdziła hrabina, wbijając wzrok w nową dyrektorkę Nevermore.
- Oczywiście, że nie był. Przede wszystkim jednak przysłałam ci kruka. Pani Larsen miała jedynie asystować panience Addams. To ona była kluczem, no ale tego nie muszę ci przecież mówić. Znasz już treść proroctwa.
- Wiedziałam. Wiedziałam już pierwszego dnia - potwierdziła Ana.
- Dlaczego więc nie pozbyłaś się mnie od razu? - rzuciła nagle Wednesday. Hrabianka spuściła wzrok i na moment zamilkła.
- Byłam załamana i samotna. Samotność jest... Po prostu chciałam jakoś uśmierzyć ten ból. Ty, Enid, nawet Xavier i Hong... Przez chwilę czułam się tak, jakbym miała prawdziwych przyjaciół - oznajmiła, z wyraźnym trudem spoglądając na ciemnowłosą. Po jej policzkach znów popłynęły łzy.
- Byliśmy twoimi prawdziwymi przyjaciółmi - rozbrzmiał nagle rozdygotany głos Enid, która zalana łzami stanęła teraz tuż za młodszą wampirzycą. Uwolniona przez Jekaterinę Hong obserwowała całą scenę z daleka.
- Ja... - hrabina wymamrotała, kręcąc przecząco głową. Enid wyciągnęła ku niej drżącą dłoń. - Nie... - dodała cicho. - Nie. Nie. Nie. Nie. Co ja zrobiłam... - mówiła, ukrywając twarz w dłoniach. - Jestem potworem! - wrzasnęła nagle.
Szkarłatne światło błysnęło i Ana w mgnieniu oka przemieniła się w chmarę nietoperzy. Nie zaatakowała jednak nikogo. Zamiast tego wypadła z posiadłości przez okno, a jej krzyk poniósł się echem, gdy promienie słońca dotknęło jej skóry. Nie zważając na to, mknęła w kierunku szczytów Gór Fogaraskich, aż w końcu zupełnie wyczerpana, poddała się i zamknęła oczy. Po raz pierwszy odkąd dowiedziała się o ciążącej na niej klątwie, poczuła prawdziwy spokój. Ból wreszcie ustąpił.

Wednesday Addams po swoim niezbyt przyjemnym spotkaniu z jedną ze ścian posiadłości nie odniosła jednak żadnych obrażeń. Hong Larsen również dość szybko doszła do siebie po pierwszym szoku, który nastąpił na skutek przebywania pod wampirzym urokiem. Najgorzej znosiła to wszystko Enid Sinclair, która z jednej strony była przerażona faktem, iż Ana naprawdę zamierzała ją zabić, lecz z drugiej na swój sposób współczuła wampirzycy oraz ubolewała nad okrutnym losem, który ją spotkał. I choć ciemnowłosa skupiała się na nieco innych aspektach swojej przygody w Rumunii, musiała przyznać, iż reakcja przyjaciółki wcale jej nie dziwiła. Enid była bardzo emocjonalna i empatyczna, a historia rodu Constantin okazała się prawdziwie tragiczna, bardzo mroczna, ale i niesamowicie ironiczna, bo tak oto Ana Constantin, która za wszelką cenę chciała zapobiec ziszczeniu się słów proroctwa i oszukać swoje - jak sądziła - przeznaczenie, była osobą, która w istocie doprowadziła do realizacji przepowiedni. Ta czarną różą naznaczona rzeczywiście przelała krew, położyła kres swojej rodzinie, zaznała wiecznej udręki życia w samotności, aż sama również zginęła, a to wszystko po przybyciu kruka, którym była Wednesday.
- Znała proroctwo. Wiedziała, że muszę tam przyjechać i skończyć to raz na zawsze - oznajmiła gotka, gdy Enid i Xavier wyrazili swoje oburzenie po usłyszenia streszczenia rozmowy z Jekateriną Aristow.
- Wednesday, Ty tam zginęłaś. Tak naprawdę - blondynka oznajmiła, obficie gestykulując.
- A jednak stoję tutaj i czuję się świetnie - rzuciła obojętnie, wyczekując na lotnisku zwrotu swojego bagażu.
- Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, że ta stara wiedźma wystawiła cię jako przynętę, wiedząc, że dzieje się tam coś niedobrego? - Sinclair spytała z niedowierzaniem, a Xavier poparł ją, kiwając twierdząco głową i wbijając wyczekujące spojrzenie w pannę Addams.
- Nie, bawiłam się świetnie - rzekła, wzruszając ramionami.
Powrót do Akademii Nevermore mimo wszystko okazał się jednak oczyszczającym przeżyciem. Oczyszczającym przeżyciem i - kolejny już raz - nowym początkiem, albowiem przy ponownym przekraczaniu szkolnych murów była już pewna, iż to, co w jakiś sposób dotknęła ją w Transylwanii, było prawdziwe. Tym razem tego nie zabije. Nie, zakończenie tej podróży da początek kolejnej.
Wednesday Addams stała na balkonie swojego pokoju w akademiku, wbijając wzrok w zachodzące słońce. W rzeczywistości jednak wcale się na nim nie skupiała. Tak naprawdę była głęboko pogrążona we własnych myślach, które pędziły z niesamowitą prędkością, lecz - o dziwo - wcale nie na oślep. Ciemnowłosa westchnęła ciężko, gdy usłyszała, iż ktoś postanowił do niej dołączyć.
- Przeszkadzam? - zapytała niepewnie Enid. Panna Addams pokręciła przecząco głową, a blondynka wykonała ku niej kilka powolnych kroków i odchrząknęła.
- Nie zdążyłaś się jeszcze nawet rozpakować? - rzuciła, wyraźnie z braku lepszego pomysłu na rozpoczęcie tej rozmowy. Czarnowłosa wzruszyła jedynie ramionami. - Wednesday, musimy poważnie porozmawiać - wypaliła w końcu, szybko wyrzucając z siebie kolejne słowa. - Nie mogę dłużej trwać w niepewności. Ja poczułam coś... Coś silnego i niespodziewanego. Wiem, że ty też poczułaś coś podobnego, ale... - urwała, gdy jej rozmówczyni nagle zbliżyła wskazujący palec do ust blondynki, by ją uciszyć.
- Nie - Wednesday odparła bez zastanowienia.
- N-nie? - Enid zapytała kompletnie zaskoczona tą szybką i stanowczą deklaracją, po czym oddaliła się o kilka kroków. Wtem jednak panna Addams podążyła za nią, złapała jej dłoń i pewnie przyciągnęła do siebie. - Nie, gdy wszyscy patrzą - rzekła, a jej usta drgnęły w delikatnym uśmiechu.

Tak, mówiłam między innymi o tobie. Internet jest przerażającym miejscem. Niestety, przerażającym w nieco innym sensie niż ten, który lubię. Internauci mogą niemal bezkarnie nagrywać, jak kopiują i parodiują innych, co jest w najlepszym razie dziwne, ale chyba nic nie przebije pisarzy i czytelników zmyślonych historii o cudzym życiu. Fanfiction? Poważnie?
Cóż, na razie nasza podróż dobiega końca i muszę przyznać, iż ta najważniejsza rzeczywiście wcale nie stanowiła wycieczki do Marerău. Zajrzałam w głąb siebie i ujrzałam swoje serce, które nie było zupełnie czarne. To oczywiście wcale nie znaczy, że nagle zmięknę. Zdecydowanie nie. Może faktycznie przeciwieństwa się przyciągają. Tylko jeśli tak się dzieje, czy przypadkiem w chwili ich zerknięcia nie dojdzie do anihilacji? Już wkrótce się o tym przekonamy.

Pssst! Już piątek pojawi się krótki epilog ;)

Wednesday: The Shadows of the FutureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz