Rozdział 5. Układ.

170 10 0
                                    

Daphne
Teraźniejszość

— Jedź ze mną.

Nie wydawało mi się aby to było pytanie czy prośba. To po prostu było coś w rodzaju już odpowiedzi na jego nieistniejące pytanie. Dobrze wiedziałam, że tak to się skończy. Kiedyś w końcu musiał wyjść na wolność i się zemścić. Tylko nie rozumiem dlaczego chce mi pomagać? Tak mam to nazwać? Wiem, że to układ. Ale gdy myśle, że mogłabym się uwolnić spod kontroli ojca... Chociaż czy to dobry pomysł? Przejść na drugą stronę? Przez najbliższy czas to Misha będzie miał nade mną władze. Jeśli się zgodzę.

A coś się zanosi, że się zgodzę. Jak zwykle zrobię głupotę. Chyba taki już mój los.

— To układ? Ja ci pomagam, a ty mi dajesz wolność?— skinął głową na moje pytania.

— Chyba nie myślałaś, że robię to dla ciebie.

Zacisnęłam szczękę powstrzymując niechciane myśli.

— Nie, skądże. Jak mogłabym o tym pomyśleć? Przecież jesteś zwykłym egoistą.

— Zważaj na słowa.— zagroził.— Trochę byłoby słabo gdybyś straciła język, prawda?

— Jesteś okropnym człowiekiem.

— Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało.— spojrzał na mnie wymownie przywołując wszystkie wspomnienia z dawnych lat.— „Och, tak Misha. Ojejku...jak mi dobrze".

— Może to tobie powinni uciąć język.— wypaliłam złośliwie. To co mówił było obrzydliwe. Misha był całkowitym złem. Obleśnym.

Wzmocnił uścisk, a ja gwałtownie wciągnęłam powietrze. I po co ja mu odpowiadam.

— Równie dobrze mogę cię teraz zrzucić ze schodów i będzie po problemie.

— Sam się zrzuć ze schodów, psychopato!— zawołałam na skraju wszelkich emocji.

— Suka.— kopnęłam go w krocze i uderzyłam w policzek. Znów na mnie spojrzał. Zlapal mnie momentalnie za włosy tak mocno, że aż mnie wykręciło. Jęknęłam z bólu.

— Puszczaj!

— Wchodzisz w to czy nie? I tak nie masz wyboru, więc chociaż cokolwiek odpowiedz, i tak mnie to nie obchodzi.

Ucieczka przed przeznaczeniem.

Nieufnie na niego spojrzałam, ale pokiwałam głową. Puścił mnie i wystawił w moim kierunku dłoń. To była umowa.

Kurwa.

Złapałam za jego dłoń i uścisnęłam.

No to jestem w dupie.

— Pakuj się, musimy już jechać.

Dużo osób uznałoby to za głupotę. Że nie powinnam, że to powinnam się go pozbyć. Ale tego nie chciałam. Chciałam spokoju. A to jedyna moja ucieczka przed ojcem. Będę mogła zostać w Paryżu do końca życia i cieszyć się własnym szczęściem będąc wolontariuszem.

Poszłam do pokoju i wyjęłam stamtąd najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka par dżinsów, bluzy, bieliznę, skarpety i takie tam. Wszystko wpakowałam do dużej torby sportowej.
Opierał się o framugę. Obserwował mnie przez cały czas. I robić to będzie dalej.
Wzięłam mały sztylet i również go schowałam. Może się przydać.

Gdy już miałam wychodzić zadzwonił mój telefon. Wzięłam go do ręki i omal mi nie wypadł.

— To mój ojciec.

— Powiedz, że wszystko w porządku i się uczysz w domu.— powiedział podchodząc po moją torbę. Drżącymi dłońmi odebrałam połączenie.

— Cześć tato. Tak, wszystko w porządku. Uczę się w domu.— powtórzyłam po nim. Po paru sekundach ojciec się rozłączył życząc mi owocnej pracy.

Russian roulette || ‼️W TRAKCIE KOREKTY‼️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz