Rozdział 10

126 12 6
                                    

Rozdział 10

Tori

Po krótkiej rozmowie z Michaelem, do którego nadal się nie przekonałam, ponieważ był łowcą, wracaliśmy do domu Scotta.

Dominic do niego zadzwonił, jak i do Alfy.

Szłam lekko przygarbiona.

Miałam nadzieję, że nie oberwie mi się zbyt mocno za takie zachowanie.

Szukając Alfy, który zdecyduje się na przyjęcie mnie do stada, widziałam jak mogli się zachowywać, a prawda była taka, że nie wiedziałam jak Drake zachowa się po mojej utracie kontroli i ucieczce.

Mogłam kogoś skrzywdzić i tylko łut szczęścia sprawił, że nie spotkałam nikogo na swojej drodze.

Unikałam starć z innymi, a tym bardziej nie zbliżałam się do ludzi podczas pełni, aby nie zrobić im krzywdy. Ten czas najczęściej spędzaliśmy na biwaku w głębi lasu, ale nie zawsze można było tak zrobić, więc piwnica urządzona na nasze potrzeby oraz brak dostępu do księżyca sprawiały, że spędzaliśmy pełnię w spokoju.

Jednak ostatnie cztery musiałam spędzić w spartańskich warunkach, jak najdalej od ludzi, ale nie miałam możliwości zaszycia się w ciemnej piwnicy.

To ja zawsze byłam tą najbardziej opanowaną, ale widok moich rodziców, którzy leżeli unurzani we krwi i przyjaciół był dla mnie zapalnikiem.

Nawet teraz, gdy szłam ramię w ramię z dwoma mężczyznami, miałam ochotę wyć z rozpaczy i rozwalić wszystko w promieniu pięciu kilometrów. Problem miałam w sobie, a moje wilcze alter ego zasnęło snem spokojnym.

Wcześniej też tak robiła, a ja nie wymagałam od niej ciągłych rozmów, była moim bezpiecznym portem, do którego udawałam się w chwilach, w których sama nie dawałam sobie rady. Coś jak kieszonkowa przyjaciółka.

Miałam wrażenie, że nadwyrężyłam ją w ostatnich miesiącach, dlatego dałam jej dużo luzu, gdy sytuacja się uspokoiła.

Była jedynym łącznikiem mnie z przeszłością.

- Wszystko w porządku? - spytał Dominic.

Kiwnęłam głową, nadal patrząc pod nogi.

Nie miałam ochoty na rozmowy.

Wolałam skupić się na tym co powiem Drakowi, ale nie wiedziałam dokładnie co mogłabym powiedzieć. W końcu to jest niedopuszczalne, aby nie panować nad sobą i wychodzić do ludzi.

Zagrożenie.

Mogłam sprowadzić niechcianą uwagę na nową watahę, której członkiem byłam od niespełna tygodnia.

- Nie martw się. - Michael dotyka mojego ramienia. - Pomożemy ci nad tym zapanować.

Uśmiechnęłam się do niego blado, a on nadal trzymał dłoń na moim ramieniu, w takiej pozycji zostaliśmy powitani przez Draka, Liv, Alice oraz Scotta, który obrzucił miejsce gdzie dotykał mnie jego przyjaciel, spojrzeniem i spojrzał prosto w moje oczy swoimi jarzącymi się bladoniebieskimi.

- Dziękuję, ale... - przełknęłam ślinę. - Póki nie przejdę żałoby nie będę mogła pokazywać się w zbyt wielu miejscach.

Cofnął w końcu dłoń, gdy Alice uwiesiła się na mojej szyi i mnie przytuliła.

Odwzajemniłam uścisk dziewczyny.

- Przepraszam – powiedziałam.

- Ty przepraszasz? - odsuwa się ode mnie na długość ramienia. - To ja powinnam cię przeprosić, widziałam, że mrok pojawił się w twojej duszy, nie powinnam cię namawiać na to wyjście.

ToriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz