Nigdy jeszcze nie czyłam się taka...pusta...
W głowie mam chaos.
Słucham muzyki wypłakując sobie oczy.
I myślę..."Czy jest jeszcze wogóle jakieś inne rozwiązanie?".
Dla mnie już nie ma.Nigdy nie sądziłam że będę kiedykolwiek siedzieć i ryczeć z powodu jakiejś przyjaźni, w tym przypadku nie dość że BYŁEJ to dodatkowo "PRZYJAŹNI" w cudzysłowiu.
A jednak tak się teraz dzieje.
Jestem na nich wszystkich tak wściekła, tak bardzo wkurwia mnie ich zachowanie, ale nic nie mogę powiedzieć, mimo że mnie to boli.
Tak cholernie boli...Kiedy tylko widzę ich z telefonami w rękach i na ekranie dymek czatu z NIM...mam ochotę rzucić ich telefonami o ścianę.
Zgnieść, zatopić, rozpierdolić jak tylko się da.
Żeby nie musieć GO widzieć. Tego fałszywego, zakłamanego człowieka.
I żeby nie musieć patrzeć jak piszą sobie z NIM na spokojnie, normalnie jak ludzie i że są w zajebistych relacjach. Żeby nie widzieć, jak on szybko i łatwo zapomniał i zdążył na moje miejsce dać kogoś innego.On uważa że to wszystko, to MOJA wina.
Moja...On doprowadził do końca tej relacji. ON doprowadził mnie na skraj załamania psychicznego. ON doprowadził mnie do paranoi.
Przez NIEGO nie umiem NIKOMU zaufać, NIKOMU już też nie wierze w to, co ktoś mówi.Zniszczył mnie :)...
I już nikt mnie nie naprawi.