Rozdział 4

108 15 2
                                    

Dzień dobry, przypominam o gwiazdkach i o komentarzach <3

LeaiaW


Rozdział 4

Tori

Zabrakło mi słów, którymi mogłabym dziękować Drake'owi za szansę jaką mi podarował. On i jego wataha.

Był dobrym Alfą.

Słuchał swoich ludzi, którzy wierzyli w niego.

Zastępca szeryfa oddał mi moje dokumenty oraz plecak, który udało się uratować z auta, jednak sam pojazd nadaje się do kasacji.

Nie musiałam martwić się pieniędzmi, ponieważ moja rodzina upłynniła obligacje po swoich dziadkach. Mimo tego pracowali oboje i ja również chciałam za jakiś czas wrócić na studia oraz podjąć się pracy.

To uczucie ulgi jaką odczuwałam, gdy odtwarzałam w głowie tę chwilę, było jak zdjęcie z moich ramion olbrzymiego ciężaru. Czułam się jakbym w końcu znalazła się w odpowiednim miejscu i chwili. Zdawałam sobie sprawę, że nie pozbyłam się wszystkich swoich demonów, a ta wataha była tak zwariowanie inna od tych, które napotykałam na swojej drodze, że ciężko było mi uwierzyć, że to naprawdę działa.

Stonowany spokojny Alfa, Drake Holmes, który nosi ciężar przywództwa z godnością oraz ludzie mu lojalni.

Michael Donnovann, łowca, który do świata podchodzi pesymistycznie, ukrywając uczucia przed obcymi.

Adrien Storm, zastępca szeryfa, a przede wszystkim człowiek, który stoi na straży prawa.

Alice McAlister, która jest Banshee oraz optymistką i barwną postacią dla całej watahy.

Liv Thorne, siostra Scotta, która zabiła mnie swoją wielobarwnością w pierwszych pięciu minutach znajomości, zarażała wszystkich optymizmem. Była bardzo podobna do brata.

Scott, zdystansowany, odcięty od odczuwania głębszych uczuć, prawdopodobnie przez to nie czuje więzi, którą ja odczuwam z godziny na godzinę coraz bardziej.

Czuję, że znajdę tu swoje miejsce, chociaż nie wiem jaka rola zostanie mi przypisana w tym składzie. Wiedziałam jedno, odzyskiwałam siły i kontrolę nad swoim ciałem.

- Jesteśmy razem – odzywa się wilkołak.

- Równowaga powraca do naszego umysłu – odpowiadam jej.

- Też to czuję – przeciągnęła się leniwie na brzegu świadomości. - Mam nadzieję, że nie uciekniesz, gdy zrobi się trudno.

- Co masz na myśli?

- Scott, czeka nas ciężka przeprawa. - ziewa. - Ale nie dzisiaj. Dzisiaj chciał nas chronić. Był tutaj, gdy byłyśmy nieprzytomne. Zabrał nam cierpienie.

- Fizyczne.

- Ale to wystarczyło.

- Masz rację.

Poczułam jak zasypia. Dawno nie miałam wrażenia, że jest spokojna o jutro. Moje alter ego również dostawało w kość przez księżyc i to co stało się z moimi rodzicami. Nagle zostałyśmy bez dachu nad głową i kilkoma łowcami na karku.

Zwolniłam dopiero w True Hills.

- Gotowa? - do sali szpitalnej wchodzi Scott, w momencie, w którym zakładałam koszulkę.

Widząc to odwraca się taktownie w stronę okna, aby nie widzieć mojej golizny, którą przed chwilą zakryłam, jakby już nie widział mnie nago.

- Tak. - unikam jego spojrzenia, które od razu na mnie kieruje. - Podrzuć mnie do jakiegoś hostelu, nie wiem czy to pole kempingowe, na którym się poprzednio zatrzymałam, będzie dobrym pomysłem w obecnej sytuacji... a wolałabym nie zwracać na siebie większej uwagi niż to konieczne.

ToriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz