Rozdział 7

966 135 17
                                    

rozdział zawiera drastyczne sceny


Brayden

Miesiąc później

Czerwony Kapturek spędza ze mną co drugi wieczór, a mnie zaczęło niepokoić to, że pomimo tego, że za każdym razem jest głodna, od jakiegoś czasu wydaje się szczęśliwsza.

I nie wspomina już o tym, że chciałaby umrzeć.

Mnie samego bardziej cieszy życie wiedząc, że mam taką towarzyszkę.

Nie mówię już o tym, że uwielbiam patrzeć, kiedy się uśmiecha.

Uwielbiam jej uśmiech i coś dziwnego kołacze w moim sercu za każdym razem, kiedy o niej pomyślę.

Nie chcę, byśmy zdradzali sobie swoje imiona, albo cokolwiek z naszego życia, bo uważam, że to będzie uczciwe. Skoro ja nie mogę zdradzić jej kim naprawdę jestem, to ona niech nie zdradza mi, kim ona jest. Jeżeli poznałaby moje imię i kiedyś przypadkowo wygadałby się, że spotyka się z chłopakiem o takim imieniu, mogłaby sprowadzić na mnie kłopoty. Nie mam pewności, czy każdy z członków Żmij zaakceptował fakt, iż nie żyję.

Przezorny zawsze ubezpieczony.

Lepiej dmuchać na zimne i takie tam.

– No dobra, Brayd. – Ron wtacza ciało jakieś gościa do chaty, kiedy ja ze spokojem siorbię wodę z jakiś ziół, którą przygotowała dla mnie Dona. – Myślę, że już dorosłeś do tej zabawy.

Przygryzam wodę chlebem, bo chcę zostawić coś dla Kapturka. Na każde nasze spotkanie przynoszę jej coś do jedzenia. Dona nie zauważyła, że zjadam więcej.

A może zauważyła, tylko nic nie mówi?

– Co to? – Pytam beznamiętnie, spoglądając na zakneblowanego faceta leżącego u moich stóp.

Gdyby Kapturek wiedziała z kim się zadaję i co robię, znienawidziłaby mnie. Dotarłoby do niej, że naprawdę jestem złym wilkiem, a jedynie na chwilę odziałem się w skórę owcy, by móc być blisko niej.

– Twoje nowe zadanie. Ileż można ćwiczyć na dzikach. – Shon siada w kącie chaty.

Podnoszę się z miejsca i obchodzę leżące, wciąż żywe ciało dookoła. Gość mierzy mnie spojrzeniem. Ściąga brwi, jakby próbował sobie coś przypomnieć.

– Kto to? – Kieruję pytanie do Rona, który opiera się plecami o ścianę.

– Członek Żmij.

Na samo wspomnienie tej pieprzonej szajki, zaciskam ręce po bokach.

– Skąd go wzięliście?

– Młody, my wciąż działamy w terenie. Węszymy, szukamy słabych punktów.

Wataha. Wilki to inteligentni zabójcy.

Kucam przed leżącą przede mną kupą gówna i ściągam mu knebel.

– Jesteś... – Charczy, próbując zwilżyć wyschnięte gardło.

– Mówiłem ci młody, że twoje wyjście z kryjówki przed czasem może wszystko zaprzepaścić. – Shon ze spokojem tłumaczy, dlaczego nie pozwalają mi wychodzić do ludzi. – Jesteś zbyt podobny do ojca.

– Mały gnojek, który patrzył jak pierdolimy jego...

Nie udaje mu się dokończyć zdania, bo kopię go tak mocno w pysk, że słychać chrzęst łamanej kości.

– Panuj nad sobą, Brayd. – Shon upomina mnie cichym głosem.

– Wiedzieliście kogo tutaj przyprowadzacie! – Wyciągam oskarżycielsko palec w ich kierunku. – Kurwa! – łapię się za głowę, próbując nie wydrzeć sobie wszystkich włosów z głowy.

Czerwony Kapturek i Wilcze Serce   (+18! ) JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz