Rozdział 20

1.6K 123 11
                                    

Tydzień później...

Kamari

Spojrzałam na zegarek, na którym miałam ustawiony czas, który był na wyspie i chwyciłam telefon, patrząc na zieloną kropkę przy Cody'm. Zadzwoniłam do niego, przechodząc do ogrodu, który mieliśmy za lokalem i spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz.

– Kamari!

– Cześć, Cody.

– Jesteś w pracy?

– Tak, pokazać ci restaurację? – zapytałam wesoło. – Ostatnio pokazałam ci cały dom, to teraz mogę ci pokazać knajpkę. – Co ty na to? Chętny?

– Możesz, ale czy ty nie mówiłaś, że ostatnio dość rzadko w niej bywasz?

– Bo rzadko w niej bywam. Chyba że jestem w mieście. Mamy dobrych ludzi, którzy wszystkim się zajmują. Dzisiaj jednak miałam ochotę trochę pogotować. Ugotowałabym coś dla ciebie, ale to teraz niemożliwe. Tam jest kuchnia i tak wygląda sala. – Pokazałam mu całą. – Teraz jest pusto, ale za godzinę się zacznie...

– Ale ładna! Pasuje do ciebie. Ty wybierałaś kolory?

– Tak.

– Tak myślałem.

– Czy to mój zięć? – Usłyszałam i spojrzałam na tatę, który wyrwał mi z dłoni telefon. – Cześć, Cody!

– Dzień dobry!

– To moja żona. Chodź tu – zawołał ją, żeby mu ją pokazać. – Kamari was sobie nie przedstawiła. Okropna jest, nie?

– Miło panią poznać.

– Pana również, panie Castillo – odezwała się mama, machając mu. – Kamari dużo o panu opowiadała.

– Muszą nas państwo kiedyś odwiedzić na wyspie. Załatwię wam najlepszy pokój.

– Lizus! – krzyknęłam.

– Ty się nie odzywaj. – Tata machnął na mnie ręką. – Z zięciem rozmawiam, a ty nam przeszkadzasz.

– Z jakim zięciem? Ty jesteś nienormalny...

– Cody, może ty zostaniesz moim dzieckiem? – zapytał go tata. – Mogę oddać Kamari twojej mamie.

– Moja mama z chęcią przygarnęłaby Kamari. Od razu jakby pan jej to tylko zaproponował.

– Zrobimy wymianę na lotnisku. Pakujcie się.

– Jasne, oddaj mi Cody'ego – mruknęłam, zabierając telefon. – Chcesz się bić o Cody'ego?

– Cody sam niech wybierze, z kim chce porozmawiać.

– Bardzo śmieszne.

Spojrzałam na Cody'ego, który głośno się zaśmiał, kręcąc głową.

– Jesteście niemożliwi.

– Oni tak ciągle. Nie przejmuj się nimi, Cody – wyjaśniła mu mama. – Nic nowego...

– Przy nich normalnie nie porozmawiamy.

– A o czym chcesz rozmawiać? – zainteresował się tata.

– Tato... Idźcie, zamówcie sobie obiad. Już, już...

– Chodź, zostawmy ich na chwilę.

– Dzięki, mamo.

– Mamy dzisiaj dla ciebie małą niespodziankę – powiedział Cody, gdy tylko zostaliśmy sami. – I wiem, że zaraz powiesz, że nienawidzisz niespodzianek i mam ci powiedzieć, o co chodzi, ale nie mogę! No nie mogę, bo to już nie będzie wtedy niespodzianka.

Honeymoon for oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz