(🎹 when night falls — Louis Mercier)
a/n: należy wam się szybciej rozdział za to, że długo czekaliście na poprzednie! Mam nadzieję, że wam się spodoba!
Kilka sekund ciągnęło się niczym długie godziny, gdy Jimin zaczął wycierać dłońmi spływające intensywnie po policzkach łzy, których gorące ścieżki nieustannie się tworzyły, spływając wzdłuż żuchwy i niknąc w szaliku. Mimo to czuł się lepiej niż jeszcze chwilę temu, gdyż nie był już pustą jednostką bez nikogo w Seulu, a Park Jiminem, do którego podszedł Min Yoongi. Nie potrafił w tym momencie czuć wobec niego ogromnej wściekłości, jaka zebrała się w nim od ostatniego spotkania, bo fakt, że drugi właśnie swoim ciałem chronił go od nieznajomego tłumu ludzi, dając poczucie bycia z kimś bliskim, wprawiał go w ulgę, niemal pewnego rodzaju szczęście wyrastające z długiej tęsknoty.
— Zadzwonię po Jungkooka, by po ciebie wrócił jeśli źle się czujesz — oznajmił bardzo spokojnie Yoongi, który stał nieruchomo, kryjąc dłonie w kieszeni kurtki.
— N—nie, już mi lepiej, wybacz — wydusił od razu Jimin, pociągając głośno nosem i spuszczając głowę z zażenowania.
Nie tak chciał wypaść przed Yoongim, chciał być dojrzały, stanowczy i nieskazitelny, a skończył cały we łzach, smarkach i najpewniej z czerwoną twarzą od płaczu. W dodatku właśnie kończył najprawdopodobniej atak paniki i nie miał pojęcia od jakiego czasu drugi mógł go obserwować. Wszystko mówiło, że to nie tak miało być, ale jednocześnie krzyczało, że lepszy moment nie mógł się trafić, bo jego obecność niemal spadła mu z nieba. Jak to stwierdził Jungkook — przeznaczenie. Brwi Jimina się nieco zmarszczyły, gdy po względnym uspokojeniu się, ponownie przetrawił słowa Yoongiego, dopiero chłonąc dokładnie ich sens.
— By po mnie wrócił? Skąd wiesz, że Jungkook był ze mną? — zapytał, wciąż brzmiąc słabo, jednak mniej płaczliwie.
— Od niego samego, napisał mi gdzie jesteście i w którą stronę będziesz wracać — odpowiedział Yoongi, stając krok dalej, gdy dostrzegł, że ten drugi poczuł się nieco lepiej.
— Ach, czyli specjalnie tu przyszedłeś, a nie przypadkowo... — mruknął, nie potrafiąc jeszcze stwierdzić czy była to pozytywna informacja.
— Wydaje mi się, że cały zapas przeznaczenia, przypadku, czy jak chciałbyś to nazwać, zużyliśmy w momencie jak trafiłeś na mnie w kawiarni Seokjina.
Jimin chciałby na to przytaknąć, a nawet krzywo się uśmiechnąć, gdyż znalazł dużo racji w tych słowach i zabrzmiały one dokładnie tak, jakby wypowiedział je dawny Yoongi, ale jego głos ponownie nie chciał się wydostać, kryjąc zawzięcie za pełnymi wargami. Park osłupiał, gdy tylko uniósł swoje spuchnięte powieki, by ponownie móc skrzyżować wzrok z swoją pierwszą prawdziwą miłością. Powietrze z niego uleciało jak skupił się na czarnych, lśniących od pobliskich szyldów źrenicach, które nawet na sekundę się od niego nie oderwały. Nieśmiało skierował swój wzrok nieco wyżej, na gęste kosmyki, zdecydowanie dłuższe niż Yoongi miał je lata temu, lecz nadal tak samo gładkie i czarne. Cała jego twarz, chociaż zdecydowanie była tą samą, to jednak zdawała się być dojrzalsza, a ostatnie lata na pewno w jakimś stopniu odbiły się na jego wizerunku, odbierając mu pozostałości po młodzieńczych cechach. Niezmienna pozostawała jednak ta kamienna twarz, skrywająca głęboko wszelkie emocje, by przypadkiem nikt postronny ich nie odkrył. Yoongi dalej był jednocześnie zimny i piękny, a Jimin nawet nie próbował siebie oszukiwać, że było inaczej. Jego urodziwa osoba przyćmiła wszystkich ludzi wokół, którzy w sekundzie zniknęli gdzieś, a w całym Seulu pozostał tylko on jeden, stojący przed nim w swojej puchowej kurtce i luźnych, materiałowych spodniach.
CZYTASZ
Peron | yoonmin
Fanfiction[SEQUEL „METRO"] Gdy mijają kolejne lata wszystko zaczyna ponownie biec swoim rytmem, a epizod, który wydarzył się w kraju Kwitnącej Wiśni odpłynął wraz z powrotem Jimina do Korei Południowej, gdzie chłopak mógł w pełni rozpocząć swoje dorosłe życie...