♧ • 19. Rozdział "Wichura w Walce o wyzwolenie" • ♧

17 5 1
                                    

Liri nie powiedziała nikomu o tym spotkaniu, natomiast Nasi młodzi rodzice dopiero przystosowywali się do swojego nowego obowiązku i bardzo pomagała im w tym matka plemienia oraz salot, co gorsze ukochana wodza wciąż nie była w pełni silna aby móc robić to co przed ciążą ale jednak także nie czuła się przede wszystkim na matkę, przerażały ją te wszystkie obowiązki i tylko pozostali starali się ją pocieszać. Ale to nie było też z samym problemem, z zmęczenia nie mogła karmić swoich dzieci i z rana wielu musiało chodzić po specjalne pokarmy aby nakarmić w pełni dzieci.

Jednak jeśli chodzi o wojowników i bazy ludzi w pełni przygotowywali się oni do ataku na teren dżumy jednak wciąż nie wiedzieli czy będzie na to generalne zezwolenie. Ale wkrótce wybrano już termin, był to właśnie dzisiejszy dzień. Powiedziano, że piątka członków klanu będzie na stworzeniach latających obserwowała wszystko z góry w czym Jeden będzie miał broń palną. Reszta aż 15 miało do dyspozycji Mroczne konie z czym piątka posiadała broń palną. Ustalono, że nie będą wybierać się na górny atak z Gór Alleluja gdyż byłoby to niekorzystne i nie są oni na to przygotowani, muszą także omijać niektóre największe osiedlenia czerwonej rośliny która wciąż nie miała nazwy gdyż miała ona kolce kłujące które mogły zranić stworzenia, armia zła nie była zorganizowana co ciekawe sam zły nawet nie myślał o tym aby tworzyć w pełni silną armia jedynie straszyć też nie sądził i nie podejrzewał aby Jake jako pierwszy zaatakował pełnoprawnym atakiem a nie zastraszaniem co robił Tylkon. A więc opierał natarcie na Doliny góry Dżuma które nie były zabezpieczone. Szykowali się do tego ataku w górze miał dowodzić sam wódz, który niedawno Spłodził syna i nowego Olo'eyktana Klanu, natomiast na ziemi miał dowodzić Alfa który na pewno nie zawiódłby w obecności ze swoimi nowymi odpowiednikami betą i gamą w tym pojedynku. Niestety na ten czas znów nastał nieustanny deszcz który zwiastował wiele rzeczy i wielu z nich główkowało się co mogłoby to oznaczać.

Natali z samego świtu jednocześnie jeszcze odmawiając Pieśni o szczęście do Eywa, mówili tylko do siebie że dzisiaj liczy się dla nich tylko zwycięstwo, zbyt często liczą się z klęską. Czuli, że Bogini ma ich wszystkich w opiece i z taką myślą wyszli do walki, byli niedaleko już góry a tam zgromadziły się mnóstwo latających stworzeń co przeszkadzało w orientacji miejsca, było bardzo głośno i chaotycznie, ten teren był piękny a zarazem bardzo niebezpieczny gdzie na kroku czyhały niebezpieczeństwa, stamtąd widzieli jeszcze drzewo dusz ale nie tylko bo jeszcze drzewo dom które było całe czerwone przez zarazę które tam rozprzestrzeniała się na dobre.

- Jake, wejście do Doliny czyste, Nie widzę tu żadnych wojowników ani z przodu ani z tyłu, dajesz rozkazy na wejście do tego terenu? - mówił Alfa

- Poczekaj to może być pułapka, znirzymy się i ujrzymy czy na pewno jest bezpiecznie - powiedział.

Spoglądał ciężko widząc przez niesamowitą hordę stworzeń Powietrznych, brakowało mu jego Wielkiego stworzenia ale uważał, że zrobił najlepiej jak mógł. Razem ze swoimi kompanami Na latających stworzeniach zniżyli się bardzo blisko ziemi ale tam także niczego nie widzieli

- Możemy atakować? - zapytał Alfa.

Zastanawiam się jeszcze przez chwilę ale w tym czasie z lasu wystrzeliły ostrza które były skierowane w stronę członków klanu Omaticaya.

- Chować się, za drzewa- krzyczał Nu"tey.

Jake wraz z pozostałymi wzbił się w powietrze i załadował broń aby móc strzelać ale nie widział napastników tylko to jak z dżungli wyrzucają ostrze. Nie miał czasu i Wystrzelił w tamtą część przestraszając napastników.

Avatar: "You and Me : (Fallen Navi)"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz