Rozdział 1. Dziękuje Misha.

367 13 7
                                    

Daphne
6 lat temu

  Czy rodzimy się, aby być idealni?  By każdy był identyczny.  Dni mijały w taki sam sposób. Abyśmy monotonnie wykonywali swoje obowiązki, a zarazem perfekcyjnie. Idealnie.
Nienawidziłam tego słowa. Zabierało życie. Człowiek czuje początkowo euforię spowodowaną poczuciem wyższości nad innymi. Nie zdaje sobie sprawy, kiedy to uczucie go wyniszcza. A gdy w końcu budzi się z tego magicznego snu, który okazał się rzeczywistością...jest już za późno.

Zamknęłam głośno książkę słysząc swój budzik. Siódma czterdzieści. Pomalowałam usta błyszczykiem, zabrałam plecak i wyszłam cicho z pokoju. Nim moja mama chciała krzyknąć, że pewnie zaspalam to zjawiłam się w progu jadalni.

— Tak, mamo?— powiedziałam uśmiechając się w swój wyuczony sposób. Specjalnie zignorowałam jej zdziwienie.— Coś nie tak? Możemy już jechać.

Nieznośna.

— Nie jesz nic? A zresztą nieważne. Dam ci pieniądze i coś sobie kupisz.— machnęła ręką zbierając swoją torebkę, następnie wyjęła portfel i dała mi dość dużą kwotę jak na „coś". Grzecznie podziękowałam i wspólnie wyszłyśmy do garażu.

To nie było dla mnie zaskoczenie. Według tej kobiety powinnam sama o siebie zadbać, na pewno nie potrzebowałam uwagi i rzeczy materialne wszystko załatwią. W końcu miałam wszystko czego potrzebowałam.

Usiadłam na przednim siedzeniu i poprawiłam swoją spódniczkę od mundurku. Chodziłam do prywatnej szkoły, więc nie mogłam chodzić według swojego stylu. Aczkolwiek uzupełniałam to ulubionymi opaskami, wstążkami i biżuterią.

W trakcie jazdy nie zamieniłam z matką ani słowa. Tylko ona mówiła ewentualnie, przypominając mi o obowiązujących mnie zasadach, jak zawsze. Mówi mi to codziennie. Już znam ten scenariusz na pamięć.

Daphne uważaj na lekcjach. Daphne miej same oceny celujące. Daphne bądź najlepsza. Daphne miej godnych twojego poziomu przyjaciół. Daphne nie zadawaj się ze złymi chłopcami. Daphne noś się z godnością. Bądź idealna.
Już wole swojego ojca senatora, który nie ma na mnie czasu niż matkę, która najchętniej by mnie uciszyła. Na wieczność.

Byłam ich jedyną córką. Udaną dla publiczności. Nieudaną dla rodziny. Zawsze chcieli mieć syna. Może gdyby był ktoś jeszcze to być może nie byłabym ofiarą w tym wszystkim.

Nienawidziłam tego, że wybierali mi znajomych. To było chyba najgorsze w tym wszystkim.
Rozpieszczona do granic możliwości Liza, złośliwy Thomas, albo taka płytka Clarissa.
Byli wredni i uważali się za niewiadomo kogo.
Jedyną osobą w tej szkole, która była „normalna" była Cloe. Chodziłyśmy do jednej klasy, nie należała rodziną do elity, ale skądś musiała mieć pieniądze na szkołę. To znaczy jej rodzice musieli.
Nie oceniała mnie przez pryzmat bogactwa i nazwiska. Zakolegowałyśmy się w pierwszej klasie, a moi rodzice do tej pory nie mogą jej zaakceptować.

Chociaż może w jednym mieli rację...

— Nie zgub tej bransoletki.— powiedziała nawet na mnie nie patrząc. Czasami myślałam, że się brzydzi gdy na mnie patrzy. Może dlatego tego nie robi.— Była bardzo droga.

Automatycznie zerknęłam na biżuterię spoczywającą na moim nadgarstku. Była złota. Ciężka. Oprócz tego była wykonana też z błękitnych akwamarynów. Dostałam ją z okazji rozpoczęcia roku szkolnego.
Aczkolwiek prawdziwa wersja tego była taka, że chcieli się mną pochwalić na bankiecie.

— Dobrze, mamo.

W duchu zastanawiałam się jak jej się pozbyć.

Pożegnałam się i zgrabnie wyszłam z samochodu. Szybko popędziłam do budynku szkoły. Miałam jeszcze dosłownie parę minut. Minęłam parę osób z którymi się przywitałam.
Nie chciałam być nigdy popularna. Nie rozumiałam po co to komu. Ludzie mnie znali, bo wiedzieli kim jest moja rodzina. W końcu kto by nie znał słynnego senatora Missi Lee? Raczej jestem osobą lubianą. Nie jestem wredna i często chętnie pomagam. Jako jedyna. Szkoła w większości była przepełniona ludźmi z pustymi mózgami.

Russian roulette || ‼️W TRAKCIE KOREKTY‼️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz