Rozdział 3

2.6K 141 16
                                    

Rano, gdy Cody dał mi znać, że czeka pod hotelem, przejrzałam się jeszcze raz w lustrze, wygładzając nerwowo dłońmi moją czerwoną sukienkę w kwiatki. Nie wiedziałam nawet, skąd się wzięły te nerwy.

Zabrałam torebkę i zjechałam na dół, rozglądając się za chłopakiem, jednak nie miałam pojęcia, jaki mógł mieć samochód. Stałam tam, nerwowo przebierając nogami, kiedy nagle usłyszałam znajomy dźwięk klaksonu. Obróciłam się i ujrzałam Cody'ego, który uśmiechnął się do mnie i pomachał.

Usiadłam po chwili na miejscu pasażera, uśmiechając się i odłożyłam torebkę, zerkając na bruneta, który mi się przyglądał.

– Dzień dobry, Kamari.

– Cześć, Cody. Gotowy? – zapytałam, zapinając pas.

– Zawsze. Mam nadzieję, że zjadłaś porządne śniadanie, bo przed nami sporo do zobaczenia.

– Oczywiście. Jaki właściwie masz kolor oczu? Twoja mama też ma takie jasne, podobają mi się.

– Taki jakiś szaro-niebiesko-zielony. Sam nie wiem, co to jest – zaśmiał się i po chwili założył okulary przeciwsłoneczne. Włączył muzykę i ruszyliśmy w drogę. – Będzie ci przeszkadzał otwarty dach? Mogę zamknąć, jeśli chcesz i włączyć klimatyzację.

– Nie. Możesz zostawić.

– Jak nie chcesz, żeby za bardzo rozwiało ci włosy, to w schowku jest moja czapka z daszkiem, możesz założyć.

– Dzięki – powiedziałam, jednak nie sięgnęłam po nią. – Więc? Jaki mamy plan?

– Nie mamy planu. Zwiedzamy spontanicznie. Wiem mniej więcej, co możemy dzisiaj zobaczyć, ale wszystko okaże się na miejscu. I tak nie zdołam ci dzisiaj pokazać wszystkiego. Nie wystarczyłoby nam czasu i pewnie siły także.

– Pokażesz mi później, gdzie kupię pocztówki? Albo jakieś pamiątki? Rodzice mnie do domu nie wpuszczą, jak niczego im nie przywiozę.

– Oczywiście.

Zdziwiłam się, że Cody opowiadał mi podczas zwiedzania różne ciekawostki o zabytkach i o wyspie, a także z chęcią robił mi zdjęcia. Nie spodziewałam się, że będę miała takiego przewodnika. Przystojnego przewodnika. I czasem nawet wydawało mi się, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi. Nie było wtedy między nami niezręcznie i nawet gdy była między nami cisza, nie była już ona niekomfortowa.

Przynajmniej ja nie czułam się niekomfortowo. Nie wiedziałam jednak, co on czuje.

Gdy zobaczyłam miasto, to było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Nie było też wielu turystów w centrum. Była cisza i spokój. A to lubiłam najbardziej. Szczególnie że na co dzień mieszkałam w dużym mieście, pełnym korków. To była dobra odmiana.

– Też chcę – powiedział i obrócił telefon, robiąc nam selfie, na którym robiliśmy głupie miny. – Teraz uśmiech!

– Cody Castillo.

Usłyszeliśmy i spojrzeliśmy na starszego mężczyznę, który podszedł do nas z szerokim uśmiechem. Cody od razu rozweselił się na jego widok.

– Dobrze cię widzieć! Myślałem, że jesteś taki zajęty, że nawet nie wychodzisz z hotelu, a tu proszę...

– Dzień dobry! – przywitał się z nim Cody, podając mu dłoń. – Ciebie także dobrze widzieć. I nie samą pracą człowiek żyje, prawda? Jak zdrowie? Wszystko w porządku? I nawet mnie nie okłamuj, bo ja i tak wszystkiego się dowiem.

– A bardzo dobrze. Naprawdę dawno cię u nas nie było.

– Wiem, przepraszam. Byłem zabiegany. To Kamari – przedstawił mnie.

Honeymoon for oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz