Rozdział 16

1.7K 117 8
                                    

Cody

Złapałem wolną dłoń Kamari, gdy po wyjściu z kwiaciarni, przekroczyliśmy bramę cmentarza. Co kilka dni wymieniałem kwiaty na świeże i zdziwiłem się, gdy Kamari zapytała, czy przeszkadzałoby mi, gdyby pojechała razem ze mną. Od razu zaczęła mówić, że to tylko luźne pytanie i jeśli nie chcę, to ona zostanie w hotelu, ale skoro sama chciała jechać, to się zgodziłem. Bardziej zdziwiła mnie w kwiaciarni, gdy zapłaciłem za kwiaty i chciałem wyjść, a ona poprosiła panią o jeszcze jedne kwiaty. I oczywiście nie pozwoliła mi za nie zapłacić.

Poszliśmy pierwsze do mojego brata i spojrzałem na nią, gdy ścisnęła mocniej moją dłoń, przybliżając się bardziej.

– Anthony Castillo... – szepnęła cicho. – Piękne imię. Dobrze się czujesz?

– Tak. Cieszę się, że tu ze mną przyjechałaś.

– Cieszę się, że mnie zabrałeś.

Jednak po kilku minutach Kamari stwierdziła, że da mi trochę czasu i poszła się przejść, a ja spojrzałem na tabliczkę, na której było imię i nazwisko kobiety, którą kiedyś tak kochałem.

– Pewnie jesteś zdziwiona, widząc mnie tutaj z inną kobietą. Ja też nie sądziłem, że kiedykolwiek się to wydarzy – szepnąłem. – Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Chyba pierwszy raz po waszym wypadku jestem przy kimś tak szczęśliwy. Nie wiem, co ona ze mną zrobiła... Kiedyś myślałem, że w nikim innym nie będę mógł się już zakochać, ale przy niej wydaje mi się, że to jest możliwe. Dziwne, nie? Tylko nie wiem, czy ona byłaby w stanie zakochać się w kimś takim jak ja... Niedługo wyjeżdża, zostaniemy tu znowu sami... Dziwnie będzie. Nawet mama ją bardzo polubiła. Mam nadzieję, że u twoich rodziców też wszystko w porządku... Szkoda, że się wyprowadzili i przestali odbierać ode mnie telefony... Chociaż chyba tu byli ostatnio, bo są ulubione kwiaty twojej mamy. Przyjadę tu za kilka dni po wyjeździe Kamari. Do zobaczenia...

Podszedłem do Kamari i złapałem ją w ostatniej chwili, gdy poślizgnęła się na mokrej trawie. Spojrzałem w te jej piękne oczy, a ona uśmiechnęła się lekko.

– Nic ci nie jest?

– Nie. Na szczęście byłeś obok. Zbieramy się powoli?

– Tak.

Wsiedliśmy do samochodu i zanim ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu, jej telefon zaczął dzwonić i szybko odebrała połączenie wideo.

– Tata! Tęskniłam!

– My też! Kiedy wracasz? Jak się bawisz? Wszystko w porządku? – zaczął wypytywać.

– Tak, wszystko cudownie. Kocham to miejsce. Chcesz poznać mojego tatę? – szepnęła i przybliżyła się, gdy kiwnąłem głową. – Tato, to Cody Castillo. Jest właścicielem hotelu, w którym się zatrzymałam. Bardzo mi pomógł.

– Miło pana poznać. Kamari wiele o panu opowiadała.

– Pewnie same złe rzeczy... – zaśmiał się. – Pana też miło poznać. Dziękuję za opiekę nad córką.

– Wystarczy Cody – powiedziałem. – Obiecuję bezpiecznie odstawić ją na lotnisko, panie Flores.

– Bardzo mnie to cieszy. A ja przejmę ją u nas na lotnisku.

– Przyjedziesz po mnie?

– Oczywiście – odpowiedział jej i trochę odetchnąłem z ulgą. – Nawet wymyślę jakiś głupi tekst powitalny i napiszę go na kartce.

– Tato...

– Zobaczysz. Gdzie jedziecie?

– Pojedziemy coś zjeść, bo Kamari już burczy w brzuchu. Muszę ją nakarmić – powiedziałem, gdy usłyszałem, że faktycznie jest głodna.

Honeymoon for oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz