Rozdział 12

900 91 12
                                    


Brayden

Znam Kapturka od pół roku. Czasami przychodzi na umówione spotkania, czasami nie. Jednak zauważyłem, że z każdym kolejnym spotkaniem, jest coraz bardziej wycofana. Jedyne czego chce, to bym mocno trzymał ją w ramionach i czytał jej książkę, którą zna na pamięć. W zasadzie zna ich już pięć, bo prosiłem Shona, by skombinował dla mnie jakieś nowe tytuły.

Chłopaki przynieśli mi zapasy, więc mogę ugościć swoją małą towarzyszkę tak, jak należy. Kapturek mocno schudła. Nie wiem, czy się odchudza, czy nie, ale za każdym razem wciskam jej tyle jedzenia, ile mam. Na szczęście dziewczyna nie protestuje, tylko ochoczo zjada wszystko co do kęsa.

Czasami męczy mnie nasza niepisana zasada, by nie wyjawiać swojej prawdziwej tożsamości. Chcę wiedzieć o niej więcej. Niestety tak będzie sprawiedliwie, póki ja nie mogę się wychylać. Ron wygadał się, że jeszcze jakieś dwa lata i możemy odbić nasz teren. Chłopaki zbierają ludzi, szkolą, zdobywają broń.

Gdybym tylko wiedział, że Kapturek nie ma tych dwóch lat, by móc na mnie czekać.

Wyciągam z pieca ciepłe bułki i zsuwam je na talerz.

– Absolutnie! – Biję wilka po łapach, które oparł o stół, bo do jego nozdrzy doleciał ten słodki zapach. – Ty zeżarłeś dzika. – Grożę mu palcem, ale kiedy ten patrzy na mnie spod przymrużonych powiek, przegrywam walkę z kretesem. – No dobra, ale musisz poczekać, aż wystygną. – Oznajmiam mu, a ten wraca na swoje legowisko.

Szczerze myślałem, że jak podrośnie to wyruszy w głąb lasu, by znaleźć swoją watahę.

Jednak wybrał mnie.

Kiedy tylko kończę upominać mojego wiernego towarzysza, drzwi do chaty otwierają się.

– Wilcze Serce? – Na dźwięk głosu Kapturka, moje ciało przeszywa to dziwne ciepło.

Tak jest za każdym razem, kiedy ona jest blisko.

– Jestem. – Chrypię, po czym zmuszam nogi, by do niej podejść.

Rudowłosa ściąga z głowy swój czerwony kaptur i posyła mi zmęczony uśmiech.

– Wszystko w porządku? – Pytam, kiedy omal nie potyka się o własne nogi. Łapię ją w ramiona i niosę na łóżko.

– Tak, zwyczajnie droga do twojej chaty mnie wyczerpała. – Odpowiada ledwie słyszalnie, opierając głowę o moje udo.

Gładzę jej rude loki, a wilczur wskakuje na łóżko i kładzie się obok niej. Dziewczyna wszczepia palce w jego futro i zaczyna je przeczesywać.

– Upiekłem bułki. Posmaruję jedną twoim ulubionym dżemem wiśniowym.

– Byłoby świetnie, dziękuję.

Z niechęcią się od niej odsuwam, a wtedy wilczur przesuwa się bliżej niej. Kapturek kładzie głowę na jego ciele.

Zaskakuje mnie to, jak bardzo opiekuńcze w stosunku do niej jest to zwierzę.

Pośpiesznie smaruję pieczywo i zanoszę wraz z ciepłą herbatą mojej rudowłosej.

– Usiądź, zjedz.

Nie umyka mojej uwadze fakt, że krzywi się, kiedy podnosi się na łokciach.

– Boli cię coś?

– Uch, nie. – Zbywa mnie, przykładając kubek do ust. – Potknęłam się na gałęzi i upadłam na rękę. Widocznie coś sobie ubiłam.

Upija łyk, a następnie wgryza się w bułkę. Zamyka oczy z rozkoszy, która ogarnia jej zmysły podczas jedzenia.

Odgarniam jej włosy na plecy i wtedy zauważam filetowy ślad na jej szyi.

– Co to jest? – Pytam, przesuwając opuszkiem palca po ciemnym kolorze, który szpeci mleczną cerę mojego Kapturka.

– Co? – Unosi drżącą dłoń i przykłada w to samo miejsce, na którym ja nadal trzymam palce. – Och, to. Nie mam pojęcia.

Je dalej spokojnie, ale ja nie spuszczam z niej uważnego spojrzenia.

– Jak to nie masz pojęcia, Kapturku? Ten ślad jest wielki i raczej nie wygląda na świeży. Nie wmówisz mi, że upadłaś w drodze do chaty.

Ruda zaciska usta w wąską linię.

– Czy znosimy zasady swojej znajomości, Wilcze Serce?

Zaciskam szczęki, bo tak bardzo bym tego chciał. Niestety złamię przysięgę złożoną Wilkom. Nie mogę się ujawnić nikomu, kto nie jest jednym z nas, dopóki nie odzyskam panowania.

– Nie.

Jednym słowem gaszę nadzieję w oczach dziewczyny. Na jej twarzy maluje się smutek i rezygnacja. Znów bierze kęs pieczywa, a kiedy popija go ciepłym naparem, mówi:

– W takim razie nie mogę ci powiedzieć. Co jest w lesie, zostaje w lesie.

– Obiecuję, że już nie długo. – Zakładam jej pojedynczy lok za ucho.

– Obawiam się, że nie mam tyle czasu. – Szepcze, a w jej oczach pojawiają się łzy.

– Szybko zleci, naprawdę. – Próbuję wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu.

Sam sobie ciągle to powtarzam. Chcę, by już doszło do tej walki, bym mógł zatrzymać Kapturka dla siebie raz na zawsze.

– Oby. – Ziewa, kładąc się na łóżku. – Pozwolisz mi przespać się z dwie godzinki, Wilcze Serce?

– Oczywiście, Kapturku. Śpij, ile tylko potrzebujesz.

– To obudź mnie za równe dwie godziny. Potrzebuję się spokojnie wyspać chociaż chwilę.

– Nie będę ci przeszkadzał.

– Wilcze Serce? – Unosi jedno oko, zanim przykryje się moim kocem.

– Tak, Kapturku?

– Pilnuj mnie, gdy będę spała.

– Obiecuję. – Zapewniam gorąco, a ona przytula do siebie wilczura. – Kiedy jesteś ze mną, nic ci nie grozi.

– Za to cię kocham.

Spoglądam na nią oszołomiony, kiedy jej cichutki szept sięga moich uszu.

Kapturek mnie kocha?

Ja... Ja ją chyba także.

Cholera. Przełykam ślinę rozkojarzony.

Nie. Pewnie coś mi się przesłyszało. Patrzę na jej spokojnie unoszącą się klatkę piersiową, kiedy wciąga do płuc powietrze.

Jest taka piękna.

Wilczur gładzie głowę przy jej piersi, a ta obejmuje go, wciskając się w jego sierść.

Mnie ten zwierzak nie pozwala na taką bliskość.

Może obydwaj od początku mieliśmy wrażenie, że Czerwonego Kapturka trzeba chronić, a ona szuka u nas otuchy i bezpieczeństwa?

Gdybym tylko wiedział, że moja rudowłosa była w takim niebezpieczeństwie...

Zdeptałbym te głupie zasady i nigdy już nie wypuścił z tej chaty.

Ta zabawa zaczęła mi ciążyć i sprowadzać na nas nieszczęście.

Kiedy Kapturek się budzi, wraca do domu, a ja śledzę ją, by sprawdzić, czy dotarła bezpiecznie.

Dotarła.

Ale nie była bezpieczna nawet przez moment.


Czerwony Kapturek i Wilcze Serce   (+18! ) JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz