Tymczasem reszta powiązanych z incydentem na skoczni Kulm nadal kroczyła po tym łez padole.
Albert trafił do szpitala z lekkim wstrząśnieniem mózgu i złamaniem małego palca u stopy. Kiedy tylko doszedł do siebie, został aresztowany pod zarzutem usiłowania zabójstwa. Podczas przesłuchania przyznał się do szachowania wiatrem na zawodach w Innsbrucku, ale nie wzięto go na poważnie i zlecono wykonanie szerzej zakrojonycn testów psychiatrycznych.
Śmietaniarz umywał od wszystkiego ręce. Zarzekał się, że nigdy nie poznał planu oblecha. Żałował śmierci Grahama, bo liczył na sprawiedliwy pojedynek. Trochę ciasno mu było z tytułem twerkera-triumfatora, ale mógł liczyć na wsparcie Gryzeldy. Zostali parą, a honorowy patronat nad ich związkiem objęły nogi Constiego.
Holenderski notariusz wrócił do domu w jednym kawałku. Podjął pracę w swojej kancelarii i dalej krzewił swą miłość do tylnych partii ciała. Wolał nie odpowiadać na pytania o podbite oko.
Rowerowcy z Koła Wzajemnej Adoracji podpalili kasyno, kiedy szef organizacji PrOH próbował wyhazardować zdjęcia faceta zwanego Edek z Krainy Kredek. Ich zamach się nie powiódł i zostali surowo ukarani. Zdaniem Saimonaia, w ruch poszedł szpikulec do lodu i zaprawa murarska.
A Jake Szczota? Opłakał przyjaciela, przestał szukać wrażeń w autobusach i postanowił rzucić palenie. Nie dzisiaj, nie jutro, ale może za dwa tygodnie. Może na wiosnę. A może w grudniu po południu. Nie umiał ocenić, czy znajomość z Coxonem wyszła mu na zdrowie, ale nie żałował. Dobrze było przez chwilę pobujać się z kimś, kto ma olej w głowie, zęby w szczęce i podłogę w domu.
***
Wysokości były tego dnia cudnie pomarańczowe. Salon samobójców udostępniał niezły widok na aleję korzeni drzewek cytrynowych. Graham nie miał pojęcia, jak ani kiedy tu trafił. Wiedział tylko tyle, że nie był tu od zawsze. Że wcześniej był gdzieś zupełnie indziej.
Jego stolik świecił pustkami. Przypałętał się tylko jeden chętny. W zaświatach nikt tak naprawdę nie wyglądał, ale ten mimo wszystko sprawiał znajome wrażenie. Odznaczał się chaotyczną energią. Był nieposkromiony.
Grupka dusz po sąsiedzku rozgrywała akurat partię dupy biskupa. Niejasne wspomnienie prześlizgnęło się przez wszystko, co zostało z Coxona.
- Chyba znałem raz kogoś, komu ta gra by się podobała. - powiedział do nikogo konkretnego. Prawie nikogo. Może trochę do tego drugiego gościa przy stole.
- Serio? Ja chyba też. - odpowiedział tamten. Stało się podejrzanie, ale w dobrym sensie. Niczym w spisku.
Twerker miał przeczucie, że to żaden przypadek.
- Grasz może w świnie?
- Jak najbardziej.
Zatem zagrali w świnie we dwóch.
***
- Czekam, podglądaczu. - upomniał się Władca Piekieł.
Angelo puścił kotarę zasłaniającą alkowę z prywatnym stolikiem i skupił się na szachownicy. U samobójców grano w warcaby dyskami międzykręgowymi. Żyga twierdził, że nadają się tylko te wyrwane na żywca.
- Kogo tam wypatrzyłeś? - szef zmrużył oczy jak rozżarzone węgielki.
- Byłych dłużników. - Duch namyślał się, ale nie widział żadnych dobrych wyjść. - Szkoda, że się nie zapamiętali.
- A co to, zakochańcy?
- Cholera ich wie. - wykonał ruch, który powinien przynieść najmniejsze straty. Władca zbił jego dysk z uśmiechem dziecka, które właśnie wbiło cyrkiel w kolano klasowego łobuza. - Pokażę coś szefu.
Sięgnął pod swoje krzesło i postawił na stole słoik z talizmanem. Szef skrzywił się i schował łeb w pazurzastych dłoniach, kiedy tylko zaobserwował żyletkę w miodzie. Zachowywał się, jakby groziła mu wylewem.
- Frajerze, zdejmij to paskudztwo z moich oczu! - pisnął, wiercąc się na krześle. - Skąd to masz?
Angelo uśmiechnął się przebiegle i sprzątnął talizman z widoku. Wrzucił go gdzieś między czwarty a piąty wymiar, do kieszeni o konsystencji syropu na kaszel.
- Znalezione, nie kradzione. - odparł tajemniczo i wskazał za kotarę ruchem głowy. - Nie no. Zwędziłem jednemu z nich.
Władca Piekieł nie skomentował. Wykonał kolejny ruch na szachownicy.
- W ogóle to słyszałem, że zamykasz biznes przy Zgromadzeniu Wężowników.
- No, ostatnimi czasy nie jest rentowny. - przyznał Duch z Sundarbanów. - Jeszcze cała ta imba z Albertem, masakra. Szkoda, że tu nie ma emerytur.
- Zaiste, wielka szkoda.
Koniec dzięki tak.
![](https://img.wattpad.com/cover/329494084-288-k5151.jpg)
CZYTASZ
Zima, a życie jest szorstkie
HorrorKrzysiek zamykaj te drzwi. Uwaga: Fan(?)fik zawiera opisy śmierci, twerkowania, obcowania zmarłych i jazdy autobusem w godzinach wieczornych. (Lista może ulec aktualizacji) Miejsce akcji? Nie. Zaginamy czasoprzestrzeń. TO JEST NAJBARDZIEJ PASKUDZIST...