Rozdział 10

956 87 5
                                    

Brayden

Cały tydzień nie widziałem się z Kapturkiem. Zaczynam się o nią martwić. Jednak za każdym razem, kiedy chcę przekroczyć granicę lasu, niewidzialna siła każe mi zawrócić. Całą złość wyładowuję na treningach z Ronem i Shonem.

Na kogo jestem zły?

Na siebie, bo nie potrafię wrócić do Green Hill, by sprawdzić co z Kapturkiem?

Na nią, bo zostawiła mnie bez słowa?

Może rzeczywiście na siebie, bo nie potrafię się przełamać i jej poszukać, ponieważ zemsta, którą pielęgnuję w sercu jest ważniejsza?

A może mam żal do Dony, że mnie zostawiła zanim odbiliśmy nasze miasto spod władzy Żmij?

Cokolwiek by to nie było, roznosi mnie od środka. Wilczur tak się do mnie przyzwyczaił, że chodzi ze mną krok w krok. Schylam się, by podrapać go za uchem, a wtedy on zamiera w miejscu.

– Co jest? – Szepczę, skupiając wzrok w tym samym miejscu, co on. – Widzisz kogoś?

Młody szczerzy kły, a ja mrużę oczy, by dostrzec to samo. Kiedy zauważam rude loki wystające spod czerwonego kaptura, moje serce staje w miejscu.

Czerwony Kapturek.

– Wilku? – Jej głos jest ledwie słyszalny, ale słyszę te wibracje.

Brzmi tak, jakby chciała mnie zawołać, bo mnie potrzebuje, ale coś jej na to nie pozwala.

– Kapturek? – Zrywam się na równe nogi, a gdy mój głos do niej dociera, Kapturek odwraca się w moją stronę.

Biegnę do niej, a mój psiak rusza w ślad za mną. Im bliżej niej jestem, tym bardziej dostrzegam, że jest zgarbiona, a jej twarz pozbawiona blasku, który towarzyszył jej w ostatnich miesiącach, gdy się widywaliśmy.

– Kapturek, wszystko w porządku? – Chwytam w dłonie jej policzki, a ona przymyka oczy. Gdy jej ciepły oddech otula moją skórę, coś chwyta mnie za serce. – Co ci jest?

Unosi kącik ust, jej westchnienie jest niczym melodia.

– Byłam chora.

– Chyba nie do końca wyzdrowiałaś. – Zauważam, przekrzywiając głowę.

– Musiałam cię zobaczyć. – Mówi łamiącym się głosem.

Dlaczego brzmi tak, jakby bała się, że więcej się nie zobaczymy?

Bała się, że ją porzucę przez to, że nie przychodziła cały tydzień? Nawet gdybym chciał to zrobić, to nie byłbym w stanie.

– Zauważyłeś, że już coraz lepiej odnajduję się w terenie? – otwiera oczy, próbując zażartować. Nawet zieleń w jej tęczówkach wyblakła.

– Chodź, musisz siedzieć w cieple, by choroba nie przybrała na sile.

Kapturek uśmiecha się niemrawo. Teraz, kiedy nie ma Dony, mogę wziąć ją do chaty. Ryzykuję, wiem. Ale nie mogę jej tutaj zostawić w takim stanie.

– Och. – Pochyla głowę, by spojrzeć na wilczura, który staje na tylnych łapach, próbując do niej sięgnąć. Dziewczyna kuca przed nim, ale nie umyka mi to, że przy tej czynności grymas maluje się na jej twarzy. – A kogo my tu mamy? Chyba raczej nie jesteś niegroźnym pieskiem? – Patrzy na mnie, jakby miała na myśli kogoś innego, a nie małego wilka, który liże ją po ręce.

– Znalazłem go i tak jakoś został. – Tłumaczę, urzeczony jej szczerym uśmiechem, kiedy zaczyna tulić do siebie szczeniaka.

– Masz wilcze serce.

Czerwony Kapturek i Wilcze Serce   (+18! ) JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz