Rozdział 19

1.5K 115 7
                                    

Cody

Wyszedłem przed budynek, gdy tylko Kamari zniknęła mi z oczu i przetarłem łzy, gdy prawie nie widziałem własnego samochodu, który stał na parkingu. Wsiadłem do środka, wiedząc, że i tak prędko nie będę w stanie odjechać i zignorowałem dzwoniący telefon, gdy zauważyłem, że to Archer. Nie chciałem z nim rozmawiać w tamtym momencie.

Starałem się przy niej trzymać, ale czułem się fatalnie. Nawet gorzej...

Wiedziałem, że powinienem był wracać prosto do hotelu, ale potrzebowałem chwili samotności i spokoju. Nie chciałem wysłuchiwać pytań Archera i mamy, którzy już pewnie mieli przygotowaną całą listę.

Gdy tylko byłem w stanie bezpiecznie prowadzić, pojechałem prosto na cmentarz. Usiadłem na ławce, która stała przed nagrobkiem i schowałem twarz w dłoniach.

– Czasem brakuje mi twoich rad, wiesz? – szepnąłem. – Zawsze wiedziałeś, co zrobić... Pewnie potrafiłbyś mi doradzić i w tej sprawie. Chociaż niektóre twoje rady były beznadziejne – zaśmiałem się cicho. – Będę musiał zająć się pracą, żeby bez przerwy o niej nie myśleć. Powinienem wykorzystać ten czas i skupić się na hotelu i sobie, bo ostatnio miałem średnie wyniki badań... Wiem, co byś powiedział... Że zawsze martwię się o innych, a o sobie w ogóle nie myślę. Kamari też tak mówi. Sam pilnowałem, żeby ona piła dużo wody, a ja nawet tego nie robiłem. Typowe dla mnie, co? Boże... Już za nią tęsknię. Pewnie powiedziałbyś mi, żebym nawet się nie zastanawiał i wyjechał niedługo z wyspy, żeby ją odwiedzić. Tylko czy mama sobie poradzi z hotelem? Niby miałaby tu wsparcie, ale nie chcę zostawiać jej samej. Wiesz, że randkuje z doktorkiem? Jest przy nim szczęśliwa. Tak naprawdę. Szkoda, że nie możesz jej zobaczyć.

Pół godziny później wszedłem do hotelu, zdejmując czapkę i spojrzałem na Archera, który od razu przestał rozmawiać z moją mamą i podszedł do mnie, żeby się przytulić.

– Jak się czujesz?

– Nie zadawaj mi takich pytań, błagam cię – powiedziałem cicho. – Zjadłeś wszystkie rogale?

– Specjalnie ci jednego zostawiłem.

– Jestem w szoku. Chory jesteś? – zapytałem go, a on prychnął pod nosem. – Wszyscy, którzy mieli się wymeldować, już to zrobili? – Spojrzałem na recepcjonistkę.

– Tak, panie Castillo. Wszyscy.

– To dobrze. Zaraz przyjedzie dostawa piwa, lodów i...

– Wody.

– Tak. Ogarniemy to. Archer pomożesz? – zwróciłem się do niego. – Przyda nam się pomoc.

– Uciekasz w wir pracy?

– Czymś muszę się zająć. Mamo, zobaczysz czy dziewczyny nie potrzebują pomocy przy pokojach?

– Już sprawdzałam. Sprawnie im idzie. Nie chcą mojej pomocy. Jak Kamari?

– Dobrze – powiedziałem cicho, unikając kontaktu wzrokowego. – W porządku.

– Nie masz bransoletki.

– Bo jej dałem. Znalazłaś może tę bluzę, której wczoraj szukałem? Nie wiem, gdzie ją zostawiłem.

– Nie, Cody – odpowiedziała od razu. – Nie wiem, gdzie może być. Może zostawiłeś gdzieś na plaży.

– Nie mam pojęcia. No nic... Nieważne. Mam inne. Kiedy twoi rodzice wracają? – zapytałem Archera.

– A co?

– Nienawidzę tekstu "a co?". Nie możesz mi normalnie odpowiedzieć na pytanie? Szczególnie na tak konkretne pytanie?

– Jutro, a co?

Honeymoon for oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz